Materiał promocyjny

Gorączka chikungunya jest już w Europie

Gorączka chikungunya – choroba wirusowa przenoszona przez komary Aedes – jeszcze kilka lat temu była egzotyczną ciekawostką. Dziś, wraz z rozszerzaniem się zasięgu wektorów i wprowadzeniem pierwszej szczepionki, stała się tematem istotnym – zwłaszcza dla osób podróżujących. O sednie zagrożenia i o tym, dlaczego szczepienia są inwestycją na całe życie, rozmawiamy z prof. dr hab. Ernestem Kucharem, kierownikiem Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Adobe
Adobe

Skąd wzięła się sama nazwa choroby?

Prof. Ernest Kuchar: „Chikungunya” wywodzi się z języka Makonde używanego w Tanzanii i Mozambiku. Dosłownie oznacza „człowieka zgiętego” i opisuje cierpiącego, który garbi się pod wpływem bólu stawów. Chorobę opisano po raz pierwszy w Tanzanii w 1952 r.; już sama jej nazwa uświadamia, jak dokuczliwy może być ból towarzyszący zakażeniu.

Jak wygląda typowy przebieg choroby?

To choroba grypopodobna, ale z potężnym komponentem bólowym. Po 3–7 dniach wylęgania (czasem do dwóch tygodni) pojawia się wysoka, dwugarbna gorączka, silne bóle stawów i mięśni, dreszcze, ból głowy, ból za gałkami ocznymi i wysypka. Wysypka bywa plamista, następnie przechodzi w plamisto‑grudkową; częściej zaczyna się na twarzy, obejmuje dłonie, podeszwy stóp, u dzieci może zajmować błony śluzowe. U 40 proc. pacjentów po fazie ostrej utrzymują się przewlekłe bóle i zapalenia stawów – potwierdzane w badaniach obrazowych. Zdarzają się też hiperpigmentacje skóry. Śmiertelność jest niska, ale jakość życia potrafi zostać zrujnowana.

Dlaczego dziś mówimy o problemie globalnym?

Decyduje ekspansja wektorów choroby: Aedes aegypti i Aedes albopictus. Tam, gdzie latają komary, tam może pojawić się chikungunya. W sezonie 2005/2006 doszło do mutacji wirusa, która zwiększyła zjadliwość i łatwość transmisji. W 2020 r. chorobę notowano jeszcze w kilkudziesięciu krajach, w 2024 r. już w 110. Najwięcej przypadków obserwuje się w tropikalnej Afryce, Azji Południowo‑Wschodniej, na Karaibach oraz w Ameryce Łacińskiej, lecz ogniska lokalne występowały także w Europie Południowej.

Kto choruje najciężej?

Grupami ryzyka są noworodki, osoby starsze oraz chorzy przewlekle – szczególnie z nadciśnieniem czy zmianami stawowymi. To u nich częściej obserwujemy przewlekły, wyniszczający ból, a w ostrym okresie możliwe są powikłania neurologiczne czy hematologiczne. Dlatego to właśnie te grupy powinny myśleć o szczepieniu w pierwszej kolejności.

Co to za preparat?

To szczepionka żywa atenuowana. Wirus został, mówiąc obrazowo, „wykastrowany” – usunięto mu białko NSP3 kluczowe do namnażania. Dzięki temu pobudza silną odpowiedź immunologiczną, a sam nie wywołuje choroby. Podajemy ją domięśniowo w jednej dawce i – analogicznie do szczepionki przeciw żółtej gorączce – mówimy o ochronie na całe życie. W czerwcu 2024 r. preparat został zarejestrowany w Unii Europejskiej dla osób od 13. roku życia (poprzednia wersja charakterystyki mówiła o 18 latach, co niedawno zmieniono). To jedna dawka, jeden wyjazd do przychodni – i długotrwała ochrona.

Jak tolerowana jest ta szczepionka?

Zwykle bardzo dobrze. Najczęstsze odczyny niepożądane to ból i obrzęk w miejscu wkłucia, przejściowe bóle mięśni, stawów, gorączka czy nudności. W badaniach bezpieczeństwa rzadko notowano leukopenię, limfopenię czy łagodne, przejściowe wzrosty enzymów wątrobowych. Objawy zwykle ustępowały bez następstw. Trzeba natomiast poinformować pacjenta, że u nieco poniżej 2 proc. zaszczepionych mogą pojawić się objawy przypominające „mini‑chikungunyę”, utrzymujące się nawet miesiąc – i to jest wliczone w ryzyko.

