Córeczka tatusia – cienka granica między miłością a uwikłaniem
Autorka: Monika Grzegorowska
Ekspertka: Anna Mackiewicz-Garbiec
Gdy dziewczynka dostaje od ojca bardzo dużo komunikatów nagradzających, wprost ją chwalących, ale jednocześnie oceniających, często nie ma szansy rozwinąć swojego własnego potencjału. Jedną z reperkusji w dorosłym może być przymus dopasowywania się do swojego partnera, czy do szefa w pracy, bo tak została nauczona – mówi psycholożka Anna Mackiewicz-Garbiec z Centrum Terapii Dialog.

Kiedy mówimy, że dziewczynka czy kobieta jest „córeczką tatusia”?
Określenie jest co do zasady potoczne, natomiast niebezpodstawne, jeśli chodzi o świat psychologii, o naukę. Relacją z ojcem, tzw. archetypem ojca, zajmował się już Carl Jung, czyli uczeń Freuda. I to on zaczął tworzyć teorie na temat tzw. kompleksu ojca, który rzutuje na dorosłe życie.
Zacznijmy może od tego, że psychologowie wyróżniają kilka postaw wśród ojców. I tak mówimy o ojcu nieobecnym, dominującym, rozpieszczającym – i tutaj zaklasyfikowalibyśmy „naszą” córeczkę tatusia. Może być też ojciec uzależniony, bierny, uwodzący, idealizujący – i tutaj też częściowo „załapuje” się córeczka tatusia.
Relacja z ojcem rzutuje na dorosłe życie córki. Dlaczego ten „układ” jest taki ważny?
Jakby nie było, tata to pierwszy mężczyzna w życiu małej dziewczynki, a małe dziewczynki (i mali chłopcy zresztą też) przeglądają się w oczach swoich rodziców. Wręcz przyjmują jako prawdę objawioną i oczywistą to, co rodzice do nich mówią, jak ich traktują. I to jest w dzieciństwie zupełnie normalne. Miłość ojca do córki jest jednym z najważniejszych czynników kształtujących jej poczucie własnej wartości, bezpieczeństwa i granic w relacjach z innymi. Ojciec, który okazuje czułość i wspiera emocjonalnie – buduje w niej wewnętrzne przekonania „jestem godna miłości, mogę ufać mężczyznom, mogę być sobą”. Ale jak w każdej relacji można przekroczyć cienką granicę między miłością a nadopiekuńczością. W tym kontekście tak zwana „córeczka tatusia” ma bardzo silną więź z ojcem.
Czy to sformułowanie kojarzymy z małą, ukochaną dziewczynką, czy bardziej z rozpieszczonym dzieckiem, któremu ojciec na wszystko pozwala?
Myślę, że to się nie wyklucza – na pierwszy rzut oka widzimy tatę wpatrzonego w swoją córkę, darzącego ją miłością. I to jest w porządku. Jednak czasem tatusiowie, zazwyczaj kompletnie nieświadomie, wykraczają poza te granice.
Kiedy więc ta więź zaczyna wykraczać poza zdrowe granice?
Zdarza się, że ojciec nieświadomie czyni z córki „oczko w głowie” w sposób, który zaczyna ją ograniczać. Kiedy cała jego uwaga, potrzeby, emocje skupiają się na dziecku może dojść do tzw. uwikłania emocjonalnego. Wtedy córka staje się dla ojca kimś więcej niż tylko dzieckiem: powierniczką, partnerką emocjonalną. A to zaburza emocjonalny rozwój dziecka. Córka uczy się, że musi być „dla taty”, że jego uczucia są ważniejsze niż jej własne granice. Kiedy ojciec szczególnie ceni w córce te cechy, które są mu bliskie i dla niego mają znaczenie. Gdy dziewczynka dostaje od ojca bardzo dużo komunikatów nagradzających, wprost ją chwalących, ale jednocześnie oceniających. A pamiętajmy, że taka mała dziewczynka ma przecież swoją osobowość, swoje potrzeby, więc wobec takich zachowań taty często nie ma szansy rozwinąć swojego własnego potencjału. Jej rozwój idzie według wzoru tatusia.
Czyli?
Jeśli tatuś chwali ją za to, że jest przedsiębiorcza, to nawet jeśli w środku jest bardzo nieśmiała, nie zastanawia się nad tym, tylko za wszelką cenę stara się realizować zadania, które wymagają przedsiębiorczości. W sklepie pobiegnie do pani zapytać, gdzie leży coś, czego szukają, bo tacie to się spodoba. Co z tego, jeśli potem będzie to mocno odchorowywać, np. potężnym bólem brzucha. Najważniejsze, że tatuś jest zachwycony. Jeśli jest introwertyczna i najchętniej schowałaby się przed ludźmi, przełamie się, ale to zrobi – często kosztem siebie.
