Plusy i minusy sztucznej inteligencji w medycynie

Sztuczna inteligencja to maszyna statystyczna. Już teraz może być przydatna w medycynie, ale trzeba uważać, bo zagrożeń jest sporo - przekonuje Jan Zygmuntowski, pracownik naukowy Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Pisze doktorat na temat umiejętnego łączenia zbiorów do trenowania Sztucznej Inteligencji tak, by uniknąć nadużyć. 

Rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki
Rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki

W ciągu kilku lat sztuczna inteligencja (SI) bardzo zmieniła nasze funkcjonowanie, dla niektórych branż to niczym wynalezienie ognia. Co ten ogień może uczynić w medycynie? Byle nie pożar...

Zastosowania SI zaczynają się od bardzo spersonalizowanej profilaktyki bazującej na czyimś stanie zdrowia, z asystentami, którzy coś sugerują. Najlepiej rozwiniętą dziedziną jest wspomagana diagnostyka, czyli SI rozpoznająca obrazy rentgenowskie. Pliki są tutaj wystandaryzowane, podobne, nie jest to tak trudne, jak w przypadku ludzkiej mowy. Ponadto jest też wspomaganie w procesie terapii, np. lekarzy w czasie operacji, kiedy SI „sugeruje” coś. Ale algorytmy mają też zastosowanie w wynajdowaniu nowych leków, są pomocne w badaniach i rozwoju.

No dobrze, nie jest problemem nakarmienie algorytmu milionem zdjęć rentgenowskich i wtedy on faktycznie widzi więcej niż diagnosta. Ale jeśli sztuczna inteligencja wybiera z bazy wiedzy najbardziej prawdopodobne zdania, skleja je w całość, "halucynuje", czyli tworzy nieprawdę, to widzę jednak zagrożenie, gdy słyszę, że SI być może zastąpi wywiad lekarski.

Moja pierwsza wypowiedź nie miała charakteru techno entuzjazmu. Raczej chciałem powiedzieć, że wszędzie można znaleźć dla SI jakąś rolę. Ale jak my tą rolą zarządzimy, to jest podstawowe pytanie naszej cywilizacji. Dobre jest wspomaganie lekarza w diagnostyce i robotyczne "oko", które coś  wyłapuje i sugeruje.

Rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki

W medycynie dwa plus dwa nie zawsze równa się cztery

Jeśli mamy dużo danych zebranych na temat morfologii krwi i robot wyszukuje patterny – wzorce nieoczywiste, które umknęłyby człowiekowi, wspomaga w ten sposób pracę lekarza. Profesor Aleksandra Przegalińska z Akademii Leona Koźmińskiego nazywa to "kobotem", czyli botem kooperatywnym. Ale zupełnie czymś innym jest wyrzucenie z procesu diagnostycznego człowieka, któremu trzeba odpowiednio zapłacić.

Pracowników w medycynie dramatycznie brakuje. Bot ma ich zastąpić. To niesie jednak ryzyko pomyłek. I tak jak w generowaniu tekstów te pomyłki są tylko śmieszne, tak w przypadku autonomicznych samochodów prowadzą do wypadków, a w medycynie mogą prowadzić do zagrożenia zdrowia pacjenta, a nawet do jego śmierci.

Kontynuując poprzednie pytanie, czy dobrze rozumuję: gdy będę chciała dowiedzieć się o np. raku nadnerczy i zadam botowi pytanie, on wyszuka wszystkie linki, sporządzi notatkę, która może być efektem jego "halucynacji", czyli „zmyślenia”, choć on nie myśli.

Na obecnym etapie rozwoju SI, bot może „wymyśleć”. Rzeczywiście, mówi się o halucynowaniu botów. Im „wydaje” się, że dana odpowiedź brzmi prawdopodobnie, bo powtarza się najczęściej. W większości przypadków poradzi sobie dobrze i „powie” prawdę, powoła się na istniejące badania, ponieważ naczytał się ich w bazie, z której go uczyliśmy.

Ale w momencie, gdy trafi na coś, co wypada poza obszar głównego prawdopodobieństwa, jest duża szansa, że zacznie halucynować nieistniejącą diagnozę albo remedium na nią.

Dlatego boty specjalistyczne muszą być douczane na specjalistycznych zbiorach danych. Najpierw muszą rozumieć język, a później załadowujemy im wiedzę danej dziedziny. Ryzyko halucynacji jest zawsze. Tak samo jak w przypadku diagnosty - lekarza. Tylko tu ryzyko jest inne. Pacjentowi nie wystarczy powiedzieć: możesz dostać nieprawdziwą diagnozę. Taka informacja wpłynie negatywnie na jego myślenie. Tu potrzebne są regulacje.