A przeciwwskazania?

Standardowe jak dla wszystkich szczepionek żywych: ciężka immunosupresja, ciąża (z braku danych), ciężka reakcja alergiczna na którykolwiek składnik szczepionki. Jeżeli ktoś planuje ciążę lub jest w trakcie terapii immunosupresyjnej, powinien skonsultować temat ze specjalistą.

Komu realnie zaleciłby pan szczepienie?

Każdemu, kto często lub spontanicznie (mam na myśli np. wyjazdy „last minute”) podróżuje do strefy tropikalnej. Zwłaszcza osobom planującym dłuższy pobyt, pracę czy wolontariat. Dodałbym – z uwagi na przewlekłe zmiany stawowe – wszystkim, których zawód wymaga precyzji manualnej: muzykom, artystom, chirurgom czy mechanikom. Lepiej zabezpieczyć stawy, zanim będzie za późno. Jedna dawka przed trzydziestką działa równie dobrze jak po sześćdziesiątce, dlatego warto się pospieszyć.

Czy samo szczepienie wystarczy?

Nie. Zasada jest prosta: szczepienia uzupełniają, a nie zastępują klasyczną profilaktykę przeciwkomarową. Trzeba stosować repelenty, nosić długie odzienie, spać pod moskitierą, unikać wycieczek po zmierzchu i przed świtem. Ale proszę zauważyć, że powyższe działania wymagają stałej troski i powtarzania – np. repelent działa tyle, ile utrzymuje się na skórze i jego aplikację trzeba powtarzać, a szczepionka działa niezależnie od naszej pamięci i sumienności.

Zostaje kwestia lęku przed „nowym zastrzykiem”. Jak przekonać sceptyków?

Lęk jest emocją, tymczasem decyzja o szczepieniu powinna być racjonalną analizą ryzyka. Oprócz choroby o ostrym przebiegu chikungunya potrafi zostawić ślad na lata. Decydując się na szczepienie z wyprzedzeniem, w najgorszym wypadku „odchorujemy” niepożądany odczyn poszczepienny przed wyjazdem, w dobrych, domowych warunkach. Zakażenie dzikim wirusem przydarzy się w najgorszym możliwym momencie – w tropikach, z daleka od własnego lekarza i systemu opieki, na kosztownym urlopie, często bez ubezpieczenia. Dla większości ludzi jedna doba hospitalizacji za granicą wielokrotnie przewyższa koszt szczepionki.

Dlaczego nazywa pan szczepienia dobrą inwestycją?

Bo w przeciwieństwie do diety czy sportu nie wymagają ciągłej dyscypliny. Jedna decyzja i efekt ochronny na lata. Z wiekiem nasza naturalna odporność słabnie, a szczepionka – jeśli podana wcześniej – utrzymuje skuteczną ochronę. Jakby nie liczyć wychodzimy na plus: dziś jeden zastrzyk, jutro i później bliskie zeru ryzyko choroby, kosztów leczenia i zmarnowanego czasu. To czysta kalkulacja korzyści do ryzyka.

Podkreśla pan, by szczepić się „za młodu”. Dlaczego?

Organizm młody nie tylko lepiej odpowiada na szczepionki, ale jeszcze rzadziej występują działania niepożądane i na dłużej cieszymy się ochroną przed chikungunyą. Z każdym rokiem immunosenescencja przytępia odpowiedź immunologiczną. Po sześćdziesiątce skuteczność bywa niższa, a tolerancja szczepionki znacznie gorsza. Skoro więc planujemy podróże i wiemy, że komary rozszerzają zasięg, to szczepienie wcześniej jest z wielu powodów bardziej opłacalne.

Na koniec: jaka jedna rada dla przyszłych podróżników?

Traktujcie państwo szczepienia tak samo poważnie, jak rezerwację hotelu. Zarezerwujcie czas na wizytę w poradni minimum sześć tygodni przed wylotem. To prostsze i znacznie tańsze niż później negocjować rachunek w lokalnym szpitalu. Szczepienia to parasol, który zabezpiecza nas, gdy zacznie padać. W tropikach ulewa nadchodzi nagle – lepiej mieć parasol przygotowany.
 

