Dlaczego w Polsce pacjenci wciąż mają kolejki a szpitale technologię?
Pieluchomajki z sensorem, wojskowe kombajny medyczne, tomografia spektralna umożliwiająca analizę pierwiastków w ciele - w tej chwili na świecie mamy ok. 0,5 mln różnych cyfrowych wyrobów medycznych. W Polsce wartość tego rynku w 2020 r wyniosła 10 mld zł, jego światowa wartość w 2024 - 0,5 biliona dolarów. Jest się, o co bić. Tylko czy zawsze wygranym w tej bitwie jest pacjent?
Prawie 62 proc. podmiotów medycznych uważa, że w Polsce występują bariery utrudniające ich cyfryzację. Brakuje pieniędzy na IT, pracownicy nie posiadają odpowiednich kompetencji cyfrowych, jest opór ze strony personelu medycznego. Jako społeczeństwo boimy się też wycieku danych medycznych – wynika z raportu „Cyfrowe wyroby medyczne” przygotowanego przez Instytut Innowacji i Odpowiedzialnego Rozwoju (INNOWO) we współpracy z Ogólnopolską Izbą Gospodarczą Wyrobów Medycznych (POLMED).
Czy rynek cyfrowy przynosi korzyści? „Tak” – odpowiadają twórcy raportu. Wskazują m.in.: bezpieczeństwo zdrowotne, jakość opieki zdrowotnej, skuteczność świadczeń zdrowotnych.
Bariery w cyfryzacji
Raport pokazuje także bariery utrudniające cyfryzację zdrowia:
organizacyjne: biurokracja, niedostateczne szkolenie personelu, brak odpowiednich systemów zarządzania i nadzorowania procesów i efektów;
społeczne: ograniczone zaufanie do niektórych technologii, niekorzystna percepcja społeczna dzielenia się danymi medycznym; brak współpracy między systemami i ich złożoność przy jednoczesnych trudnościach w uczeniu się ich;
ekonomiczne: niedofinansowanie albo też finasowanie świadczeń nieuwzgledniające ich efektywności.
Blaski i cienie e-zdrowia
Mnożą się ostatnio różne cyfrowe innowacje służące do samodzielnego diagnozowania lub monitorowania chorób. Polskie doświadczenia wskazują, że w przypadku cukrzycy cyfrowa rewolucja pomaga skuteczniej trzymać chorobę w ryzach, ale w wielu innych chorobach przydatność takich rozwiązań budzi wciąż wątpliwości.
Wobec takich ustaleń twórcy raportu rekomendują przede wszystkim docieranie z wiedzą do różnych grup społecznych, obowiązkowe szkolenia dla personelu medycznego oraz zbudowanie mechanizmu zatrudniania specjalistów ds. cyfrowych w podmiotach medycznych. Ważne byłoby także utworzenie platformy współpracy między rożnymi grupami zainteresowanymi tematem, by dzielić się nie tylko sukcesami, ale także porażkami. W Polce jest np. dość absurdalna sytuacja, że Ministerstwo Cyfryzacji nie włącza się w prace Ministerstwa Zdrowia. Konieczne jest stworzenie klarownych regulacji prawnych.
Kilka dni temu Parlament Europejski przegłosował wspólną przestrzeń danych zdrowotnych. To zaś nie może się zadziać bez cyfryzacji. Urządzenia cyfrowe będą musiały być kompatybilne na terenie całej UE. Inaczej, jak dojdzie do wymiany danych medycznych np. między Holandią a Rumunią? Istnieje też konieczność stworzenia rejestru cyfrowych rozwiązań medycznych oraz wskazanie, gdzie są luki w dostępie do cyfrowych technologii medycznych, by tam z nimi dotrzeć. Konieczne będzie wdrożenie systemowych rozwiązań z cyberbezpieczeństwa.
Autorzy raportu postulują także wdrożenie wieloletniego programu inwestycyjnego (2024- 2026) „People Capability Maturity Model” (PCMM) o niebagatelnej wartości 15 mld zł, gdy tymczasem rządowy program rozwoju sektora biomedycznego ma budżet 2 mld zł. Z takim budżetem zbudować trzeba będzie polską specjalizację technologiczną.
Kluczowa jednak wydaje się budowa transparentnych ścieżek refundacyjnych dla technologii nielekowych.
Technologie cyfrowe rozbijają się o koszyk świadczeń gwarantowanych
Na stan cyfryzacji sektora zdrowia w dużym stopniu wpływa… koszyk świadczeń gwarantowanych.
- Jeśli pojawia się nowa technologia, musimy stworzyć dla niej koszyk, a to oznacza, że każdą technologię trzeba oceniać osobno. Chodziłoby o to, że jeśli dana technologia jest przydatna w medycynie, należy ją przyjąć. Do koszyka weszły roboty w operacjach jelita, macicy, gruczołu krokowego. Dziś te roboty są wykorzystywane do wszystkiego. Konieczna jest zmiana metody finasowania – uważa Michał Dzięgielewski, dyrektor Departamentu Lecznictwa w Ministrowie Zdrowia.
