Konwalia może wzmocnić lub zatrzymać serce

Kiedy majowy las pachnie konwalią, niewielu z nas myśli o farmakologii. A właśnie w tych drobnych dzwoneczkach kryje się aż 38 glikozydów nasercowych, zdolnych wzmocnić – lub zatrzymać – ludzkie serce.

Adobe
Adobe

Już w 1621 r. włoski botanik Pietro Andrea Matthioli pisał, że Niemcy podają wyciąg z konwalii, „aby wzmocnić serce i ukoić nerwy”. Ponad dwa wieki później British Medical Journal rekomendował ją do domowych apteczek, a dr Edward Drummond zapewniał, że „konwalia służyła chorym nieprzerwanie od czasów średniowiecza”. Gdy w 1883 r. wykorzystywana w leczeniu chorób serca naparstnica – bogata w digoksynę – zaczęła budzić obawy lekarzy, amerykański Journal of Pharmacy polecał konwalię jako „substytut wolny od kumulacji toksyn”. 

Pierwszą apteczną postacią konwalii była Tinctura Convallariae wprowadzona w drugiej połowie XIX w. do terapii zastoinowej niewydolności serca, wad mitralnych, obrzęków i napadów duszności wysiłkowej. W klinikach Berlina, Wiednia i Petersburga stosowano ją, gdy pacjent nie tolerował naparstnicy lub oczekiwano szybszego początku działania; okres półtrwania konwaliowych glikozydów liczono w godzinach, nie w dniach.

Hamuje pompę sodowo-potasową

Działanie określano wówczas jako „nowoczesne”: zahamowanie pompy sodowo-potasowej zwiększało wapń w kardiomiocytach, poprawiając kurczliwość, a łagodne właściwości diuretyczne kłącza sprzyjały „osuszaniu dropsy”, czyli obrzęków sercopochodnych. Jeszcze w drugiej połowie XX w. Związek Radziecki produkował nawet dożylny preparat Korglikon, oparty na głównym glikozydzie rośliny, konwalatoksynie – zastrzyk nadal figuruje w rosyjskich i ukraińskich rejestrach leków.

Krótka złota era zakończyła się wraz ze standaryzacją naparstnicy i dostępnością czystej digoksyny o stabilnej biodostępności. Zawartość konwalatoksyny w liściach waha się nawet dziesięciokrotnie w zależności od pory zbioru i stanowiska, co czyni ryzyko przedawkowania nalewek zbyt wysokim. Dodatkowo brak swoistej odtrutki — analogicznej do wprowadzonego w latach 80. XX w. przeciwko digoksynie — ograniczył kliniczne zaufanie do konwalii. Współczesne przeglądy farmaceutyczne podkreślają, że właśnie kłopoty z precyzyjnym dawkowaniem wypchnęły tę roślinę poza główny nurt medycyny opartej na faktach.

Infografika/PAP

Rośliny niebezpieczne dla człowieka w polskiej florze

Kontakt z wieloma roślinami może być dla nas niebezpieczny. Może się skończyć oparzeniami lub trudno gojącymi się ranami. Wiele roślin jest też śmiertelnie trujących dla człowieka. Dlatego nie wolno ich nawet dotykać.


Toksyczne konsekwencje bywają dramatyczne. Circulation (2012) opisało przypadek zdrowej kobiety, która omyłkowo zjadła liście konwalii zamiast czosnku niedźwiedziego i trafiła do szpitala z blokiem przedsionkowo-komorowym II stopnia, hiperkaliemią i uporczywymi wymiotami; klinicznie obraz nie różnił się od zatrucia digoksyną, ale przeciwciała anty-digoksynowe działały jedynie częściowo. Toksykologiczną literaturę uzupełnia szereg opisów nagłych zgonów zwierząt domowych po spożyciu konwalii. Wszystkie części rośliny są toksyczne. Objawy zatrucia obejmują nudności, wymioty, zaburzenia rytmu serca, zawroty głowy i w skrajnych przypadkach zatrzymanie akcji serca. 

„Standardowe testy na digoksynę wychwytują także konwalatoksynę, jednak popularne antidotum nie wiąże się z jej cząsteczką” – wyjaśnia dr Susan Fink z Yale School of Medicine, autorka badania na temat toksycznych właściwości konwalii opublikowanego w Clinical Toxicology. Precyzyjna detekcja toksyny możliwa jest tylko przy pomocy specjalistycznych testów z anty-idiotypowymi przeciwciałami. 

Konwalia wraca na tapet

W najnowszym polskim przeglądzie fitofarmakologicznym autorzy z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego podkreślają „korzystny stosunek inotropii do toksyczności glikozydów konwalii” i widzą dla nich miejsce jako terapii wspomagającej u pacjentów, u których standardowe leczenie sercowe zawodzi. Konwaliowe glikozydy „zmuszają serce do bicia wolniej, ale mocniej, jednocześnie silnie odwadniając organizm i obniżając ciśnienie krwi”. Dla pacjenta z zastoinową niewydolnością to teoretycznie dwa leki w jednym – wzmocnienie pompy serca i odprowadzenie nadmiaru płynów. 

„Konwalia majowa zawiera co najmniej 38 glikozydów nasercowych” – czytamy w monografii Journal of Restorative Medicine. 

