Wojna to wyzwanie dla systemu ratownictwa. Lepiej być przygotowanym.
Autorka: Monika Grzegorowska
Wojna w Ukrainie uświadamia, jakie znaczenie ma przygotowanie szpitali, służb ratowniczych i administracji zdrowotnej na sytuacje ekstremalne – od braków personelu, leków i sprzętu, po konieczność podejmowania dramatycznych decyzji dotyczących priorytetów medycznych i logistycznych. Czy jesteśmy na to gotowi?
Na zaproszenie Zakładu Ratownictwa Medycznego WUM i Instytutu Ochrony Zdrowia do Polski przyjechali wysokiej rangi urzędnicy, dyrektorzy placówek medycznych z Ukrainy pracujący na co dzień w warunkach wojennych, którzy opowiadali o tym, jak wygląda prawdziwe życie medyków w czasie wojny. O tym, jak organizować system ochrony zdrowia w sytuacjach kryzysowych, słuchali przedstawiciele polskiej administracji publicznej oraz środowisk medycznych, naukowych, akademickich i samorządowych, wojskowi oraz eksperci z wielu dziedzin związanych z obronnością.
– Chciałbym, aby nasi przyjaciele z Ukrainy „otworzyli nam oczy”. Żebyśmy przestali myśleć, że jeśli wybuchnie wojna, to po prostu będziemy się ewakuować i jakoś przetrwamy. Musimy zrozumieć, czym wojna naprawdę jest. Ratowanie pacjenta przy latarce, w piwnicy, pod ostrzałem to nie metafora, to rzeczywistość dzisiejszej Ukrainy – mówił prof. Robert Gałązkowski kierownik Zakładu Ratownictwa Medycznego Wydziału Nauk o Zdrowiu WUM podczas otwarcia konferencji.
A jak wygląda ta rzeczywistość?
Radij Szewczenko, dyrektor generalny Dniepropietrowskiego Centrum Obwodowego i Centrum Medycyny Ratunkowej i Medycyny Katastrof wspominał jedną z najtrudniejszych akcji podczas pełnoskalowej wojny – wyjazd do Mariupola w celu wyzwolenia obrońców Azowstalu.
– Nasza brygada mieszkała tam przez tydzień. Niestety, obrońców nam nie wydano, ale i tak pewnie był to najbardziej bohaterski czyn. Braliśmy też udział w akcji po ataku rakietowym na dworcu w Kramatorsku. Ewakuowaliśmy 63 rannych, z czego 12 to dzieci. Przy największych atakach na Dniepr pracowało całe ratownictwo medyczne. Przed kilkoma dniami wysłaliśmy do takiego zdarzenia 18 brygad, a pierwsze dotarły na miejsce już po kilku minutach – wymieniał.
Tym, co stanowi największe wyzwania w pracy ratownictwa medycznego w regionie, który znajduje się w pobliżu frontu, jest radzenie sobie z masowym napływem rannych i z urazami typowymi dla działań wojennych. Ogromnym wyzwaniem jest zabezpieczenie zapotrzebowania na krew. Ważne jest też zapewnienie ciągłości działania systemów.
– Musimy walczyć z blackoutami energetycznymi. Pomagają nam w tym generatory prądu. Łączność radiową zapewnia nam 19 Starlinków. Zostaliśmy też wyposażeni w system online, który na bieżąco raportuje do resortu zdrowia dane o tym, jak wygląda nasze obłożenie pracą – wymienił Andrij Szewczenko.
Lekarze przyfrontowi – bohaterowie w fartuchach
– Nasi lekarze codziennie walczą o życie osób cierpiących z powodu ataków rosyjskich (…) system ochrony zdrowia Ukrainy poddawany jest ogromnym przeciążeniom. Czterech na pięciu rannych żołnierzy i cywilów wymaga wysokospecjalistycznego leczenia i wieloetapowych, wielogodzinnych operacji. Takie konsekwencje przynoszą m.in. ataki dronowe – mówił Wiktor Laszko, minister zdrowia Ukrainy.
Minister nie mógł osobiście wziąć udziału w konferencji, ale przesłał nagranie, w którym podkreślał znaczenie wsparcia międzynarodowego dla ukraińskich medyków. Mówił, jak ważne są inwestycje w naprawę i odbudowę zniszczonych lub uszkodzonych placówek zdrowia, czego koszt szacuje się na 20 mld dolarów.
– W 2022 roku nastąpił szczyt ataków na infrastrukturę medyczną, w 2024 roku była to już cecha stałej agresji. W 2025 roku sytuacja nieco się zmienia. Jest coraz więcej ataków dronowych. Wróg zmienia swoją taktykę i stosowane są podwójne ataki: po pierwszym ataku, gdy na miejsce przyjeżdżają służby medyczne, straż pożarna i przystępują do akcji ratunkowej, często następuje powtórny atak. To wyzwanie dla medyków – opowiadał Ihor Kuzin, zastępca ministra zdrowia Ukrainy, główny państwowy lekarz sanitarny, który pierwsze trzy lata wojny spędził na froncie. Podkreślał, że najtrudniej będzie odbudować straty w ludziach, zarówno jeśli chodzi o ofiary śmiertelne i ciężko rannych, jak i obywateli, którzy wyjechali z kraju (co najmniej 5,3 mln osób).
