Skoki do wody – rozwaga to konieczność
Skoki na główkę do wody to popularna rozrywka, szczególnie wśród młodych osób. Niestety, nierzadko są robione nierozważnie, w nieznanych miejscach, bez umiejętności, a nawet pod wpływem alkoholu i innych substancji. To czasami kończy się tragedią.
Jak doniósł niedawno portal TVN24.pl, warszawscy strażnicy miejscy z niemałym prawdopodobieństwem zapobiegli tragedii. Dwóch nastolatków chciało skoczyć do Jeziorka Czerniakowskiego z mostu. Jeden dwójki z młodych ludzi stał już za barierką, kiedy nadjechali strażnicy i odwiedli go od brawurowego pomysłu.
Trochę wcześniej w prasie można było przeczytać historię 27-letniego Ukraińca, którego - po skoku na główkę do wody w tyskich Paprocanach - z urazem kręgosłupa zabrał helikopter. To nie są odosobnione przypadki. W Polsce co roku dochodzi do kilkuset urazów kręgosłupa spowodowanych skokami do wody.
– Sezon wakacyjny owocuje takimi urazami. Często związane są z tym, że skacząca do wody osoba spożyła zbyt dużo alkoholu. W grę wchodzą także narkotyki, dopalacze, a także chęć popisania się przed znajomymi. Urazy mogą być różne – tylko skrętne albo prowadzące do złamania kręgosłupa. Najgorsza postać to złamanie z uszkodzeniem rdzenia kręgowego – powiedziała Serwisowi Zdrowie dr hab. n. med. Paweł Łęgosz, kierownik Katedry i Kliniki Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.
Po uszkodzeniu rdzenia – paraliż i ogrom powikłań
Złamanie z uszkodzeniem rdzenia to najgorszy scenariusz z tragicznymi konsekwencjami. Jeśli nie dojdzie do śmierci, co także może się zdarzyć, jakość życia poszkodowanego ulega dramatycznemu obniżeniu.
– To najgorszy wariant, ponieważ nie istnieją skuteczne metody naprawy rdzenia kręgowego.Pacjent zostaje sparaliżowany, zależnie od wysokości złamania – w różnym zakresie. Najczęściej dochodzi do złamania kręgosłupa szyjnego na poziomie C6, co skutkuje całkowitym porażeniem kończyn dolnych i silnym osłabieniem kończyn górnych. Takim pacjentom można zaproponować tylko rehabilitację zmniejszającą powikłania, których jest ogrom.Człowiek pozostaje przykuty do wózka inwalidzkiego, traci kontrolę nad oddawaniem moczu, dochodzi do zaniku mięśni, pojawiają się odleżyny. Pacjent często całkowicie traci chęć do życia i wymaga pomocy psychologicznej, czasami nawet psychiatrycznej. Do pomocy takiej osobie potrzebny jest sztab ludzi. Warto powiedzieć, że podobne skutki mogą powstać nawet bez złamania – gdy w okolicach rdzenia kręgowego pojawi się po urazie obrzęk i spowoduje niedokrwienie – tłumaczy prof. Łęgosz.
Najczęściej cierpią młodzi mężczyźni
O tym, kto najczęściej staje się ofiarą tragedii i jakie mogą być jej skutki wiele mówi badanie przeprowadzone przez zespół z BG Klinikum Hamburg. Naukowcy przeanalizowali naturę i okoliczności doznanych po skokach do wody urazów kręgosłupa szyjnego u 160 pacjentów z porażeniem czterokończynowym leczonych w tym szpitalu. Jak się okazało, 156 poszkodowanych było płci męskiej, a średni wiek leczonych osób to nieco ponad 24 lata. Ponad połowa wypadków miała miejsce między majem i sierpniem. W 48 proc. przypadków złamany był nie tylko jeden krąg, ale dwa. Zwykle, choć nie zawsze, konieczne było przeprowadzenie operacji chirurgicznej. Średni pobyt pacjenta w szpitalu wyniósł ponad 200 dni. Jedna osoba zmarła. 17 ofiar przed przyjęciem do szpitala potrzebowało resuscytacji. Poprawę stanu neurologicznego uzyskano przy tym tylko u 55 pacjentów. W czasie leczenia, prawie 80 chorych zapadło na zapalenie płuc, przy czym ponad 50 potrzebowało sztucznej wentylacji. Trójka z nich wymagała jej jeszcze po wypisaniu ze szpitala.
