Alkoholik w garniturze
Wysokofunkcjonujący alkoholicy są w stanie oszukiwać świat przez wiele lat i trudno jest przekonać ich, że mają problem. Dopiero jakaś strata – relacji, stanowiska albo zdrowia - jest w stanie sprawić, że zechcą coś z tym zrobić - mówi Adam Nyk kierownik Poradni Monar Warszawa Hoża.

Można być alkoholikiem tak, by inni o tym nie wiedzieli?
Alkoholizm w naszym wyobrażeniu to ktoś spod śmietnika, brudny, śmierdzący, zasikany, czyli ktoś kto ma wszystkie oznaki choroby alkoholowej. Ale tylko część alkoholików pije w taki sposób i doprowadza się do takiego stanu. I co warto dodać - tacy alkoholicy rzadko trafiają do poradni. Do nas trafiają osoby, które przez wiele lat funkcjonowały w pełnym rozkwicie społecznym, tzw. wysokofunkcjonujący alkoholicy. To osoby, które często pełnią bardzo wysokie stanowiska, wyrabiają się w swoich rolach. Kiedy rozmawiamy na pierwszej wizycie często mówią, że brzydziły się alkoholami z tzw. dolnej półki, co oczywiście nie różni ich od tych, którzy sięgają po tańsze alkohole. I te osoby zawsze, jeśli spędzały czas z alkoholem, to w dobrym towarzystwie, w odpowiednim anturażu. Alkohol ma to do siebie, że nie za szybko daje pierwsze oznaki problemowe. Często więc takie osoby bardzo długo funkcjonują pozornie normalnie – mają rodziny, pieniądze które pozwalają spędzać fajnie czas, wyjeżdżać w ciekawe miejsca, robić zdjęcia i wrzucać je na różnego typu fora społecznościowe - jeśli ktoś obserwuje profil takiej osoby, to może powiedzieć: „no przecież wszystko jest w porządku”, „tam się nic złego nie dzieje”, „to, że na imprezie ktoś wypije drinka to jeszcze nic złego”.
Jak zorientować się, że to już picie problemowe?
Trzeba zaobserwować zachowanie takiej osoby w kontekście kontaktu z alkoholem, np. szybkość picia alkoholu, dążenie do spotkań gdzie jest alkohol, unikanie miejsc gdzie alkoholu nie ma lub tam gdzie jest negatywny stosunek do picia. Gdy zbierze się te wszystkie rzeczy razem łatwo można zauważyć, że taka osoba nie bardzo widzi swoje funkcjonowanie w przestrzeni towarzyskiej bez alkoholu. Tylko że z czasem okazuje się, że podczas imprezy ta osoba szybko wypija pierwszego drinka i zaraz bierze drugiego, żeby poczuć działanie alkoholu, znajomi zaczynają zauważać, że nie da się z nią bawić całą imprezę, bo szybko się upija, że bez alkoholu nie potrafi się bawić.
Często pomimo nadmiernego picia te osoby doskonale radzą sobie codziennych obowiązkach, wtedy najczęściej nie chcą przyjąć do wiadomości, że mają problem. Jak je o tym przekonać?
Przekonanie kogoś, kto ma z tym problem jest najczęściej jest trudne, a na siłę nie da się tego zrobić. Można pokazywać jakiś rodzaj bilansów strat tego co zauważalne, mówić wprost: twoje zachowanie, twoje działania odbiegają od czegoś co znaliśmy wcześniej, są mniej przyjemne, już nie jest jak kiedyś, pokazywać konkretnie, np. „czas naszego wspólnego imprezowania skrócił się do minimum, bo ty od razu wypijasz 3 szoty 2 drinki i się kończysz”. Albo: „jak zabalujesz to następnego dnia nie da się z tobą nic sensownego zrobić”. I możemy liczyć na to, że ta osoba zastanowi się na d tym co usłyszała, może wyciągnie wnioski i po jakimś czasie podejmie jakieś działanie. Tak więc możemy dać tej osobie sygnał, że to dla nas odczuwalne, ale zrobić coś co zablokuje ją na picie – to raczej wybijmy sobie z głowy, nie ma takiej opcji. Bez woli samego alkoholika nic z tego nie będzie, nic nie zrobimy. Alkoholik w garniturze
To co najczęściej sprawia, że alkoholicy podejmują leczenie?
Zazwyczaj to poczucie jakiejś straty. To nie musi to być ten przysłowiowy śmietnik, brud i smród, który towarzyszy piciu na którymś etapie. To są jakieś wydarzenia, które zawala, cierpienie bliskich, gdy ta osoba robi rzeczy, których normalnie by nie zrobiła, wstydliwe zachowania, które dzieją się po alkoholu, wyjątkowo przykre konsekwencje, które wracają. Ale chyba najczęstszym czynnikiem u wysokofunkcjonujących alkoholików jest problem zdrowotny, który pojawia się po latach picia, moment, w którym trzeba zacząć się leczyć.
Na to ludzie często reagują szybciej niż gdy bliscy czy przyjaciele mówią: „hej, chyba masz problem”. To może być bilans strat, który nie rzuca w oczy, szczególnie u osób wysokofunkcjonujących posiadających pieniądze. Bo stać ich na to, żeby zamówić do domu prywatny detoks, opłacić lekarza z kroplówką, która postawi na nogi i spowoduje, że może z powrotem wskoczyć w swój rytm czy za niemałe pieniądze zorganizować sobie pobyt w jakimś prywatnym ośrodku, w którym postawią go na nogi.
Tak alkoholik może funkcjonować bardzo długo, przez kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat jest w stanie oszukiwać świat, że wszystko jest w porządku, bo przecież dalej pełni swoje funkcję. I dopiero gdy wysiada zdrowie nie jest już w stanie zaprzeczyć, że ma problem.
Co możemy zrobić, gdy ktoś z naszego otoczenia zdaje sobie sprawę że nadużywa alkoholu?
Jeżeli powie, że chciałby coś z tym zrobić, to można zaoferować mu wspólne pójście do poradni, zaproponować spotkanie się z kimś kto ma wiedzę na ten temat, kto wie co robić. Oczywiście nie da się pójść na terapię czy na detoks za kogoś, ale można powiedzieć: „pójdę z tobą”, „będę obok”, „zaczekam na korytarzu”. Wsparcie jest bardzo istotnym elementem terapii, choć bywa trudne, bo na sukces zazwyczaj czeka się długo. Warto też pamiętać, że wsparcie to nie jest naprawianie tego co alkoholik zawalił „żeby się nie wydało” – takie postępowanie przynosi niestety odwrotny skutek i tylko utwierdza pijącego w przekonaniu, że „jakoś to będzie”.