Wojenne realia i to, że Rosja nie respektuje podstawowych zasad obowiązujących dla działań zbrojnych, sprawiają, że zadania, przed jakimi stoi ratownictwo medyczne w Ukrainie, nie są ani łatwe, ani bezpieczne.
- Wróg atakuje systemy łączności, a to ich stabilność może decydować o tym, czy uda się uratować pacjenta. Bardzo trudno się pracuje, kiedy nie ma łączności między brygadami a dyspozytorem. Rosjanie nie mają też skrupułów i ostrzeliwują nawet karetki wiozące cywilów. Mamy do czynienia ze świadomym zabijaniem medyków, którzy niosą pomoc rannym i poszkodowanym. Tak wygląda nasza codzienność w strefach przyfrontowych – mówił Andrij Waśko, dyrektor Lwowskiego Obwodowego Centrum Medycyny Ratunkowej i Medycyny Katastrof.
Doradczyni ministra zdrowia Ukrainy Iryna Mykychak podkreślała, że medycyna nie opiera się na budynkach i sprzęcie, tylko na ludziach.
– W tej wojnie szpitale stały się frontem. Tylko w 2022 rok miało miejsce ponad 460 celowych ataków na infrastrukturę medyczną, a następne lata tylko pogorszyły sytuację– mówiła.
Podczas wojny uszkodzonych zostało już 816 placówek ochrony zdrowia, a ponad 320 zostało kompletnie zniszczonych i nie podlega odbudowie.
– Praca, jaką wykonują nasi koledzy z Dniepra, Sum, Czernihowa, Harkowa, Kijowa oraz wielu innych dużych i małych miast zmagających się z conocnymi atakami jest nie do przeceniania. Ci lekarze czasem wręcz mieszkają w tych szpitalach całymi tygodniami. To prawdziwi bohaterowie w fartuchach. Chcielibyśmy, by ich doświadczenie nigdy nie przydało się w innych krajach europejskich – dodała Iryna Mikiczak.
Wojna to nie tylko rany postrzałowe
Wojna zwiększyła także liczbę problemów związanych ze zdrowiem psychicznym, chorobami układu sercowo-naczyniowego, onkologią i cukrzycą.
– To kolejny ważny aspekt naszej współpracy: wymiana doświadczeń w walce z chorobami, które nie zatrzymują się nawet podczas wojny – dodała Mikiczak.
Ale i taka pomoc bywa utrudniona.
– Nie zawsze możemy dojechać do pacjenta, bo są terytoria dniepropietrowszczyzny, w których z infrastruktury medycznej pozostały jedynie karetki. Ambulans może więc tam tylko podjechać i znieczulić starszą osobę, która jeszcze się nie ewakuowała z tego regionu. W tych miejscach musimy się jednak skoncentrować na rannych żołnierzach – mówił Szewczenko.
Podczas wojny w ukraińskich szpitalach znacząco wzrasta liczba pacjentów, którzy potrzebują rehabilitacji, ale też osób z zaburzeniami lękowymi i depresyjnymi. Dużym wyzwaniem jest rehabilitacja żołnierzy, również pod względem psychicznym. Dotyczy to też ludności cywilnej, szczególnie dzieci. Dlatego obecnie w Ukrainie mocno rozwijany jest cały system pomocy w tym obszarze.
Jak daleko jest wojna? Ukraińskie doświadczenie
– Wszyscy myślimy, że wojna to coś oderwanego od życia, jakiś wirtualny obrazek. My tak sądziliśmy do 2014 roku, a Europa ma takie przekonanie pewnie nadal. Dla nas wojna zaczęła się 9 maja 2014 roku, kiedy to 96 obrońców ojczyzny zostało dostarczonych przez karetki do szpitala z ciężkimi urazami. Jeszcze rok temu od Dniepra do linii frontu było 200 kilometrów i tylko czasem zmagaliśmy się z ostrzałami rakietowymi. Teraz miasto i jego okolice cierpią codziennie w wyniku ostrzałów balistycznych, bomb lotniczych czy shahedów (bezzałogowych dronów uderzeniowych produkcji irańskiej). Kilka dni temu 800 metrów od szpitala dziecięcego spadła rakieta. Zginęły 4 dorosłe osoby i dziecko – powiedział Radij Szewczenko.
Podczas swojego wystąpienia Szewczenko opowiadał też, jak organizują ewakuację z pola walki, ze szpitali przyfrontowych w głąb kraju oraz za granicę. Wyjaśniał, jak zapewniać opiekę medyczną ludności podczas tymczasowej okupacji i deokupacji.
-Doświadczenia z Ukrainy są bardzo cenne dla polskiego systemu ochrony zdrowia. Musimy uczyć się od tych, którzy to przeżywają – bo tylko wtedy będziemy naprawdę gotowi” – uważa prof. Robert Gałązkowski.
Obecny na konferencji wicepremier Krzysztof Gawkowski dodał:
– Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że wojna może wybuchnąć. Niepewna sytuacja narasta, a pokój jest na tyle stabilny, na ile silna jest nasza zdolność do obrony. Mamy kilka lat, żeby się przygotować.