„Konsekwencje urazu kręgosłupa szyjnego po skoku do płytkiej wody są poważne i trwałe. Funkcjonalnie pacjenci mogą odnieść korzyści z opieki w specjalistycznym ośrodku, zarówno w fazie ostrej, jak i podczas rehabilitacji. Im mniej pełny jest pierwotny paraliż, tym większa jest możliwość powrotu do zdrowia neurologicznego” – piszą naukowcy w swoim opracowaniu opublikowanym na łamach pisma „Injury”.
Już tafla wody może być groźna
Najniebezpieczniejsze naturalnie jest uderzenie w dno lub jakąś ukrytą pod wodą przeszkodę, ale nawet bez takiego zdarzenia skok może spowodować kłopoty.
– Samo zetknięcie z taflą wody może doprowadzić do urazu. Może do tego dojść, gdy się np. skacze z większej wysokości. Eksperci mówią, że 12 metrów to umowna, graniczna wysokość bezpieczeństwa. Przy ośmiu metrach można już obawiać się ryzyka urazu skręceniowego szyi. Zagrożenie też pojawia się przy nieprawidłowej technice, gdy np. nie wyciąga się odpowiednio rąk do przodu i uderza samą głową w wodę. Tymczasem problem nie dotyczy tylko osób skaczących z pomostów czy łódek. Coraz popularniejszy staje się tzw. balkoning, czyli skakanie w kurortach do basenu z hotelowych balkonów. W mediach społecznościowych można zobaczyć chwalącą się tym młodzież. To może poskutkować większym lub mniejszym urazem – wyjaśnia i przestrzega prof. Łęgosz.
Jak udzielać pomocy?
Jeśli ktoś jest świadkiem wypadku związanego ze skokiem do wody, musi wziąć pod uwagę wiele czynników. Trzeba samemu umieć dobrze poruszać się w wodzie, może być potrzebna umiejętność resuscytacji, do tego wymagana jest najwyższa ostrożność.
– Ratowanie osób po takich wypadkach jest trudne głównie ze względu na ryzyko pogłębienia urazu. Do ofiary trzeba podpłynąć i sprawdzić, czy oddycha. Potem trzeba wynieść ją na powierzchnię. Nie można tego robić w taki sposób, aby głowa poszkodowanego swobodnie zwisała, ponieważ wtedy może dojść do dalszych uszkodzeń. Najlepiej więc, aby ofiarę ratowały dwie osoby. Po wydobyciu jej na ląd, trzeba starannie zabezpieczyć głowę wraz z kręgosłupem szyjnym. Nie wolno wykonywać żadnych gwałtownych ruchów głową, szczególnie nią obracać, odchylać do tyłu ani do przodu. Dozwolony jest nieznaczny wyciąg, ale też z zachowaniem umiaru. Głowę można ustabilizować improwizowanym kołnierzem, zrobionym np. z ręcznika. Najlepiej, aby dodatkowo jakaś osoba klęknęła za ofiarą i trzymała jej głowę. Jeśli nie ma oznak życia, trzeba przeprowadzić resuscytację. Potem pozostaje czekać na lekarza – wyjaśnia prof. Łęgosz.
To nie koniec życia
Wiele aspektów życia po tragicznym skoku często się faktycznie zatrzymuje. Życie jednak trwa i jakoś trzeba się w nim na nowo odnaleźć. To się udaje. Za wzór można postawić Jacka Czecha, który w połowie lat 90. jako licealista skoczył na główkę do Zalewu Hańcza. Ta decyzja okazała się fatalna w skutkach – po wybudzeniu w szpitalu zorientował się, że stłuczenie rdzenia kręgowego spowodowało czterokończynowe porażenie. Teraz jest znanym na całym świcie paraolimpijczykiem o międzynarodowej sławie – zdobywcą licznych tytułów w pływaniu, w tym wielu medali zdobytych na mistrzostwach świata i Europy.
Marek Matacz, serwis.zdrowie.pap
Źródła:
Doniesienie prasowe na temat planowanego skoku z mostu przez nastolatków
Doniesienie na temat wypadku obywatela Ukrainy
Poświęcona skokom na główkę witryna Polskiego Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej VOTUM
Praca naukowa na temat ciężkich urazów spowodowanych skokami na główkę