Szkorbut – czy na pewno choroba przeszłości? Pamiętajmy o witaminach
Szkorbut wywoływał dawniej potworne cierpienia, a wystarczyłby choćby sok z cytryn, aby się przed nim uchronić. Dzięki postępowi nauki i większej dostępności świeżych warzyw i owoców dzisiaj choroba jest już bardzo rzadka, chociaż nadal zdarzają się jej przypadki. Szczególnie wyczuleni na to ryzyko powinni być pacjenci dializowani oraz po operacji bariatrycznej.
Szkorbut – ta nazwa większości ludzi kojarzy się głównie z dawnymi morskimi podróżami… i słusznie. Marynarze bali się tej choroby jak ognia, ale jej prawdziwa przyczyna – poważny niedobór witaminy C, czyli kwasu askorbinowego – długo pozostawała nieznana. Dzisiaj, przy powszechnym dostępie do różnorodnej świeżej żywności i suplementów, odpowiednie zaopatrzenie organizmu w niezbędne składniki nie jest trudne. Mimo to wciąż zdarzają się przypadki zachorowań, głównie z powodu niewystarczającego lub niskowartościowego żywienia. Awitaminoza dotyka również osoby na ścisłej diecie.
Szkorbut – choroba gąbczastych dziąseł
Historycznie na szkorbut najbardziej narażeni byli marynarze, w których diecie brakowało świeżych jarzyn i owoców – podstawowych źródeł witaminy C. Prowadziło to do wielkich cierpień i wyniszczenia organizmu, a nawet śmierci. Przykładem grozy szkorbutu jest anonimowa relacja uczestnika XVI-wiecznej brytyjskiej wyprawy, który zachorował wraz ze swoimi towarzyszami.
„Choroba zniszczyła wszystkie moje dziąsła, z których zaczęła się wydobywać czarna, zgniła krew. Moje uda i dolne części nóg były czarne i dotknięte gangreną, co zmuszało mnie każdego dnia do używania noża, aby nacinać ciało i wypuszczać tę czarną krew. Używałem też noża na dziąsłach, które były sine i zaczynały zarastać zęby. (...) Kiedy wycinałem martwą tkankę i pozwalałem wypływać dużym ilościom czarnej krwi, płukałem usta i zęby własnym moczem, mocno je szorując. (...) Niestety nie mogłem jeść, bardziej pragnąc przełykać niż żuć. (...) Wielu naszych ludzi umierało każdego dnia i widzieliśmy, jak ich ciała były wyrzucane do morza, po trzy lub cztery naraz” – relacjonował nieznany z nazwiska chirurg okrętowy przytaczany w książce „Scurvy” Stephena R. Bowna.
Choroba początkowo objawia się ogólnym osłabieniem, zmęczeniem, drażliwością i bólem stawów. Z czasem zaczynają puchnąć i krwawić dziąsła, które mogą nabrać purpurowej barwy i gąbczastej struktury. Zęby ulegają poluzowaniu i mogą wypaść. Dochodzi do opuchlizny dolnych kończyn. Mogą pojawić się krwotoki pod skórą i czerwone lub niebieskie plamy na jej powierzchni (tzw. szkorbutowa wysypka). Skóra staje się przy tym szorstka i łatwo się łuszczy. Z łatwością powstają siniaki i rany, które się nie goją, a stare zranienia się otwierają. Włosy stają się suche i zaczynają zwijać się w kształt sprężyn.
Nieleczona choroba prowadzi do śmierci. Czasami u marynarzy dochodziło do specyficznego rodzaju delirium, w czasie którego wydawało im się, że morze to poruszające się wzgórza. Niektórzy wyskakiwali więc ze statku i tonęli.
Leczenie szkorbutu – wystarczy cytryna
Przyczyna szkorbutu jest trywialna – to po prostu silny niedobór witaminy C upośledzający produkcję kolagenu, białka kluczowego dla licznych tkanek. Kiedy go brakuje, tkanki zaczynają się rozpadać. Na trop lekarstwa, którym jest choćby bogaty w niezbędną witaminę sok z cytryny, zachodni podróżnicy natrafili w XVII w. Mimo to jeszcze na początku XX w. rozpowszechnione były błędne przekonania na ten temat. Zmieniły to dopiero prace współczesnych naukowców.
