Żałoba to kryzys, po którym może nastąpić odrodzenie
Autorka: Klaudia Torchała
Żałoba najczęściej kojarzy się z ostateczną stratą najbliższej osoby. W rzeczywistości kryzys ten może przyjść nie tylko w obliczu śmierci. Czy można coś zrobić, by strata mniej bolała? Na ten temat w kontekście książek Julii Samuel „Sposób na żałobę” i „To też przeminie” dyskutowały: lekarka w trakcie specjalizacji z medycyny paliatywnej Agata Malenda, psycholożka Katarzyna Kucewicz oraz aktorka Marieta Żukowska.
Żałoba ma wiele odcieni i kontekstów. To naturalne doświadczenie, które dotyka bezpośrednio każdego człowieka prędzej lub później. To kryzys związany ze stratą. Żałoba nie powinna odbierać jednak nadziei czy być tematem tabu. Jak po nocy przychodzi dzień, tak po żałobie może nadejść odrodzenie, ale to proces. Zagojenie ran wymaga czasu. Niejednokrotnie wsparcia specjalisty, bo nie każdy ze stratą jest w stanie poradzić sobie sam.
Uczestniczki spotkania tłumaczyły, że tę stratę można rozumieć na wiele sposobów. Najbardziej oczywista to śmierć najbliższej osoby: partnera, rodzica, dziecka, ale także utrata urody, zdrowia, pracy lub czegoś, co było esencją życia. To także pustka po rozpadzie np. przyjaźni czy małżeństwa.
– Często człowiek, gdy trafia na terapię, jest na rozdrożu. Jest w takim momencie, kiedy na przykład wychodzi z żałoby albo kiedy żałoba się zaczyna. Jest zdezorientowany i nie wie, co zrobić. Bo tak to właśnie z żałobą jest. Ona jest jakimś kryzysem, po którym następuje odrodzenie, ale żeby ono faktycznie nastąpiło, to trzeba przejść przez pewnego rodzaju mrok, przez jakiś tunel – wyjaśniła Katarzyna Kucewicz, psycholożka i psychoterapeutka, która od wielu lat zajmuje się pacjentami doświadczającymi rozmaitych kryzysów życiowych.
Pracująca w hospicjum dr n. med. Agata Malenda – internistka, hematolożka, lekarka w trakcie specjalizacji z medycyny paliatywnej oraz członkini Fundacji Instytut Dobrej Śmierci – uważa, że jeśli żałobę przeżyje się właściwie, to można potem rozkwitnąć.
Jak zauważa Julia Samuel, brytyjska psychoterapeutka i autorka książek, strata to „nieodłączny element ludzkiego doświadczenia”.
Czy do żałoby można się przygotować?
Lekarka, która na co dzień towarzyszy pacjentom w czasie odchodzenia, podkreśla, że śmierć zawsze będzie bardzo bolesnym doświadczeniem.
– Nawet gdy pracuje się z umieraniem i żałobę spotyka codziennie, to jeżeli doświadczamy własnej straty, to ona i tak boli – powiedziała dr Malenda.
Jej zdaniem powinno się normalizować różne reakcje towarzyszące stracie. To nie zawsze musi być płacz. Odwołała się do kampanii społecznej Instytutu Dobrej Śmierci. „To normalne, że nie płakałem po śmierci moich rodziców. To normalne, że płakałem przez trzy miesiące. To normalne, że bardziej cierpiałem, gdy umarł mój pies, a nie mama” – wyliczała przykładowe hasła lekarka.
Dzięki temu, jak zauważyła, pokazano, że żałoba dla każdego może oznaczać coś innego. Najistotniejsze jest to, by pozwolić sobie na emocje, które przepływają w żałobie, ale też dopuścić do siebie osoby, które mogą nam w niej towarzyszyć. Chodzi o to, by nie czuć, że jesteśmy w „kompletnej czarnej dziurze, z której nie możemy wyjść”.
– Wszystkie uczucia są dozwolone w przypadku doświadczenia straty, żałoby i wszystkie uczucia są mile widziane – zaznacza psycholożka Katarzyna Kucewicz.
