Bóle łokci i nadgarstków to choroby cywilizacyjne
Ścięgna i stawy łokcia oraz nadgarstka pracują niemal bez przerwy. Dzięki nim możemy pisać, podnosić zakupy, przewracać strony książki czy grać w tenisa. To jedne z najbardziej obciążonych struktur w naszym ciele. Nic więc dziwnego, że to właśnie w tych miejscach tak często pojawiają się dolegliwości bólowe. Lekarze coraz częściej podkreślają, że są to choroby cywilizacyjne – wynik przeciążeń, powtarzających się ruchów i życia w rytmie, który rzadko daje naszym rękom odpocząć.

Najbardziej znanym schorzeniem kończyn górnych jest tzw. łokieć tenisisty. Nazwa bywa myląca, bo chorują nie tylko sportowcy. Wystarczy wielokrotne powtarzanie tych samych ruchów – jak wkręcanie śrubek, praca przy komputerze czy dźwiganie torby – by przyczepy ścięgien zaczęły się degenerować. „Łokieć tenisisty jest najczęściej występującą entezopatią kończyny górnej” — podkreśla prof. dr hab. n. med. Jan Szczegielniak, specjalista rehabilitacji medycznej. Szacuje się, że przypadłość występuje u 1–3 proc. populacji.
Sterydy - przyjmować czy nie?
Od lat lekarze spierają się, jak najlepiej pomagać pacjentom: czy podawać kortykosteroidy, które szybko gaszą ból, czy może osocze bogatopłytkowe (PRP), które działa wolniej, ale daje trwalszy efekt? Najnowsze badania pokazują, że rację mają… obie strony. Steryd działa jak straż pożarna – ból znika w kilka dni, ale często powraca po kilku tygodniach. PRP nie daje natychmiastowej ulgi, ale w perspektywie kilku miesięcy pacjenci czują się wyraźnie lepiej i odzyskują sprawność.
Innym rozwiązaniem są fale uderzeniowe. To metoda, która polega na stymulacji tkanek krótkimi impulsami energii. Efekt nie jest natychmiastowy – w pierwszych tygodniach ulga bywa mniejsza niż po sterydzie. Ale po trzech czy sześciu miesiącach to właśnie fale uderzeniowe wypadają lepiej w testach bólu i sprawności. Co więcej, zabieg jest bezpieczny i nie niesie ryzyka osłabienia tkanek, które czasem pojawia się po zbyt częstych iniekcjach sterydowych.
Podobne problemy pojawiają się po wewnętrznej stronie łokcia. Tam rozwija się tzw. łokieć golfisty. Mechanizm jest zbliżony – przewlekłe mikrourazy, które prowadzą do osłabienia ścięgien. Tu również coraz częściej próbuje się PRP. Wyniki nie są jeszcze tak dobrze udokumentowane jak w łokciu tenisisty, ale najnowsze przeglądy naukowe sugerują, że w dłuższej perspektywie ta metoda może dawać dobre efekty.
Nie tylko łokieć
Kłopoty nie omijają także nadgarstka i kciuka. Coraz częściej lekarze diagnozują tzw. zespół de Quervaina, czyli stan zapalny pochewki ścięgien prostowników kciuka. To choroba młodych rodziców noszących niemowlęta, ale też namiętnych użytkowników smartfonów i konsol czy zawodowych graczy komputerowych . Ból w okolicy nadgarstka potrafi być na tyle silny, że utrudnia codzienne czynności. Najskuteczniejszym sposobem leczenia pozostaje połączenie: zastrzyk sterydowy i krótka, kilkutygodniowa orteza unieruchamiająca kciuk. Takie postępowanie daje znacznie lepsze wyniki niż sam lek albo sama orteza. Jeśli to nie pomoże, w odwodzie pozostaje niewielki zabieg chirurgiczny polegający na „uwolnieniu” ścięgien.
Kłopoty z nadgarstkiem
Jeszcze inną historią jest cieśń kanału nadgarstka – choroba, w której ucisk na nerw pośrodkowy powoduje drętwienie palców, ból i osłabienie chwytu. „Objawy [zespołu cieśni nadgarstka] często budzą w nocy i skłaniają pacjenta do strzepywania dłoni, co przynosi ulgę.” — tłumaczy prof. dr hab. n. med. Elżbieta Miller, specjalistka rehabilitacji medycznej, w rozmowie z Medycyną Praktyczną. „Najskuteczniejszym leczeniem zaawansowanego zespołu cieśni nadgarstka jest operacja” – dodaje.
Dziś coraz częściej robi się ją w sposób mało inwazyjny, pod kontrolą USG. Dzięki temu cięcie jest minimalne, a pacjent szybciej wraca do normalnych zajęć. Badania kliniczne potwierdzają, że taka metoda jest równie skuteczna jak klasyczna operacja, a daje dodatkowy komfort – mniej dolegliwości po zabiegu i krótszą rekonwalescencję. Obiecującą alternatywą jest też tzw. hydrodysekcja, czyli płukanie kanału nerwu specjalnym płynem. Na razie to raczej opcja eksperymentalna, ale pierwsze wyniki wyglądają zachęcająco.
Nieco bardziej skomplikowane są uszkodzenia TFCC – trójkątnej chrząstki włóknistej, która stabilizuje staw po stronie łokciowej nadgarstka. Dochodzi do nich np. podczas upadków czy sportów wymagających mocnych rotacji nadgarstka. Pacjenci skarżą się na ból i uczucie niestabilności. Chirurdzy mogą wybierać między naprawą otwartą a artroskopową. Najnowsze badania pokazują, że obie metody dają podobne wyniki, ale artroskopia pozwala szybciej odzyskać ruchomość i wiąże się z mniejszym bólem po operacji.
Trzeba też wspomnieć o złamaniach dalszej nasady kości promieniowej, czyli potocznie „złamaniu nadgarstka”. To najczęstsze złamanie u dorosłych, zwłaszcza u osób starszych. Od lat standardem staje się leczenie operacyjne z użyciem specjalnych płytek. Pozwala to szybciej wrócić do codziennych zajęć, a w pierwszych miesiącach pacjenci faktycznie radzą sobie lepiej. Ale w dłuższej perspektywie – po roku czy dwóch – różnice między leczeniem operacyjnym a dobrze prowadzonym unieruchomieniem znikają. To ważna informacja: nie każdy pacjent musi mieć operację, a decyzja zależy od wieku, trybu życia i oczekiwań.
W schorzeniach łokcia i nadgarstka jedno pozostaje wspólne: kluczowe jest dopasowanie terapii do potrzeb konkretnego człowieka. Ktoś, kto potrzebuje natychmiast wrócić do pracy fizycznej, wybierze steryd. Ktoś, kto myśli o długoterminowej sprawności, skłoni się ku PRP czy falom uderzeniowym. Ktoś, kto ma pracę wymagającą precyzji i nie może pozwolić sobie na tygodnie bólu po operacji, wybierze mniej inwazyjną technikę. Nowoczesna medycyna daje coraz więcej możliwości, ale badania przypominają, że żadna metoda nie jest cudowna i uniwersalna. Każda ma swoje plusy i minusy, które trzeba zestawić z oczekiwaniami pacjenta.