Te choroby nie zabijają kobiet, ale skutecznie pogarszają im życie
Schorzenia uroginekologiczne dramatycznie pogarszają jakość życia kobiet. Nie wstydźmy się o nich mówić, bo sporo można dla tych kobiet zrobić– mówi prof. Ewa Barcz, kierownik Oddziału Ginekologiczno-Położniczego w Międzyleskim Szpitalu Specjalistycznym w Warszawie.
Autorka: Monika Grzegorowska
Ekspert: Prof. Ewa Barcz, ginekolożka
Czy problemy uroginekologiczne faktycznie są tak powszechnym problemem jak ostatnio się o nich mówi, czy może to jakaś nowa moda?
To nie jest moda - skala problemu jest ogromna, bo dotyczy 30 proc. dorosłych kobiet. Niezależnie od tego, o jakiej sferze schorzeń uroginekologicznych mówimy, ta statystyka jest bardzo niekorzystna. Zachorowalność sukcesywnie się zwiększa, głównie z tego powodu, że społeczeństwo się starzeje, żyjemy coraz dłużej, a wszystkie te schorzenia ściśle korelują z wiekiem - im starsza kobieta, tym częściej zdarzają się tego typu problemy.
Drugi powód to czynniki ryzyka – zapadalność na schorzenia uroginekologiczne zwiększa się wraz występowaniem nadwagi i otyłości – a to, jak wiemy, coraz częstsze zjawisko, mówi się już nawet o epidemii. Tymczasem zbyt duża waga to jeden z silniejszych czynników ryzyka schorzeń dna miednicy. Wynika to z faktu zwiększonego ciśnienia śródbrzusznego, które powoduje stałe obciążenie i narastający uraz struktur podpierających narządy miednicy. Tak więc pula chorych wymagających diagnostyki i leczenia schorzeń uroginekologicznych sukcesywnie się powiększa. I warto sobie uświadomić, że ten trend się nie odwróci – choćby dlatego, że żyjemy dłużej.
Nie zabrzmiało to optymistycznie…
Bo nie jest. Schorzenia dna miednicy, choć nie są zagrożeniem życia, dramatycznie pogarszają jakość życia. Pacjentki z różnymi formami nietrzymania moczu są zmuszone do codziennego noszenia wkładek, często z powodu braku kontroli nad wyciekiem moczu wycofują się z życia zawodowego na renty, wcześniejsze emerytury, często biorą zwolnienia z w pracy. Choroby te odbijają się niekorzystnie na życiu społecznym i rodzinnym: bywa, że wpływają na zaburzenie relacji rodzinnych, w tym pogorszenie jakości życia seksualnego.
Pacjentki cierpią z powodu odleżyn, zapaleń dolnego odcinka układu moczowego. Unikają ludzi, zamykają się w domu. Często leczą się z powodu depresji. Należy wspomnieć również o fakcie rzadko uświadamianym, a mianowicie złamaniach szyjki kości udowej - do tych złamań często dochodzi w czasie nocnych wędrówek kobiet do toalety połączonych z gubieniem moczu.
W przypadku zaburzeń statyki narządów miednicy pacjentki zgłaszają objawy z dolnego odcinka układu moczowego – trudności w opróżnieniu pęcherza, ból przy mikcji, częstomocz, ale również zaparcia, bóle przy defekacji itp. To wszystko sprawia, że komfort życia kobiety z chorobami dna miednicy jest bardzo upośledzony i to w wielu aspektach, a wszystkie te dolegliwości towarzyszą kobiecie w każdym momencie życia. A ponieważ problem dotyczy tak wielu kobiet, należy podjąć działania zarówno dotyczące profilaktyki, jak i leczenia, ale także działania systemowe – bo póki co, tego w ogóle nie ma.
Ze schorzeniami uroginekologicznymi kojarzy się przede wszystkim nietrzymanie moczu. Co jeszcze do nich zaliczamy?
Zaburzenia anatomiczne i czynnościowe dna miednicy to wspomniane wszelkie formy nietrzymania moczu - przede wszystkim forma wysiłkowa, która występuje głównie u kobiet. Ale też zespół pęcherza nadreaktywnego, tzw. pęcherz neurogenny, czyli zaburzenia z dolnego odcinka moczowego spowodowane chorobami neurologicznymi (np. stwardnieniem rozsianym czy urazami), wszelkie formy wypadania narządów miednicy - bardzo częsty problem, który może mieć miejsc w zakresie bardzo różnych narządów: pochwy, pęcherza, odbytnicy, macicy, jelita.
Co konkretnie to wszystko może oznaczać?
Takie schorzenia dają objawy pochodzące z dolnego odcinka układu moczowego lub/ i tzw. objawy kolorektalne – płynące z końcowego odcinka układu pokarmowego czy wreszcie samych narządów, których problem dotyczy. Łatwo sobie wyobrazić, że wiąże się to także z dysfunkcjami seksualnymi. Może wywoływać zespoły bólowe miednicy, które są pochodnymi współistnienia tych schorzeń. U kobiet z tymi schorzeniami częściej zdarzają się choroby infekcyjne dotyczące głównie dolnego odcinka układu moczowego czy narządów rodnych. Również niektóre wady wrodzone, takie jak rozszczep kręgosłupa, czy guzy odcinka krzyżowego rdzenia doprowadzają do zaburzeń funkcji dna miednicy. Jak widać, panel tych schorzeń jest bardzo duży i rzadko jest to jedna choroba – wbrew temu, co niektórzy sądzą, uroginekolodzy nie zajmują się tylko nietrzymaniem moczu. Nietrzymanie moczu towarzyszy lub jest konsekwencją innych schorzeń czy chorób, ale żeby stwierdzić przyczynę, potrzeba całego panelu metod diagnostycznych, a potem często też leczniczych, zachowawczych, czy operacyjnych.