Na temat szkorbutu krążyło wiele legend. Za jedną z nich stał angielski żeglarz, kapitan James Cook. Twierdził on, że w czasie jego podróży dookoła świata w latach 1768–1771 nie odnotowano ani jednej śmierci z powodu szkorbutu. Zasługę przypisał słodowi i brzeczce, które zabrał na pokład, aby przetestować je jako lekarstwo. Jednak ani słód, ani brzeczka nie zawierają witaminy C. Niektórzy tłumaczą powodzenie Cooka tym, że zakazał on marynarzom często praktykowanego picia tłuszczu zbieranego z wierzchu gotujących się potraw, gdzie stykał się z reaktywną miedzią. Mogło to powodować podrażnienia jelit i utrudniać wchłanianie witamin. Ponadto podróżnik stosunkowo często – w porównaniu z innymi ówczesnymi kapitanami statków – zaopatrywał swoje statki w świeżą żywność.
Na trop prawdziwego lekarstwa trafił już 150 lat wcześniej inny angielski żeglarz, korsarz Richard Hawkins, który w swoich wspomnieniach pisał o skuteczności cytrusów w zapobieganiu chorobie. Dowiódł tego James Lind – asystent XVIII-wiecznego chirurga, który na własne oczy widział dramat dotkniętych szkorbutem żeglarzy. W 1747 r. Lind przeprowadził pionierski eksperyment, w którym podzielił chorych na kilka grup i podawał im różne dodatki do diety, które w domniemaniu miały leczyć szkorbut. Ci, którzy dostawali cytrusy, wrócili do zdrowia w ciągu tygodnia. Zanim jednak sok z cytryn został wprowadzony do użytku w marynarce jako obowiązkowy środek zapobiegawczy, minęło ponad 40 lat. Nawet później zdarzało się jednak, że zapominano o tej prostej metodzie.
Przełom przyniósł początek XX w. Kazimierz Funk, polski biochemik żydowskiego pochodzenia, wysunął wówczas koncepcję witamin – związków chemicznych, które miały przeciwdziałać takim chorobom jak beri beri, pelagra czy właśnie szkorbut. Ostatecznie witaminę C wyizolował w 1928 r. Albert Szent-Györgyi, uhonorowany za to Nagrodą Nobla w 1937 r.
Gdyby dzisiaj ktoś zapadł na szkorbut, lekarze ratowaliby takiego pacjenta, głównie podając mu witaminę C, a także – dodatkowo – inne witaminy. Przy szybkim wprowadzeniu leczenia objawy ustępują już po 24–48 godzinach. Cięższe skutki choroby mogą ustępować miesiącami, a niektóre uszkodzenia – np. utrata zębów – są nieodwracalne.
Czy szkorbut jeszcze straszy?
Choć może to dziwić, szkorbut zdarza się także dzisiaj. W październiku 2024 r. zespół z australijskiego Sir Charles Gairdner Hospital opisał przypadek mężczyzny w średnim wieku, po przebytej operacji bariatrycznej, u którego, po wykluczeniu innych zaburzeń, zdiagnozowano właśnie szkorbut. Pacjent cierpiał na anemię, w jego moczu obecna była krew, a nogi były pokryte bolesną, drobną czerwono-brązową wysypką, która nadal się rozszerzała po przyjęciu do szpitala.
Przeprowadzony przez lekarzy wywiad ujawnił, że z powodu problemów finansowych mężczyzna zaniedbywał swoją dietę, m.in. jedząc mało owoców i warzyw, a czasami całkowicie pomijając posiłki. Ponadto przestał przyjmować suplementy przepisane mu w związku z przebytą operacją. Wdrożenie terapii witaminowej przywróciło choremu zdrowie.
Autorzy artykułu opublikowanego na łamach pisma „BMJ Case Reports” podkreślają, że choć nie jest jasne, jaka jest obecna częstość występowania szkorbutu, jest on stosunkowo rzadki.
„Nasz pacjent miał wiele czynników ryzyka, mianowicie złe nawyki żywieniowe, otyłość, wcześniejszą operację bariatryczną, stosowanie inhibitorów pompy protonowej oraz niski status materialny. Jego historia niedoborów żelaza, witaminy D i kwasu foliowego również stanowiła wskazówki związane z podstawowymi niedoborami żywieniowymi” – stwierdzają autorzy pracy.
Już wcześniej o podobnych przypadkach pisano także w kontekście pacjentów z chorobami nerek, m.in. w czasopismach „Case Reports in Nephrology and Dialysis”, „Nephrology Dialysis Transplantation”. Według autorów analizy opublikowanej w 2019 r. w „BMC Nephrology”, pacjenci wymagający długotrwałej lub częstej dializy powinni przyjmować „standardową dzienną dawkę 60–100 mg”.
Zatem szkorbut – postrach dawnych żeglarzy, choć bardzo rzadko, nadal może zaskoczyć.