Boty halucynują, łącząc autorów, źródła, postaci, opinie...

Generatywna Sztuczna Inteligencja jest czymś w rodzaju maszyny statystycznej. Z naszej branży wywodzi się popularny mem: na ścianie jest plama – statystyka. Ale jak ktoś powiesi nad nią ramkę z pięknym napisem "Sztuczna Inteligencja", to nagle wszyscy myślą, że to dzieło sztuki. Tymczasem to zawsze jest tylko zautomatyzowany rozkład prawdopodobieństwa oparty o twierdzenie Bayesa. Gdy  pytanie jest proste, powtarzalne, odnosi się do rzeczy, z którymi w przeszłości ludzie stykali się i wyprodukowali wiedzę na ten temat, botowi będzie łatwo znaleźć odpowiedź.

Fot. PAP/W.Szczepaniak

Miłość, medycyna i cuda

W każdym jednak temacie trochę bardziej skomplikowanym zawsze wygeneruje odpowiedź brzmiącą najbardziej prawdopodobnie. Nie ma wpisanej konieczności trzymania się prawdy, nawet nie da się tego wpisać, bo to oznaczałoby, że musiałby oceniać, co jest prawdą, a co nie. A do tego nie jest zdolny. W tym sensie boty wchodzące w zakres zdrowia, sterowania maszynami, prowadzenia samochodu, czy tam, gdzie wchodzi w grę ocena czyjejś kompetencji - było na przykład mnóstwo skandali związanych z ocenianiem CV - muszą mieć nad sobą  człowieka. Wszędzie, gdzie jesteśmy na styku człowiek i jego zachowanie, kreatywność a maszyny, nasza wrodzona nieprzewidywalność, która jest źródłem kreatywności i godności człowieka, zawsze będzie działać jak wrzucanie piachu w tryby tej maszyny.

To zupełnie tak jak u Stanisława Lema - człowiek ze swoim humanizmem jednak zawsze na wierzchu. A wracając do medycyny: rzetelna informacja będzie droga, bo trzeba podjąć ogromny wysiłek, żeby ją stworzyć. Boję się, że SI umożliwi pojawienie się mnóstwa fejków medycznych. Bo bardzo łatwo będzie nakarmić algorytm treściami potrzebnymi np. szarlatanowi i algorytm będzie halucynował...

Tak będzie! Zapytanie algorytmu o coś, co brzmi dobrze, jest bardzo proste. Ale już problemem może być poproszenie go o dokonanie autentycznej kwerendy najnowszej wiedzy, której przecież wcale nie musi znać, bo ostatnio był „karmiony” rok temu.

Dlatego koszt stworzenia informacji, która brzmi prawdopodobnie, ale nie jest prawdziwa, dramatycznie obniżył się. Z kolei koszt pozyskiwania prawdy jest nadal drogi. Ostatnio ludzie są sieciowani przez media społecznościowe. One same spolaryzowały się, stały się bańkami informacyjnymi, bo to opłacało się twórcom platform. Od tamtej pory widzimy, że coraz łatwiej jest roznieść treść fejka, a teraz jeszcze coraz taniej jest wygenerować treść brzmiącą prawdopodobnie, choć jest fałszywa.

Z całą pewnością na to trzeba reagować. To nie jest żadna cenzura, lecz zdrowa regulacja. Prawda sama nie wybroni się, zrobią to ludzie, którzy będą pilnowali jej przestrzegania.

Wyłapywanie aktorów szerzących fałszywą informację jest niezbędne. Weźmy Jerzego Ziębę. Dla niego teraz koszt wytworzenia kolejnego „wiarygodnego” argumentu za czymś, co on sobie życzy, bardzo się obniży. Wchodzi sobie na czat GPT, wpisuje: „podaj mi 10 powodów, dla których lewoskrętna witamina C jest najlepszym sposobem leczenia raka”, i uzyska te odpowiedzi. One nie muszą być prawdziwe, wystarczy, że brzmią całkiem nieźle. I już może je przeklejać w tysiącach kopii w mediach społecznościowych itp.

Nie trzeba armii trolli internetowych. Ludzie będą coraz częściej sięgali po „autorytety” influencerów.

Fot. PAP

Medycyna alternatywna – skąd się wzięła i czy pomaga?

Wielu Polaków korzysta z usług tzw. naturopatów czy uzdrowicieli, czyli osób „leczących” za pomocą różnego rodzaju naturalnych i alternatywnych metod terapeutycznych. O ich skuteczności, a także potencjalnych zagrożeniach dla zdrowia, jakie się z nimi wiążą – rozmawiamy z prof. Wiesławem Jędrzejczakiem, wybitnym hematologiem.

