Zaburzenia odżywiania – pustka i życie w czerni
Zaburzenia odżywiania zabierają wszystko. To pustka i życie w czerni, bez znajomych i pasji – tak mówią osoby, które dzielą się swoimi doświadczeniami w filmie edukacyjnym przygotowanym przez Fundację helpED. Psychoterapeutka Katarzyna Gaber-Kasprzyk wyjaśnia, kiedy w głowie powinna zapalić się lampka ostrzegawcza, że coś jest nie tak.
Jedna z dziewczyn wypowiadających się w filmie twierdzi, że zaburzenia odżywiania to „ogromna pustka” i „życie w czerni”. Inna nazywa je „fałszywą przyjaciółką”. Czym są te zaburzenia z psychologicznego punktu widzenia?
To zaburzenia psychiczne. Znajdują się w klasyfikacji diagnostycznej. Wymagają specjalistycznego wsparcia ze szczególnym uwzględnieniem psychoterapeuty, a niekiedy też psychiatry. To nie jest tylko problem z jedzeniem. Nie wystarczy często wyłącznie pomoc dietetyka – do leczenia należy podejść wielospecjalistycznie. To naprawdę bardzo poważny problem. To zaburzenia relacji z jedzeniem, które zagrażają nawet życiu.
Ale ta relacja to tylko wierzchołek góry lodowej. Cierpi przecież nie tylko ciało…
Zaburzenia można sprowadzić do wspólnego mianownika. Osoby, które się z nimi zmagają, skupiają się nie tylko na wyglądzie i wadze, ale mają bardzo silną potrzebę kontroli i uzależniają swoją samoocenę od tego, ile ważą i jak wyglądają. Im dotkliwszy jest ten problem, tym bardziej kręcą się wokół liczb, planowania posiłków, układania jadłospisu, wyglądu i tego, jak inni mogą je postrzegać. Myśli te stają się uporczywe, przytłaczające. Ludzie z zaburzeniami poświęcają im większość czasu. Często przyznają, że w pewnym momencie kręcą się one wyłącznie wokół jedzenia. Mocno wpływają na funkcjonowanie. Nastolatkowie zmagający się np. z anoreksją, bulimią, kompulsywnym objadaniem się twierdzą wręcz, że nie mają chęci i potrzeby aktywnego życia, spotykania się z rówieśnikami. Brakuje im siły, bo tak bardzo skupiają się na kontroli z powodu towarzyszącego permanentnie lęku.
Te myśli stają się wręcz obsesją?
Pacjenci w pewnym momencie już nie potrafią inaczej. Te schematy myślowe są tak bardzo utrwalone, że nawet jeśli nie chcą mieć ich w głowie, to nie potrafią się ich pozbyć. Same się napędzają.
A przecież zaburzenia odżywiania mogą zaczynać się niewinnie. Rodzice cieszą się wręcz czasem, bo ich dziecko zaczyna interesować się zdrowym odżywianiem, kulinariami. Jak nie przeoczyć prawdziwego problemu i właściwie go rozpoznać?
Na pewno trudno wyłapać te pierwsze sygnały, bo gdy młoda osoba odstawia niezdrowe produkty, zaczyna uprawiać sport, to dla otoczenia dobra informacja. Nikt niczego jeszcze nie podejrzewa, bo rzeczywiście nie ma powodów. Ale jest taki moment – który rzeczywiście trudno zauważyć – gdy tych przejawów dbania o siebie i wygląd jest coraz więcej. Człowiek bardzo radykalnie odcina się od niezdrowych rzeczy, liczy wszystko coraz bardziej skrupulatnie. Kiedyś na przykład zjedzenie ptasiego mleczka było czymś normalnym, teraz jeśli w ogóle się zdarza, to wywołuje masę krytycznych myśli, wyrzuty sumienia, a wkrótce i zachowania chorobowe, np. nadmierne spalanie kalorii, wymioty, nakładanie silnych restrykcji żywieniowych. To właśnie ten moment, gdy zapala się czerwona lampka, że pewne granice zostają przekroczone.
Co w takiej sytuacji mogą zrobić rodzice?
Już od małego powinni wzmacniać dziecko, jego zasoby, umiejętności. Idąc krok wstecz, istotne jest to, by pokazywali dziecku, że w jedzeniu, stosunku do własnego ciała zachowują balans. Nie są skupieni całe życie na dietach, nie dążą do jakiegoś ideału. Nie mówią nieustannie o tym, że muszą schudnąć i nie krytykują ludzi za wygląd. Powinni uczyć, że są różne ciała i każde jest OK, że sami dobrze czują się we własnej skórze. Dzieci przecież uczą się od nas. Muszą słyszeć, że wygląd w życiu nie jest najważniejszy, że istotniejsze jest to, jakimi ludźmi jesteśmy. Od tego warto zacząć, a potem wzmacniać ich cechy zewnętrzne, które je charakteryzują. Namawiać do zdrowej aktywności fizycznej. Pokazywać, że jedzenie ma wartość integrującą ludzi i stanowi fundamentalną część naszego życia, a nie problem, z którym musimy nieustannie walczyć. Ta kultura diet i obsesji piękna, bycia idealnym, mocno pomieszała nam w głowie.