Żałoba powikłana
Jeśli jednak czas nie leczy ran, a wręcz potęguje mrok, mijają lata, a człowiek tkwi w kryzysie, nie jest w stanie funkcjonować, gniew narasta zamiast wygasać, pojawiają się myśli samobójcze – to sygnał, że trzeba szukać wsparcia u specjalisty. Z drugiej strony sięganie od razu po farmakologię może żałobę „powikłać”. Zagłuszać uczucia. Chodzi o to, by „nie chować się pod parasolem, pod którym nie czuć, że pada”.
– Są badania, które mówią, że podawanie szybko leków przedłuża żałobę i może ją powikłać – wyjaśnia dr Malenda.
Niemniej leki czasami podaje się osobom, które mają zaburzenia lękowe, depresję.
– Czasami dajemy leki nie po to, żeby leczyć żałobę, bo żałoba jest naturalnym stanem każdego człowieka, tylko dajemy leki po to, żeby pomóc pacjentowi przejść przez żałobę w tych innych schorzeniach, bo bez tych leków może być mu bardzo, bardzo trudno. Więc każdego człowieka traktujemy indywidualnie, ale nie każdy człowiek w żałobie powinien być poddawany terapii czy dostawać leki – podkreśla lekarka.
„Naturalnym lekiem” w żałobie może być spotkanie, rozmowa z drugim człowiekiem. Niejednokrotnie nie wiemy, jak się zachować, gdy ktoś przeżywa kryzys. Czasem wystarczy być blisko, nawet milcząc. Jak zaznacza Kucewicz, to „umiejętność bycia z kimś w ciszy”. Kondolencje – jak zauważają uczestniczki – to towarzyszenie.
Kiedy przychodzi żałoba?
Żałoba nie zawsze zaczyna się w momencie śmierci bliskiej osoby. Można jej doświadczać dużo wcześniej, gdy przychodzi na przykład nieuleczalna choroba. Lub kiedy bliska osoba zaczyna się zmieniać, słabnąć czy zachowywać inaczej niż kiedyś. Wtedy mówi się o żałobie antycypacyjnej, bo wiemy, że za chwilę pojawi się strata.
– Jeżeli odchodzenie jest powolne, nienagłe, niespontaniczne, nieszybkie, to człowiek w pewnym momencie zaczyna wchodzić w ten etap. I tu bardzo ważne jest wsparcie innych osób – podkreśla psycholożka.
Normalnym uczuciem u osoby, która doświadcza straty, może być też poczucie ulgi.
– Ta ulga się pojawia dlatego, że człowiek już dużo wcześniej był w żałobie. I dużo wcześniej przeszedł przez wszystkie zawieruchy emocjonalne w swoim życiu – zaznaczyła dr Malenda.
Z kolei aktorka Marieta Żukowska, która zagrała temat żałoby w poruszającym filmie zatytułowanym „Próba łuku” (reż. Łukasz Barczyk), opowiedziała, że zablokowała żałobę po śmierci taty, bo musiała być silna dla córki, która dopiero się urodziła.
– Jakieś 10 lat po tej sytuacji przyszła do mnie rola. Moja bohaterka mierzy się z wyparciem dotyczącym utraty męża. Ta rola była trochę moim lustrzanym odbiciem. Naraz, jak wodospad, wróciły do mnie wszystkie najtrudniejsze emocje – wspomina aktorka.
Joanna Winiarska, dziennikarka prowadząca spotkanie, autorka podcastu „Rzeczy trudne”, odnosząc się do książek brytyjskiej psychoterapeutki Julii Samuel zauważyła, że są one „takim zerkaniem przez dziurkę od klucza do gabinetu terapeuty”. Mamy okazję przyglądać się, jak różne osoby radzą sobie ze stratą. Przeglądamy się w różnych sytuacjach jak w lustrze.
Uczestniczki zgodziły się, że myślą przewodnią w różnych trudnych sytuacjach, które nas spotykają, powinna pozostać świadomość, że te chwile też przeminą. Nawet z bolesnych doświadczeń można wyciągnąć coś wartościowego.