Wspomniana już konwalatoksyna działa podobnie do digoksyny z naparstnicy, ale jej stężenie w organizmie narasta wolniej. Serce kurczy się silniej, nie zwalniając przesadnie rytmu. Konwalatoksyna blokuje mikroskopijną „pompę” w błonie komórkowej – transporter sodu i potasu. Gdy pompa staje, do wnętrza kardiomiocytów napływa więcej wapnia, a to wzmacnia każdy skurcz mięśnia sercowego. W języku codziennym to po prostu doping dla zmęczonego serca. 
Towarzyszą jej m.in. konwalamaryna i konwalarina; pierwsza wzmacnia inotropię, czyli zdolność do wpływania na siłę skurczu serca, druga – dzięki grupie cukrowej rhamnozy – zachowuje łagodny efekt przeczyszczający, co w dawkach terapeutycznych ułatwia eliminację sodu i wody. 

Powstrzymuje rozrost guzów i zabija wirusy

Z konwalii wyizolowano konwalamarozyd — saponinę o działaniu antyangiogennym. Jak udowodnili koreańscy badacze ekstrakty z konwalii „równocześnie uruchamiają autofagię i apoptozę, hamując tworzenie nowych naczyń krwionośnych”. Tę właściwość można wykorzystać w onkologii: substancja powstrzymuje rozrost guzów poprzez odcięcie ich od sieci naczyń. Inne prace sugerują także działanie przeciwwirusowe, zwłaszcza przeciw cytomegalowirusowi.
Równolegle terapia naturalna wciąż proponuje mikro-dawkowany proszek z liści (≈ 0,6 g/dobę) jako „łagodny tonik sercowy” — jednak według lekarzy jest to „zalecenie wymagające zarówno wiary pacjenta, jak i gotowości toksykologa”. Wobec dużego rozstrzału zawartości toksyn w liściach, łatwo o przedawkowanie.

Jeśli konwalia ma jeszcze wrócić do arsenału terapeutycznego, nastąpi to nie w formie nalewki z przyklasztornego zielnika, lecz jako oczyszczona cząsteczka o ściśle wyznaczonym miejscu w nowoczesnych schematach leczenia. Dopóki nie powstaną bezpieczniejsze analogi, konwalia pozostanie raczej bohaterką laboratoriów niż aptecznych półek. Jednak historia farmacji uczy, że czasem wystarczy drobna modyfikacja cząsteczki, by ujarzmić substancję.
 

Autorka

Luiza Łuniewska - Dziennikarka, reportażystka, redaktorka. Pisuje o wielkich triumfach medycyny i jej wstydliwych sekretach. Lubi nowinki z dziedziny genetyki. Była dziennikarką Życia Warszawy i Newsweeka, pracowała też w TVN i Superstacji. Jest absolwentką Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Wielbicielka kotów dachowych i psów ras północnych.

ZOBACZ TEKSTY AUTORKI

ZOBACZ PODOBNE

  • Adobe

    Rodzina w podróży

    Materiał promocyjny

    O szczepionkowym wirusie polio, który w ściekach nabiera zjadliwości, bagatelizowanych meningokokach i o zapomnianej wściekliźnie. Ale przede wszystkim o tym, jak bezpiecznie wyjechać na egzotyczne wakacje rozmawiamy z dr Joanną Stryczyńską-Kazubską, lekarzem pediatrą ze Steps Clinic Poznań.

  • iStock

    Tak klimat uderza w nasze zdrowie

    Materiał promocyjny

    Zmiana klimatu oznacza realne zagrożenia dla zdrowia Polek i Polaków. Rosnąca liczba i długość fal upałów, ekstremalne zjawiska pogodowe i coraz częstsze przypadki chorób wektorowych to tylko wierzchołek góry lodowej. Ale dobra wiadomość jest taka, że wiemy, jak się na to przygotować.

  • fot. kadr z filmu

    Szczepienia ochronne kluczowe dla bezpieczeństwa epidemiologicznego kraju

    Materiał promocyjny

    Sytuacja epidemiologiczna w kraju zależy od wielu czynników, najważniejsze z nich to biologiczne, środowiskowe i społeczno-ekonomiczne.

  • AdobeStock

    Nie tylko kobiety mają latem problem z pęcherzem

    Wakacje to okres, w którym znacząco rośnie liczba problemów urologicznych: odwodnienie, nadmierne pocenie się i zmiany nawyków higienicznych tworzą idealne warunki do rozwoju bakterii w układzie moczowym. I choć fizjologicznie kobiety częściej narażone są na zakażenia, latem problem ten często dotyczy także mężczyzn.

NAJNOWSZE

  • Adobe Stock

    Mięśnie dna miednicy – nieodkryta część ciała

    Mięśnie dna miednicy wymagają ćwiczeń. Świadomość tego miejsca w ciele okazuje się nieoceniona, gdy mierzymy się z chorobami ginekologicznymi. Kiedy i jak ćwiczyć dno miednicy – wyjaśnia mgr Katarzyna Grodzica, fizjoterapeutka uroginekologiczna.

  • Pracodawcy wciąż zbyt mało zaangażowani w promocję zdrowia

  • Operacje bariatryczne w większości dają dobre wyniki

  • Nie tylko kobiety mają latem problem z pęcherzem

  • Mikrobiom mózgu. Kontrowersyjna hipoteza, która może zmienić neurologię

  • AdobeStock

    Szkodliwy pocałunek? Czasem lepiej go unikać.

    Podczas pocałunku partnerzy wymieniają się mniej więcej 80 milionami bakterii – policzyli to holenderscy naukowcy z muzeum mikroorganizmów Micropia w Amsterdamie i Netherlands Organisation for Applied Scientific Research (TNO). Taki kontakt z innym, zdrowym mikrobiomem buduje naszą odporność. Niestety, czasami „w pakiecie” dostajemy chorobotwórcze drobnoustroje.

  • Klimatyzacja w aucie? Tak, ale rozsądnie.

  • Sprawdź, czy umiesz korzystać bezpiecznie ze słońca

Serwisy ogólnodostępne PAP