Czy nastolatek sam jest w stanie zatrzymać się, gdy nie jest jeszcze za późno? Jedna z młodych dziewczyn stwierdza, że gdyby wiedziała, do czego doprowadzi, to w życiu by w to nie szła…
Ciężko odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie, bo tak naprawdę to zależy od zasobów człowieka. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli nawet ktoś zauważy, że coś jest nie tak, i spróbuje działać na własną rękę, to udaje się to z różnym skutkiem. Dobrze poszukać wsparcia u specjalisty, który pomoże zrozumieć problem i jego przyczyny. Łatwiej zastanawiać się razem nad możliwościami rozwiązań. Ścieżek jest wiele, ale warto dobrać tę najlepszą dla nas.
To bardzo wyniszczające zaburzenie. Co dzieje się z ciałem i psychiką?
Tym, którzy nigdy nie mierzyli się sami z zaburzeniami odżywiania, trudno pojąć, o co chodzi. Niektórzy sądzą, że wystarczy zjeść więcej czy mniej i problem zniknie. A to nie wystarczy, bo cierpi ciało i głowa. Musimy zadbać o fizjologię, bo to zaburzenia śmiertelne. Zdarza się, że nasi pacjenci umierają. Często potrzebne jest specjalistyczne leczenie, niejednokrotnie szpitalne.
Dziewczynom zanika okres…
Praca nad tym, by organizm powrócił do homeostazy, jest bardzo ciężka i długa.
Czy da się trwale wyjść z zaburzeń odżywiania? Zdarza się przecież, że migrują, z anoreksji przechodzą na przykład w bulimię i odwrotnie…
Nieraz dochodzą po drodze elementy ortoreksji, czyli skupienia na jedzeniu wyłącznie produktów zdrowych. To jest silny rygor jedzenia zdrowo, zdrowo, zdrowo aż dochodzi do tego, że pacjenci jedzą na przykład tylko pięć wybranych produktów i tak w kółko. Ale jeśli chodzi o całkowite wyleczenie zaburzeń, to tak – można z nich wyjść.
Dlaczego w leczeniu zaburzeń stosuje się najczęściej terapię poznawczo-behawioralną? Na czym ona polega?
Skupia się ona na sferze emocjonalnej i procesach myślowych, zachowaniu. Pomaga wyedukować i zrozumieć specyfikę problemu, ale też koncentruje się na „tu i teraz”. Wpływamy na codzienne funkcjonowanie. Ta terapia ma protokoły terapeutyczne dostosowane do konkretnych zaburzeń, ma też narzędzia, z których pacjenci mogą korzystać, stąd jest jedną z bardziej rekomendowanych w tym przypadku. Dodatkowo stosujemy terapię systemową, którą włączamy w przypadku nieletniego pacjenta, gdy widzimy, że problem tkwi w relacjach rodzinnych.
To truizm, ale z zaburzeniami żywienia mierzy się cała rodzina. Bliscy stają się często wrogiem. Jak wygląda ta relacja?
Bywa różnie, bo bliscy często nie wykazują się zrozumieniem. Ich reakcje są nieadekwatne i mało wspierające. Mogą mieć dobre intencje, zazwyczaj chcą pomóc, ale nie zawsze to wychodzi. Rodzice czasem popełniają błędy zupełnie mimo woli. Zaburzenia odżywiania są na tyle ciężkim zaburzeniem, że osoba chorująca nie dostrzega sama problemu. W anoreksji często występuje egosyntoniczność, czyli „zlanie z problemem”, traktowanie go jako nieodłącznej części „ja”. Takie postrzeganie może prowadzić do licznych konfliktów z bliskimi, którzy przecież chcą dla nas dobrze. To naprawdę trudne emocje. U osoby z zaburzeniami włącza się często wewnętrzny krytyk, który tylko eskaluje konflikt i wywołuje frustracje.
Czego nie mówić i nie robić? Jak wspierać osoby z zaburzeniami?
Nie koncentrujmy się na samym wyglądzie. Nie komentujmy jakości i ilości jedzenia. Przekierowujmy uwagę na inne aspekty – samopoczucia, spędzania wolnego czasu. Jeśli coś nas martwi, mówmy o tym otwarcie. Nie oceniajmy człowieka. Pytajmy wprost, jak można pomóc. Towarzyszmy w tym zaburzeniu. Nie zostawiajmy takiej osoby samej.