Mechanizmy, które pan przedstawił na przykładzie Zięby, tyczą się także koncernów. Łatwo sobie wyobrazić, że wielki koncern, choćby farmaceutyczny, nieuczciwy, wykupi sobie dostęp do czatu, poprosi sztuczną inteligencję o parę akapitów, dlaczego korzystanie z naszego leku jest super i rozsieje to w internecie.

Bez problemu to zrobi. Proszę zrozumieć, koszt dezinformacji obniża się dla wszystkich. Duże korporacje mogą tym grać, powtarzać swoje tezy do znudzenia. One nie będą brzmiały, jak bzdury. Za każdym razem będą to nowe zdania brzmiące inteligentnie. Do ich przygotowania koncerny potrzebowałyby sztabu marketingowego i pijarowego. 

Wygląda na to, że obszar funkcjonowania sztucznej inteligencji to na razie grzęzawisko. Wyobraźmy sobie, że nauczymy SI stylu wypowiedzi jakiegoś znanego profesora medycyny. To nie jest wcale trudne. 

Tak, oczywiście, wystarczy odpalić czat GTB, dać mu prompta, żeby symulując wypowiedź w stylu jakiejś osoby, napisał trzy akapity na zadany temat. Czat GTB bez problemu to zrobi. Jeśli w internecie były teksty tego profesora, posłuży się jego składnią i frazami. Parodiowanie czyjegoś stylu jest bezproblemowe.

Musimy wspomnieć, co jest szczególnie niebezpieczne w przypadku medycyny - SI nie łapie kontekstu słowa. Pan próbował uczyć algorytm kontekstu słowa „pies”. Nie szło to - gdy pan pytał kilkakrotnie, za każdym razem odpowiedź była inna.

Może to nie do końca chodzi o kontekst. W przypadku modelu językowego - tak samo działa to w przypadku obrazów – algorytm nie zna prawdziwego sensu słowa. On wyłącznie zapamiętuje, w jakich tekstach i kontekstach było umieszczane. Jeśli użyję jakiegoś słowa ironicznie, przewrotnie, w innym sensie, botowi ciężko będzie dopasować to słowo, do tego, co posiada w statystycznej bazie. 

Mówiąc krótko, bot na obecnym etapie rozwoju jest mocno „autystyczny”.

Tak, a ponieważ halucynuje, będzie wolał skleić i utworzyć jakąś treść i dopiero, jeśli go skoryguję i powiem: „Nie, to nie jest to, co chciałem”, on dostaje informację, że zrozumiał w złym kontekście i teraz musi znaleźć nowy.

Dla mnie językowy model jest jak student pierwszego roku. Bardzo inteligentny, oczytany, ale cwaniak, który nie nauczył się na egzamin i płynie w czasie odpowiedzi ustnej. Jeśli egzaminator chce go przepuścić, zrobi to. Ale jeśli oczekuje ostrości myśli, to niestety student obleje. W  modelach językowych nie znajdziemy ostrości myśli.

Za pomocą sztucznej inteligencji z łatwością można także manipulować ekonomią, szczególnie sprzedażą leków i suplementów diety...

W internecie szczególnie rozpowszechniła się ekonomia SEO. Skoro wiemy, że wyszukiwarki odsyłają do stron, które mają wiele wpisów na blogu, używających haseł - kluczy, których wyszukujemy, firmy tworzą sekcję blogową i zatrudniają kogoś, żeby naklepał 50 artykułów, używając tych kluczy. Treść nie ma większego znaczenia, potem to właśnie nam wyskakuje w przeglądarce. Wpiszmy np. „ból w prawej części brzucha, co znaczy”.

Pierwsze dwie, trzy strony otrzymamy od firm i portali, które najczęściej kopiują treści od siebie i są to treści, które nie za dużo nam powiedzą fachowo. Są tworzone po to, żeby przekierować użytkownika na stronę internetową, żeby wepchnąć mu jakiś suplement diety bądź lek, żeby rozbudzić jego lęki.

Rozmawiała Beata Igielska, zdrowie.pap.pl

Ekspert

Fot. Archiwum J. Zygmuntowskiego

Jan Zygmuntowski, ekonomista zajmujący się SI - Jest pracownikiem naukowym Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Pisze doktorat na temat umiejętnego łączenia zbiorów do trenowania sztucznej iInteligencji tak, by uniknąć nadużyć. Ekonomista związany z obszarami innowacji, cyfrowej gospodarki i zrównoważonego rozwoju. Współprzewodniczący zrzeszenia ekonomistów Polska Sieć Ekonomii. Doradza i wspiera w rozwoju projekty technologiczne z pozytywnym wpływem społecznym.

