Socjolożki: nie szukajmy winy tylko w świecie wirtualnym
Autorka: Klaudia Torchała
Ekspertki: Katarzyna Krzywicka-Zdunek Dorota Peretiatkowicz
Świat wirtualny i rzeczywisty dla nastolatków to już jeden świat, inaczej niż dla dorosłych. Dlatego nie szukajmy problemu tylko w jednym z nich. Rozmawiajmy, bądźmy ciekawi, co robią nastolatki w sieci. Większości dorosłych wydaje się, że mają nad tym kontrolę. Tymczasem to często błędne założenie – podkreślają Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek z zespołu Socjolożki.pl, wraz z IRCenter autorki badania „Bez Tabu: O czym (nie) rozmawiamy w domach”.
Badanie stało się podstawą do dyskusji o budowaniu otwartego dialogu i zdrowych nawyków w sieci, zainaugurowaną przez Fundację SEXEDPL, Socjolożki.pl i TikTok. Przeprowadzano je na 831 respondentach, podzielonych na dwie grupy: rodziców (417) i nastolatkach w wieku 15-18 lat (414). W trakcie badania okazało się, że tylko 117 ankiet wypełnionych przez było faktycznie przez nastolatków, a 297 przez rodziców za osoby nastoletnie (co zostało sprawdzone eksperymentalnie poprzez zadania kontrolne).
Większość rodziców (89 proc.) zadeklarowała, że ufa swoim dzieciom, że nie robią nikomu w krzywdy w internecie. Dodatkowo ponad połowa dorosłych (64 proc.) twierdzi, że rozmawia z własnymi dziećmi o bezpieczeństwie w sieci. Tymczasem tylko 15 proc. badanych nastolatków to potwierdziło. Jednocześnie 36 proc. rodziców przyznaje, że korzysta z narzędzi rodzicielskiej kontroli. Tylko 13 proc. nastolatków na to wskazało. Z kolei aż 72 proc. nastolatków zaznacza, że nie prosi o wsparcie rodziców, gdy ma problem w mediach społecznościowych. Ponad połowa badanych rodziców (63 proc.) jest pewnych, że dziecko w takiej sytuacji zrobiłoby to. Badanie w wielu punktach pokazuje, że dorośli mają często błędne przekonanie o tym, jak funkcjonują ich dzieci w sieci.
Świat mediów społecznościowych dla rodziców i nastolatków to dwa równoległe światy?
Dorota Peretiatkowicz (D.P.): Dla rodziców świat online i świat offline to są dwa światy, które właściwie według analiz mają mało punktów stycznych, a dla nastolatków to jest już jeden świat. Dla nich to jedno z narzędzi, tak jak telewizor, radio czy komunikacja miejska. Ważne jest, żeby rodzice nie wynajdowali problemu w jednym świecie, nie widząc ich w drugim. Jeżeli pojawia się problem, to on dotyczy obu tych światów i ich percepcji.
Czy to rodzice wprowadzają dzieci do tego wirtualnego świata? Co pokazuje badanie?
Katarzyna Krzywicka-Zdunek (K.K-Z.): Wchodzimy do tego świata raczej równolegle i mamy mało wspólnych punktów. Wydaje nam się, że wiemy, co nastolatki robią w internecie, a tak nie jest. Najczęściej wnioskujemy o tym z tego, co słyszymy w mediach.
D.P.: Ale to działa w drugą stronę. Nastolatki też nie wiedzą, co dorośli tam robią. Odnoszą wrażenie, że jesteśmy tacy zajęci, tacy mądrzy w tym świecie wirtualnym, naprawdę to niewiele się różni od tego, co robią dzieci. Dlatego warto o tym porozmawiać. Znajdować razem fajne treści, którymi możemy się wymieniać.
Jak przyznaje ponad połowa badanych nastolatków w wieku 15-18 lat głównie w internecie się nudzą? Zaskakujące?
(K.K-Z.): Dorośli też się nudzą, ale u nich to jest trochę przedłużenie świata rzeczywistego. Obserwują głównie co słychać u znajomych, u rodziny. Czytają informacje ze świata, ale też scrollują, by zabić nudę. Ale warto też, żeby dzieci o tym wiedziały, bo nie jesteśmy cały czas też produktywni. To sytuacje, gdy jedziemy komunikacją miejską, czekamy w kolejce do lekarza, zamykamy się w toalecie. Przecież nie chłoniemy wszędzie bardzo wartościowych, edukacyjnych treści.