Córka przesadnie hołubiona, przeglądając się w oczach ojca, będzie szukała pochlebstw. I potem w dorosłym życiu wciąż będzie chciała dopasowywać się do swojego partnera, czy do swojego szefa w pracy, bo tak została nauczona – całe życie w dzieciństwie starała się zasłużyć na pozytywne komunikaty, na to chwalenie od taty.
Kłopot w tym, że są ojcowie, którzy uniemożliwiają swobodę ekspresji córki, swoją osobą zagarniają całą jej przestrzeń. Mówimy trochę wręcz o zlewaniu się tych dwóch postaci, taty i córki, w jedną. Do tego wielu mężczyzn nie okazuje emocji, bo one są dla nich trudne, i w związku z tym córka też odcina się od tych emocji.
Proszę powiedzieć, jak relacja z ojcem wpływa na nasze dorosłe życie?
Wpływa przede wszystkim na nasze związki partnerskie. Dzieci po pierwsze budują relacje z rodzicem płci przeciwnej, a po drugie obserwują relacje pomiędzy matką i ojcem. Czasem zdarza się, że ojcowie miewają lepszą relację z dorastającą dziewczynką niż z jej matką, matka jest odcinana od kontaktów z córką, spychana na dalszy plan, dziecko ze wszystkim zwraca się do ojca – jak do wyroczni, bo tata wie lepiej, a w dodatku zawsze pochwali, nigdy nie skrytykuje. W efekcie w dorosłym życiu te już młode kobiety niespecjalnie potrafią samodzielnie funkcjonować w swoich związkach. Może być też tak, że będą nadmiernie łase na pochwały i wieczną adorację od swoich potencjalnych partnerów. A mało który mężczyzna będzie w stanie dorównać takiej atencji, jaką dziewczyna dostawała od ojca.
Czyli można przesadzić z uczuciami do córki?
Z uczuciami nie. To wspaniale, jeśli ojciec bardzo kocha swoją córkę. Przesadzić można z presją, jaką nieświadomie można córce narzucić. Bo komunikat „jesteś najważniejsza, nikt ani nic innego nie ma dla mnie znaczenia, zrobię wszystko (często wbrew sobie i tobie), aby ci było jak najlepiej”, jest mocno obciążający dla córki. I niestety uczy ją niezwracania uwagi na własne granice. Można przesadzić z okazywaniem uczuć, jeśli miłość nie idzie w parze z szacunkiem dla odrębności dziecka.
A coś dobrego wynika z takiej nadmiernej miłości?
Oczywiście! Na przykład takie kobiety, które są w bliskiej emocjonalnej relacji z ojcem bardzo często wytwarzają w sobie wysoką samoocenę. Jeśli to hołubienie nie jest przesadzone, to mają takie poczucie, że są fajne, że są coś warte, bo tatuś całe życie im to pokazywał. Zdrowa, pełna miłości i szacunku relacja z ojcem to fundament na całe życie. Ojciec, który kocha, ale nie zawłaszcza, staje się dla córki pierwszym mężczyzną, który pokazuje, że można być blisko bez przemocy, manipulacji czy wstydu. Ojciec, który wierzy w kompetencje córki, wzmacnia jej niezależność. Dziewczynka dorasta z przekonaniem „mogę sięgać po więcej”.
To jednak sprawia, że z takich dziewczynek wyrastają kobiety o bardzo silnych osobowościach, żeby nie powiedzieć o trudnych charakterach...
Dokładnie tak. Mogą mieć później wobec własnych partnerów bardzo wysokie oczekiwania. A trudno znaleźć kogoś, kto będzie odwzorowywał zachowania taty: chwalącego i zachwycającego się wszystkim. Na tym polu może dochodzić do konfliktów w relacjach, a niektóre kobiety mogą mieć trudności w utworzeniu zdrowych, partnerskich relacji.
Jak to zrobić, żeby chwalić i budować wiarę w siebie u małej dziewczynki, a jednocześnie nie spowodować tego, że będzie miała wygórowane oczekiwania wobec świata i wszystkich wokół?
To trudne, ale na szczęście możliwe. Warto towarzyszyć córce w dorastaniu, odpowiadać na jej naturalny potencjał i potrzeby, a nie jedynie budować tę relację w oparciu o zachwyt i własne potrzeby emocjonalne. Dziecko, które jest nie tylko podziwiane, ale także realnie rozumiane uczy się odróżniać pewność siebie od egocentryzmu, a ambicję od presji. Poza tym na szczęście w życiu córek obecny jest zazwyczaj nie tylko ojciec. I chciałabym uspokoić współczesnych rodziców, którzy często sięgają do mądrych poradników, gdzie naczytają o własnej odpowiedzialności, że nie są bogami.
Ich córeczki mają swój rozwój, oprócz tatusiów mają też mamusie, rówieśników rodzeństwo, i mają też wreszcie wrodzony temperament czy w ogóle osobowość.
I to wszystko razem wpływa na to, kim taka córeczka tatusia się stanie.
Niebawem druga cześć rozmowy z Anną Mackiewicz-Garbiec z Centrum Terapii Dialog