Trzeba też znaleźć odpowiedź na pytanie, jak wprowadzać technologie medyczne, żeby szpitale nie wpadały w długi.
Tomasz Michałek z Koalicji „Na pomoc niesamodzielnym” podkreśla, że w całym procesie wprowadzania innowacji cyfrowych barierą jest regulator. I przypomina, jak długo roboty wchodziły na rynek. Warto bowiem odróżnić funkcję regulatora, od funkcji decydenta. Niektóre wartościowe, gotowe programy medyczne od np. roku leżą w ministerialnych szufladach.
E-recepta na tak, e-porada - raczej na nie
Gdy w pandemii dostęp do lekarzy był szczególnie utrudniony, „lekarski” charakter pisma wyparły e-recepty, e-skierowania i inne rozwiązania poprzedzone „e”. Jak oceniają to pacjenci i na co jeszcze liczą? Odpowiada na to badanie Fundacji MY PACJENCI przeprowadzonej we współpracy z Centrum e- Zdrowia. Ciekawostką jest to, że badanie pokazuje obawę przed interakcjami między lekami.
Tomasz Pawlęga, kierownik Sekcji Innowacji w Biurze Partnerstwa Publicznego i Innowacji Narodowego Funduszu Zdrowia również uważa, że istniejący od 10 lat koszyk gwarantowanych świadczeń medycznych regulowany rozporządzaniem jest ogromnym utrudnieniem. Polska jest jednym z najbardziej restrykcyjnych krajów.
Jakub Adamski, dyrektor Departamentu Współpracy w Biurze Rzecznika Praw Pacjenta wskazuje na problem segmentacji świadczeń medycznych, braku przepływu danych między podmiotami medycznymi. To doprowadza choćby do niepotrzebnego powielania badań, gdy tymczasem pacjenci skarżą się na kolejki.
Rzeczywistość w szpitalach
Jolanta Sobierańska - Grenda, prezes gdyńskich Szpitali Pomorskich, zwraca uwagę na ogromny opór personelu medycznego i administracji szpitali odnośnie do rozwiązań cyfrowych na zasadzie: „co oni tam znowu wymyślili”. Szacuje, że zaledwie 5 proc. personelu jest otwarte na innowacje. A rzeczywistość wygląda tak, że przesył danych między czterema zarządzanymi przez nią szpitalami szwankuje.
Jako problemem Sobierańska - Grenda wskazuje także start-up-y przychodzące do szpitali z technologią. Czasem chcą nowe rozwiązanie tylko przetestować, a czasem chodzi im tylko… o dane medyczne. I tu trzeba wykazać się czujnością.
- Powinny być wytyczne, jak ocenić przydatność danej technologii medycznej, by nie była ona jedynie nieużywanym gadżetem, którym jednakże szpital będzie się chwalić – uważa Jolanta Sobierańska – Grenda.
Dr Tomasz Maciejewski z Instytutu Matki i Dziecka również zwraca uwagę na aspekt przydatności technologii. One nie mogą tylko stać i być. Problem w tym, żeby znaleźć kompetentnych ludzi, którzy z trudnego języka cyfrowego przełożą wiedzę na język przystępny. Na szczęście płace specjalistów IT już od jakiegoś czasu nie rosną, stabilizują się.
Telemedycyna to nie są teleporady
Wiele osób utożsamia telemedycynę z teleporadami. Ale są w błędzie. Jak mówi Piotr Węcławik, dyrektor Departamentu Innowacji w Ministerstwie Zdrowia, telemedycyna to – w dużym uproszczeniu – gadżety, czyli urządzenia, które przesyłają do profesjonalistów medycznych istotne dane, takie jak zapis KTG, EKG itp. Co ważne, pacjent nie znajduje się wtedy w gabinecie.
Michał Dzięgielewski ma marzenie, aby uczynić system przyjaźniejszym, stworzyć katalog dostępnych technologii. Ale też zwraca uwagę, że nie może być tak, że mały szpital powiatowy ma ambicje posiadania rezonansu magnetycznego o kosmicznych możliwościach i będzie on stał niewykorzystany, a byłby potrzebny na onkologii. Ale zawsze znajdzie się dobry wujek, np. starosta, który taki zaawansowany sprzęt kupi. Tylko po co?
- W podejmowanych decyzjach zakupowych musi być sens i logika. Mówiąc krótko, nie każda technologia powinna trafić pod strzechy – podsumowuje Dzięgielewski.
Beata Igielska, zdrowie.pap.pl
Źródło:
Konferencja prasowa zorganizowana przez POLMED: „Cyfrowa rewolucja w wyrobach medycznych”, 26.04.2024., Warszawa.