Autorka

PAP

Luiza Łuniewska - Dziennikarka, reportażystka, redaktorka. Pisuje o wielkich triumfach medycyny i jej wstydliwych sekretach. Lubi nowinki z dziedziny genetyki. Była dziennikarką Życia Warszawy i Newsweeka, pracowała też w TVN i Superstacji. Jest absolwentką Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Wielbicielka kotów dachowych i psów ras północnych.

ZOBACZ TEKSTY AUTORKI

ZOBACZ WIĘCEJ

  • Adobe

    Światło w nocy szkodzi sercu

    Ekspozycja na światło w ciągu nocy zwiększa ryzyko różnych problemów z sercem i układem krążenia – w tym zawałów czy niewydolności – wskazują badania. Niekorzystnie działa również brak światła w ciągu dnia.

  • Adobe Stock

    Morze hartuje ciało i psychikę

    Uprawianie ekstremalnego żeglarstwa pozwoliło podejść do raka piersi zadaniowo. Po roku od wycięcia guza Hanna Leniec-Koper opłynęła Antarktydę; w następnych latach przerwała, za zgodą onkologów, hormonoterapię, by urodzić dziecko. Teoretycznie nie miała też szansy przeżyć wypadnięcia w nocy za burtę na Atlantyku. Morze ocaliło ją i wciąż daje siłę – opowiada żeglarka, która wraz z załogą Katharsis II zapisała się w Księdze Rekordów Guinnessa.

  • Adobe

    Krwawienie z nosa to ostrzeżenie

    Krwawienie z nosa — problem, który zna niemal każdy, ale niewiele się o nim mówi. Dla większości osób to chwilowy dyskomfort: chusteczka, chwila oczekiwania i po sprawie. Dla części pacjentów ta dolegliwość, zwana z łaciny epistaxis, staje się jednak poważnym, powtarzającym się problemem, który wymusza wizyty na oddziale ratunkowym, hospitalizacje i skomplikowane zabiegi. Krwotok z nosa może być także wczesnym objawem nadciśnienia, zaburzeń krzepnięcia, a nawet powikłań po infekcjach wirusowych.

  • Leczenie SMA w Polsce: walka o każdy motoneuron

    Jeszcze dziesięć lat temu pacjenci z rdzeniowym zanikiem mięśni (SMA) żyli z poczuciem nieuchronności choroby, która powoli odbierała im siłę i niezależność. Dziś Polska, jako jeden z nielicznych krajów w Europie, może mówić o realnym przełomie – 7 lat po uruchomieniu programu lekowego SMA krajowy model diagnostyki i leczenia uchodzi za wzorcowy. 

NAJNOWSZE

  • Adobe Stock

    Socjolożki: nie szukajmy winy tylko w świecie wirtualnym

    Świat wirtualny i rzeczywisty dla nastolatków to już jeden świat, inaczej niż dla dorosłych. Dlatego nie szukajmy problemu tylko w jednym z nich. Rozmawiajmy, bądźmy ciekawi, co robią nastolatki w sieci. Większości dorosłych wydaje się, że mają nad tym kontrolę. Tymczasem to często błędne założenie – podkreślają Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek z zespołu Socjolożki.pl, wraz z IRCenter autorki badania „Bez Tabu: O czym (nie) rozmawiamy w domach”.

  • Światło w nocy szkodzi sercu

  • Spacer w stylu retro

  • Morze hartuje ciało i psychikę

  • Krwawienie z nosa to ostrzeżenie

  • Adobe Stock

    Jak chorują dziecięce brzuchy

    Ból brzucha to chyba najbardziej typowa dolegliwości wieku dziecięcego. Jednak gdy szybko nie przechodzi lub współtowarzyszą mu inne objawy, diagnostykę trzeba pogłębić. Może to być ostry stan np. zapalenie wyrostka robaczkowego, alergia pokarmowa lub choroby zapalne przewodu pokarmowego – wylicza dr hab. Michał Brzeziński, pediatra, specjalista gastroenterologii dziecięcej, profesor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

  • Eksperci: wciąż za mało pacjentów z chorobami jelit objętych nowoczesnym leczeniem

  • Co się dzieje z naszymi genami po śmierci?

Serwisy ogólnodostępne PAP