Wiosenne porządki mogą zaszkodzić
Wiosenne porządki, zwłaszcza jeśli używamy wielu chemikaliów jednocześnie, grożą nie tylko podrażnieniem błon śluzowych czy wysuszeniem skóry dłoni. Intensywne sprzątanie prowadzi m.in. do spadku pojemności płuc, nasilenia astmy, ciężkich reakcji alergicznych i zatruć.

Autorzy artykułu opublikowanego w najnowszym „Expert Review of Respiratory Medicine” zwracają uwagę na szeroką ekspozycję ludzi — zarówno dorosłych, jak i dzieci — na substancje lotne i aerozole zawarte w środkach czystości, które mogą działać jako czynniki wywołujące lub zaostrzające astmę oraz przewlekłe choroby płuc. Badania populacyjne wykazały, że osoby sprzątające zawodowo mają o 40 proc. zwiększone ryzyko spadku pojemności płuc (a konkretniej wskaźnika FEV1 opisującego maksymalną objętość powietrza, jaką można wydmuchnąć w ciągu pierwszej sekundy szybkiego wydechu) w porównaniu do populacji ogólnej.
Ale nawet sporadyczne sprzątanie w domu może kumulatywnie wpływać na uszkodzenia nabłonka oddechowego.
"Tablica Mendelejewa" w domowej chemii
„Środki dezynfekujące i czyszczące używane w gospodarstwach domowych (HDCP – ang. Household Disinfectants and Cleaning Products), które zawierają złożoną mieszaninę składników chemicznych, uwalniają cząstki stałe i lotne związki organiczne, takie jak aldehydy, amoniak, fenole, chlor, które są inhalowane przez użytkowników i osoby postronne” – napisali autorzy artykułu. Dodali, że nawet preparaty oznaczane jako „zielone” lub „naturalne” zawierają substancje zapachowe, a badania wskazują też na niepokojący związek między stosowaniem intensywnie pachnących środków czystości a wzrostem ryzyka wystąpienia alergii, zaburzeń hormonalnych i problemów z układem oddechowym.
„Niektóre składniki zapachowe (np. kumaryna, geraniol, eugenol) pod wpływem promieniowania UV tworzą reaktywne formy tlenu (ROS) w naskórku, mogą prowadzić do reakcji zapalnych, fotodermatoz i trwałych przebarwień, a także są powiązane z reakcjami autoimmunologicznymi i alergicznymi” (Durmuş et al., 2025).
W ciągu ostatnich dekad użycie detergentów, preparatów wybielających, preparatów dezynfeych czy specyficznych akcesoriów do sprzątania (sprayów, ściereczek jednorazowych nasączonych substancjami chemicznymi) wzrosła wielokrotnie. Z badań rynku wynika też, że po pandemii zdecydowanie częściej używamy intensywnie skoncentrowanych specyfików, aby osiągnąć szybsze i lepsze efekty czyszczące.
„W szczególności środki czystości w formie sprayu zdają się wywierać gorszy wpływ na układ oddechowy niż płyny czy ściereczki nasączone detergentem” - tłumaczy Emilie Pacheco Da Silva z Francuskiego Narodowego Instytutu Zdrowia i Badań Medycznych, jedna z autorek artykułu „Expert Review of Respiratory Medicine”. Zawarte w nich chemikalia unoszą się w powietrzu, a więc łatwiej je wdychać w większych ilościach. „Z badań wynika, że regularne używanie sprayów czyszczących zwiększa ryzyko rozwoju astmy, wywoływania już istniejącej astmy oraz jej złej kontroli u dorosłych, a także prowadzi do występowania świszczącego oddechu u dzieci” – podkreśla badaczka.
Najgroźniejsze są interakcje
Po przeanalizowaniu 77 różnych badań na temat chemii domowej, autorzy raportu podkreślają, że problemem jest nie tylko pojedyncza substancja, ale także efekty interakcji pomiędzy różnymi składnikami, które dopiero w konkretnych warunkach domowych mogą tworzyć szczególnie niebezpieczne mieszaniny. Na przykład niektóre substancje powierzchniowo czynne, wchodząc w reakcje z lotnymi związkami organicznymi (VOCs) obecnymi w powietrzu, mogą generować produkty uboczne silnie uczulające i sprzyjające rozwojowi stanów zapalnych.
Wybielacz chlorowy, zazwyczaj oparty na podchlorynie sodu w kontakcie z amoniakiem, który bywa składnikiem np. niektórych płynów do mycia szyb, uwalnia toksyczne chloraminy, wywołujące gwałtowne podrażnienia błon śluzowych i ataki duszności. Równie niebezpieczne jest mieszanie wybielacza z kwasami, takimi jak ocet czy preparaty do odkamieniania, co może prowadzić do powstawania chloru – gazu silnie drażniącego drogi oddechowe i mogącego powodować poważne poparzenia chemiczne.