Autorka

Beata Igielska

Beata Igielska - Dziennikarka z wieloletnim doświadczeniem w mediach ogólnopolskich, gdzie zajmowała się tematyką społeczną. Pisała publicystykę, wywiady, reportaże - za jeden z nich została nagrodzona w 2007 r. W Serwisie Zdrowie publikuje od roku 2022. Laureatka nagród dziennikarskich w kategorii medycyna. Prywatnie wielbicielka dobrej literatury, muzyki, sztuki. Jej konikiem jest teatr – ukończyła oprócz polonistyki, także teatrologię.

ZOBACZ TEKSTY AUTORKI

ZOBACZ PODOBNE

  • M.Kmieciński/PAP

    Sprawdź, czy nie tracisz wzroku – prosty test

    Zwyrodnienie plamki żółtej (AMD) to jedna z najważniejszych chorób, z którymi boryka się okulistyka i najczęstsza przyczyną utraty wzroku w krajach rozwiniętych. Dla lekarzy to wyzwanie, bo pacjenci często zgłaszają się zbyt późno, a wystarczy wykonać prosty test – podkreśla prof. dr hab. n. med. Sławomir Teper, okulista, chirurg witreoretinalny ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

  • Fot. PAP/P. Werewka

    "Niepełnosprawny" czy "osoba z niepełnosprawnością"?

    Język jest materią żywą. Słowo potrafi z jednej strony krzywdzić i ranić, z drugiej uskrzydlać i wspierać. Niektóre zwroty czy pojedyncze słowa odchodzą do lamusa, nabierają innego znaczenia lub są zastępowane innymi, bo wydają nam się stygmatyzujące. Czy dlatego coraz częściej słyszymy wyrażenie: „osoba z niepełnosprawnością” zamiast: „osoba niepełnosprawna”?

  • Fot. PetitNuage/Adobe Stock

    Nikt nie odda wzroku skradzionego przez jaskrę

    Jaskry nie można wyleczyć. Kradnie nam wzrok i wcale nie jest przypisana starości. Nowe okulary na nosie, po badaniu jedynie ostrości widzenia, nie świadczą o tym, że na dnie oka nie czai się ta podstępna choroba, którą ma około milion Polaków, a połowa z nich o tym nie wie. O diagnostyce i leczeniu jaskry opowiada prof. dr hab. n. med. Iwona Grabska-Liberek, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Okulistycznego.

  • AdobeStock

    Jąkanie – gdy mowa nie nadąża za myślami

    Nawet aktorzy czy politycy się jąkają, ale przypadłość ta potrafi mocno utrudniać życie. Pojawia się zwykle w dzieciństwie. Szczęśliwie w większości przypadków ustępuje samoczynnie. Czasami potrzebna jest jednak pomoc specjalistów, więc trzeba być czujnym.

NAJNOWSZE

  • Kongres Zdrowie Polaków

    6. edycja Kongresu „Zdrowie Polaków” już w najbliższy poniedziałek

    Patronat Serwisu Zdrowie

    Tegoroczna edycja Kongresu „Zdrowie Polaków odbędzie się pod hasłem „Nauka dla zdrowia społeczeństwa”. Serwis Zdrowie jest patronem medialnym wydarzenia. Wśród zaproszonych gości przedstawiciele świata medycyny, nauki, polityki.

  • Cukrzyca typu 1 – przyczyny i objawy

  • Uzależnienia u dzieci i młodzieży – na co należy zwrócić uwagę?

  • Sprawdź, czy nie tracisz wzroku – prosty test

  • Kiedy zacząć myć zęby dziecku?

  • Adobe Stock

    Operacja bariatryczna to coś więcej niż zmiana budowy przewodu pokarmowego

    W operacji bariatrycznej chodzi naprawdę o coś więcej niż zmniejszenie rozmiaru ciała, do którego pacjent przez lata potrafi się przyzwyczaić. Otyłość to choroba, którą bezwzględnie należy leczyć wszystkimi dostępnymi metodami, bo szerzy spustoszenie w organizmie. To nie jest wybór chorego – zaznacza prof. Wojciech Lisik chirurg bariatra, transplantolog. Wyjaśnia, na czym polega zabieg i jakiej recepty osobie z otyłością absolutnie wystawić nie można.

  • CRM – zespół sercowo-nerkowo-metaboliczny. Nowe spojrzenie na szereg schorzeń

  • HIV: kiedyś drżeliśmy, dziś ignorujemy