Wygrywa kontrola czy zaufanie?
(K.K-Z.): W kontekście badania dorośli czują, że dzieci mają do nich zaufanie. Dzieci również są przekonane, że rodzice mają do nich zaufanie. Natomiast to, co szwankuje to kontrola tego, co robią dzieci w internecie. Nie jest ona zbyt duża. Nie mamy też wystarczających narzędzi, by ją mieć. Poznajemy te narzędzia raczej dzięki znajomym i rodzinie, a nie u źródła, czyli nie próbujemy tego, co dzieci same w tym świecie wirtualnym robią, nie interesujemy się tym zbyt mocno.
D.P.: Zaufanie przecież nie wyklucza kontroli, a kontrola nie wyklucza zaufania. Możemy kontrolować świat zewnętrzny, który atakuje nasze dziecko i wtedy mówimy o kontroli, która chroni, a jednocześnie ufać mu, że nic złego nie robi w sieci. Nie powinniśmy obarczać też winą nikogo, ani dorosłych, ani dzieci. Jeżeli działamy na emocjach, a nie na rozsądku, to zaczynamy antagonizować. Powstaje konflikt zamiast dialogu. Pamiętajmy, że wydaliśmy na świat nowego człowieka i bądźmy ciekawi tego, co on ze sobą przynosi, co robi.
Jak budować bezpieczny wirtualny świat?
D.P.: Mniej wzbudzania lęku, więcej racjonalnych argumentów. Ważne jest to, by zaakceptować uczucia, nie demonizujmy ich. Jesteśmy paletą uczuć. Nie ma dobrych i złych emocji. Zależy, jak do nich podchodzimy, jak je interpretujemy i w jaki sposób je wyrażamy.
Najbardziej zaskakująca rzecz, która ukazała się w badaniu?
(K.K-Z.): Zaskoczyło nas to, że w tak dużym stopniu rodzice odpowiadają za dzieci i musimy w dalszych badaniach sprawdzić, dlaczego tak się dzieje. Czy jest to związane z tym, że rodzicom się wydaje, że bardzo dużo wiedzą na temat dzieci i są predestynowani do tego, żeby odpowiadać w ich imieniu. Czy jest to związane z poczuciem kontroli, albo z tym że mamy wyrzuty sumienia, albo chcemy pokazać, że jednak wychowaliśmy człowieka, który jest wartościowy i zachowuje się w mediach społecznościowych tak samo jak my.
D.P.: Mnie chyba najbardziej zdumiało, że rodzice robią prawie to samo w intrenecie, co ich dzieci. Nie do końca rozumiem, na czym polega to, że te same zachowania wykonywane przez nas są w porządku, a wykonywane przez nastolatków są nie. Szczególnie że to my dajemy przykład. Więc trochę się pogubiłam.
Rodzice mówią o lęku dużo, obawiają się głównie tego kontaktu dzieci z internetem? Powinni?
(K.K-Z.): Nie powinniśmy obarczać rodziców, że dzieci są często pogubione. Wszyscy jesteśmy pogubieni. Obie strony potrzebują wsparcia i czułości, a nie ciągłego straszenia, ładowania lękami, obarczania odpowiedzialnością za całe zło świata.
D.P.: Na poczuciu winy rzadko robi się coś pozytywnego.
Badania są takim początkiem dyskusji, bo wyników nie można ekstrapolować na całą populację? Za mała próbka?
D.P.: Zaczynaliśmy od 414 nastolatków w wieku 15-18, ale okazało się, że w przypadku ¾ odpowiedzieli za nich rodzice. Tylko 117 badanych zrobiło to w swoim imieniu. Jeśli chodzi o rodziców to grupa liczyła 417 osób.
Odpowiedzi rodziców i ich dzieci różnią się na tyle mocno, że widać, że to droga, którą powinno się pójść. Musimy się jeszcze zastanowić, jak to dalej obudować metodologicznie, żeby rzeczywiście umieć robić badania CAWI. Te badania są wiarygodne, ale nie da się mówić na ich podstawie, że „nastolatki w Polsce”.