Z kolei połączenie wybielacza z alkoholem, np. izopropylowym czy etylowym, może uwalniać chloroform, substancję o działaniu drażniącym, a zarazem potencjalnie rakotwórczym. Problem stanowią też silne zasady w rodzaju wodorotlenku sodu (często stosowanego w środkach do udrażniania rur), które w kontakcie z mocnymi kwasami wydzielają duże ilości ciepła, prowadząc do gwałtownych rozprysków i wytwarzania szkodliwych oparów. Dodatkowym zagrożeniem są reakcje między substancjami utleniającymi (na przykład nadtlenkiem wodoru) a związkami łatwopalnymi, co może doprowadzić nawet do zapłonu czy niewielkiego wybuchu, zwłaszcza przy ograniczonej wentylacji.
Nie wszystkie niekorzystne interakcje są jednak tak spektakularne. Zdarza się, że drobne składniki zapachowe, konserwanty czy biocydy wchodzą ze sobą w mniej oczywiste reakcje, prowadząc do nasilonych podrażnień, alergii czy łzawienia oczu u osób wrażliwych. Jednak wiosenne porządki dodatkowo zwiększają skalę ekspozycji, bo to właśnie wtedy wiele osób decyduje się na całościowe sprzątanie i używa kilku (jeśli nie kilkunastu) różnych preparatów w jednym czasie. Tego rodzaju „chemiczny koktajl” przenika do powietrza, którym oddychamy, do naszego układu krwionośnego przez skórę i układ oddechowy, a czasem pozostaje też na powierzchniach, z którymi stykamy się na co dzień (na przykład na kuchennych blatach czy w łazience).
Istotne jest też to, że intensywne sprzątanie może nas nie ochronić przed chorobami.
„Niektóre badania pokazują, że stosowanie pewnych produktów antybakteryjnych może wywołać reakcję krzyżową z niektórymi antybiotykami, co oznacza, że może rozwinąć się oporność na te antybiotyki, a w efekcie osłabić ich skuteczność” – mówi cytowana przez BBC Elaine Larson, profesor epidemiologii w Columbia University Mailman School of Public Health w USA.
„Teoretycznie możemy w ten sposób doprowadzić do sytuacji, że nasza odporność gorzej zareaguje przy kontaktach z drobnoustrojami” – twierdzi Larson.
Pachnący nie znaczy lepszy
Jeżeli nie mamy uzasadnionych powodów (np. choroby zakaźnej lub silnej inwazji pleśni), aby sięgać po wysoko stężone preparaty dezynfekcyjne, w zupełności wystarczające będą łagodniejsze produkty i regularna, podstawowa pielęgnacja powierzchni. W wielu wypadkach ciepła woda i odrobina łagodnego mydła lub delikatnego środka o małej zawartości substancji zapachowych stanowią najbezpieczniejszą alternatywę, minimalizującą narażenie na VOCs. Warto też pamiętać, że mniejsza intensywność zapachu nie musi oznaczać mniejszej skuteczności usuwania zabrudzeń. Reklamowy aromat cytrusów czy sosny to przede wszystkim efekt marketingowy, niekoniecznie świadczący o realnej mocy czyszczącej produktu.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w aktualizowanych w wytycznych dotyczących jakości powietrza w pomieszczeniach kładzie nacisk na konieczność wietrzenia mieszkania po użyciu każdego mocniejszego środka do czyszczenia, szczególnie jeśli opiera się on na chlorze czy silnych substancjach zasadowych. WHO przypomina, że zachowanie podstaw higieny – czyli regularne sprzątanie – jest konieczne, by zapobiec namnażaniu się bakterii, grzybów i innych drobnoustrojów, niemniej trzeba wystrzegać się przechodzenia w skrajność, polegającą na zakładaniu, że „im silniejszy preparat i im więcej go użyjemy, tym lepiej”.
Może warto pójść za głosem naukowców i lekarzy, którzy zwracają uwagę, że przesadne faszerowanie wnętrz agresywną chemią jest po prostu niezdrowe. Być może najlepszą strategią będzie stopniowe rozłożenie sprzątania w czasie i korzystanie z bardziej naturalnych, delikatniejszych metod. A gdy już skończymy – porządnie wywietrzmy mieszkanie i po prostu poczujmy przyjemną świeżość, nie zaś gryzące opary. W dobie, kiedy tak wiele mówi się o ekologii, zdrowiu publicznym i odpowiedzialnym stylu życia, nie jest to wyłącznie kwestia domowych preferencji, ale także naszego wkładu w tworzenie bezpieczniejszego, zdrowszego środowiska – dla nas i dla kolejnych pokoleń.