O ile o nietrzymaniu moczu sporo się ostatnio mówi, o tyle o pozostałych schorzeniach niekoniecznie…
To fakt. Nadal dla wielu osób to wciąż zbyt wstydliwy temat. Wiele mogłyby tu zmienić osoby publiczne, które borykają się z takimi problemami. O ile udało się przełamać tabu raka piersi i dziś dość swobodnie możemy o tej chorobie rozmawiać publicznie, o tyle trudno mi sobie wyobrazić aktorkę, która zwierza się ze swoich kłopotów z wypadaniem macicy. To zbyt intymne.
Kiedy kobieta, która zauważa u siebie takie problemy powinna zgłosić się do lekarza?
To bardzo trudne pytanie. Wszystkie problemy, które pojawiają się w tym zakresie, a na pewno zdecydowana większość z nich, obniżają jakość życia. Rzadko się z tego powodu umiera, rzadko nawet ciężko się choruje. Oczywiście może się zdarzyć, że z powodu wypadania narządów dochodzi do zagięcia moczowodów i niewydolności nerek. I z tego powodu można nawet umrzeć, ale to jednak dość wyjątkowy przykład. Generalnie są to schorzenia, które upośledzają jakość życia, czasem w bardzo dramatyczny sposób. Zatem kiedy się zgłosić? Kiedy jakość życia pogarsza się na tyle, że zaczyna przeszkadzać.
Czy można jakoś zapobiec tym schorzeniom?
Niestety nie. Można nieco zmniejszyć objawy czy dolegliwości. Można, być może trochę opóźnić wystąpienie tego problemu, ale niestety nie da się mu zapobiec. Profilaktyka w tym przypadku to są przede wszystkim prozdrowotne zachowania, czyli unikanie nadwagi lub redukcja masy ciała. Unikanie bardzo dużego wysiłku fizycznego, czyli ciężkiej pracy, dźwigania – co niestety bywa trudne do zrealizowania. To także profilaktyka w okresie ciąży i połogu – co w Polsce niemal nie funkcjonuje.
A na czym konkretnie taka profilaktyka miałaby polegać?
Każda kobieta tuż po porodzie powinna mieć konsultację fizjoterapeutyczną, a najlepiej, aby miało to miejsce jeszcze w czasie ciąży. Podczas takiego spotkania powinna być poinformowana o możliwych konsekwencjach ciąży dla organizmu, poinstruowana, jak ćwiczyć, aby wzmacniać mięśnie dna miednicy. To są działania, które mogą potencjalnie opóźnić wystąpienie problemów uroginekologicznych lub zmniejszyć ich nasilenie. Jednak nie można się oszukać, że są to w pełni skuteczne środki zapobiegawcze. Nawet jeśli kobieta zacznie ćwiczyć mając 20 lat nie oznacza, że nigdy w życiu nie będzie miała problemow uroginekologicznych. Tak niestety nie jest.
Dlaczego?
Dlatego, że u podłoża tych wszystkich problemów nie leży tylko i wyłącznie siła mięśni i ich wydolność. Są to uszkodzenia fizyczne, anatomiczne, powstające podczas ciąży i porodu i w czasie całego życia. Tego nie zawsze da się uniknąć. Od razu dodam, wyprzedzając pytanie - cięcie cesarskie niekoniecznie ochroni kobietę np. przed obniżeniem narządów. Już sama ciąża bowiem - jako element, który zwiększa ciśnienie w jamie brzusznej - potrafi działać uszkadzająco.
To dlaczego niektóre kobiety mają ten problem a inne nie?
Bo bardzo istotny jest wpływ czynników genetycznych. Mamy pacjentki z ogromnymi defektami, które nigdy nie były w ciąży, nie rodziły, do tego są szczupłe - krótko mówiąc, nie mają klasycznych czynników ryzyka. Oczywiście mimo to należy podejmować działania profilaktyczne. Tylko nie możemy oszukiwać się, że to pozwoli całkowicie uniknąć tego typu problemów.
Czy w tym przypadku czas zgłoszenia się do lekarza ma znaczenie? Czy to tylko kwestia dyskomfortu?
Oczywiście wczesne zgłoszenie się do lekarza daje możliwość zastosowania mniej radykalnych rozwiązań. Poza tym inaczej będziemy postępować z pacjentką, u której problem nietrzymania moczu występuje sporadycznie, kiedy jeszcze jesteśmy w stanie wspomóc ją fizjoterapią czy pessaroterapią (pessary to specjalne pierścienie, które pacjentka zakłada sama i nosi je w dzień lub podczas uprawiania sportu - ich celem jest zapobieganie nietrzymaniu moczu). A inaczej z pacjentką, u której utrata moczu w ciągu godziny wynosi 100-200 ml – tutaj fizjoterapia nie pomoże. Musimy jednak mieć świadomość, że niezależnie od tego dolegliwości i tak za kilka lat się nasilą – mniej lub bardziej - i nawet jeśli wdrażamy leczenie, nie jesteśmy w stanie wyhamować procesu. Możemy tylko zadbać o komfort życia.
Rozmawiała: Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl