Szkodliwe mity zabijają podwójnie
Szkodliwe mity i jedno sfałszowane badanie, które powiązało autyzm ze szczepionkami, prowadzą do tego, że coraz więcej osób zastanawia się nad potrzebą ich podawania.
Niejednoznaczne postawy i wahania dotyczące szczepionek istnieją właściwie od momentu, kiedy się one pojawiły. Mit, że przenoszą choroby umysłowe, pojawił się już w XIX wieku. Podobnie jak to, że mogą zarazić dzieci różnymi zwierzęcymi schorzeniami.
- Brak zaufania co do skuteczności szczepionek, jak i mity odnośnie wywoływania przez nie rozmaitych schorzeń stanowią problem we wszystkich krajach – mówił dr Mark Muscat, ekspert ds. szczepionek Światowej Organizacji Zdrowia, na konferencji związanej ze Europejskim Tygodniem Szczepień. Konferencja miała miejsce 25 kwietnia, w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego - Państwowym Zakładzie Higieny.
Przyczyny tych wątpliwości są wynikiem trzech zmiennych:
- braku zaufania do organów rządowych albo świadczeniodawców lub samych szczepionek.
- zadowolenia ze stanu obecnego i braku czujności. Osoby, które nie widziały prawdziwych skutków zakaźnej choroby, bardziej boją się potencjalnych niepożądanych skutków po szczepieniu niż konsekwencji zakażenia się samą chorobą.
- utrudnionego dostępu do szczepionek, wynikającego z nieodpowiednich godzin pracy placówek, gdzie można się zaszczepić, zbyt dużej odległości od nich, wysokich cen preparatów.
W efekcie, kiedy ludzie tracą zaufanie do instytucji, pojawia się dezinformacja, mity i teorie spiskowe (rząd, koncerny farmaceutyczne nas trują, szczepionka MMR powoduje autyzm). I choć artykuł, który sugerował związek MMR z autyzmem, który ukazał się w 1998 roku „Lancecie”, opierał się na fałszywych danych, a jego autor został pozbawiony prawa wykonywania zawodu lekarza, wiara w zawarte tam treści wciąż istnieje. Sam artykuł został zaś wycofany.
- Mit: szczepienia są nieskuteczne i szkodliwe. Następny: proponowane przez rząd szczepienia was zabiją. Tego typu informacje rozpowszechniane w internecie podkopują zaufanie do systemu szczepień, a jednocześnie pozbawiają dzieci, które nie były szczepione dostępu do nich – mówił dr Muscat.
Zapominamy o strasznych chorobach
Wiele wątpliwości związanych ze koniecznością szczepień bierze się również z nieznajomości problemu. Dawniej, kiedy ludzie obawiali się chorób zakaźnych, byli gotowi stać wiele godzin w kolejce, by dostać szczepionkę.
- Teraz ludzie zapomnieli, jak straszne to były schorzenia. Nie obawiamy się już samych chorób, ale obawiamy się niepożądanych reakcji, które mogą pojawić się po szczepieniu. Dochodzi do nich jednak bardzo rzadko: w jednym przypadku na milion przy szczepionce MMR. Natomiast prawdopodobieństwo porażenia piorunem jest większe – 1 do 10 tysięcy. Trzeba zyskać właściwą perspektywę – mówił dr Muscat.
Lekkie niepożądane odczyny poszczepienne, takie jak zaczerwienienie, podwyższona temperatura, niepokój, oczywiście mogą się zdarzyć i się zdarzają. Ruchy antyszczepionkowe twierdzą, że te ciężkie reakcje, jak np. hipotonia, są ukrywane.
- To nieprawda - mówił prof. Andrzej Radzikowski z Kliniki Pediatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który przyznał, że choć jego syn przeszedł ciężką reakcję poszczepienną, nie zmienił swojego pozytywnego nastawienia do szczepień.
- Ciężkich reakcji poszczepiennych po prostu nie da się ukryć. W takiej sytuacji człowiek po prostu trafia do szpitala - podkreśla.
Takie przypadki są jednak sporadyczne.
Innym problemem, który staje się coraz bardziej palący w wielu społeczeństwach świata jest niezrozumienie tego, że choć liczba stwierdzonych przypadków autyzmu w ostatnich latach rośnie, podobnie jak liczba przyjmowanych przez dzieci szczepionek, to nie można mówić o tym, że jedno wywołuje drugie. To tak jakby przyjąć, że autyzm wśród maluchów wywołuje coraz częstsze używanie pieluszek jednorazowych, bo ich sprzedaż również rośnie.
Wszystkie prowadzone do tej pory badania i metaanalizy nie wykazały związku przyczynowo- skutkowego między szczepieniami a autyzmem. Liczba przypadków tej choroby ( a właściwie całej grupy schorzeń z tego zakresu) rośnie, bo lekarze są bardziej czujni i częściej stwierdzają ich występowanie. Wiele badań wskazuje na wiele przyczyn autyzmu, w tym także genetyczne.
Anna Piotrowska
Szczepionki nie są wynalazkiem ostatniego stulecia.
Już w XV wieku Chińczycy wprowadzili do użycia pewien ich rodzaj. Ze strupów po ospie robili preparat wprowadzany do nosa osoby zdrowej. Działania te były na tyle skuteczne, że w 1661 r. cesarz chiński poparł program takich szczepień. Jednak tytuł ojca immunologii przypadł angielskiemu lekarzowi Edwardowu Jennerowi, który w drugiej połowie XVIII wieku stwierdził, że osoby, zarażone wcześniej wirusem ospy krowiej nie zapadają na ospę prawdziwą. Postanowił zrobić preparat ze strupa i podać osobie zdrowej. Założył, że taka osoba nie będzie chorować na ospę. Zrobił eksperyment z chłopcem, który pozostał zdrowy. Tak rozpoczęła się epoka szczepionek w Europie. Wszędzie tam, gdzie te szczepionki wprowadzono, liczba zachorowań na ospę zaczęła spadać.
Ostatni przypadek ospy w naturze wystąpił w 1977 roku. Rok później - ostatni w ogóle - zaraził się jeden z pracowników laboratorium, gdzie ów wirus przechowywano. W 1979 r. Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że świat jest wolny od ospy prawdziwej.