NFZ brakuje miliardów złotych – ten rok już przegraliśmy
Kryzys w finansach zdrowia jest nieuchronny. Rok 2025 jest już przegrany, a skutki odczują miliony Polaków. Finansowanie wydatków na zdrowie ze składki zdrowotnej pada na naszych oczach. Matematycznie niemożliwe jest też utrzymanie finansowania świadczeń na obecnym poziomie – zaznacza Wojciech Wiśniewski, ekspert ds. ochrony zdrowia Federacji Przedsiębiorców Polskich, współautor raportu „Finanse ochrony zdrowia pod ścisłym nadzorem procedury nadmiernego deficytu”. Jednocześnie przyznaje, że NFZ tutaj w niczym nie zawinił.

Od ponad dwóch lat bijecie na alarm, mówiąc o finansowaniu ochrony zdrowia, że czeka nas kryzys. Stoimy już pod ścianą?
Tę ścianę rzeczywiście już od dawna widzieliśmy. Teraz pod nią stanęliśmy. Ten kryzys widać już w twardych danych, w sprawozdaniu z działalności NFZ za III kwartał 2024 roku. I żeby było jasne – rok 2025 jest już przegrany. Nie ma żadnego krótkoterminowego działania, które pozwoliłoby przywrócić stabilność ochrony zdrowia. Nie jesteśmy tym zaskoczeni. Podejrzewam też, że nikt do tej pory nie miał przekonania, że ochrona zdrowia dobrze funkcjonuje.
Co możemy zrobić, skoro kra nad nami już zamarza?
Teraz wpadamy w tę ścianę i szybko nie wyhamujemy. Musimy dokonać radykalnych zmian. Gra toczy się o przywrócenie stabilności w 2026 lub 2027 roku. Środki, którymi dysponuje Narodowy Fundusz Zdrowia są niewystarczające. Już dzisiaj wydolność składkowa NFZ (w 2024 roku 163 mld zł przychodów pochodziło ze składki zdrowotnej – red.) jest niższa niż Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Za trzy lata 1/3 wydatków na zdrowie pochodzić będzie z budżetu państwa. To, co założyliśmy 25 lat temu, czyli system składkowy, pada na naszych oczach.
W zeszłym roku zabrakło w NFZ 30 mld zł, w 2028 roku ta luka potroi się. Skąd wziąć pieniądze, by ją pokryć?
Tę lukę można zasypywać, zwiększając przychody i ograniczając koszty. Przedstawiliśmy już jakiś czas temu plan ratunkowy, który mógłby NFZ w 2026 roku przynieść 26 mld. Rozwiązania, które proponujemy to m.in. połączenie składki zdrowotnej z chorobową, podwyższenie wymiaru składki zdrowotnej, zwiększenie solidarność rolników w płaceniu składki.
To oznacza też bardzo niepopularne decyzje np. pocałunek śmierci, tak jak to nazwaliście, dla ustawy dotyczącej minimalnego wynagrodzenia w zawodach medycznych.
Wynagrodzenia w ochronie zdrowia są problemem w dwóch wymiarach. Po pierwsze, trzeba zlikwidować te gigantyczne kominy płacowe w systemie ochrony zdrowia. Faktury wystawiane ze środków publicznych, na kwotę nawet ponad 100 tys. zł miesięcznie dla niektórych pracowników ochrony zdrowia, nie są wcale czymś niespotykanym. Po drugie, zbyt dynamicznie rosną wynagrodzenia zagwarantowane ustawowo w oparciu o umowę o pracę. W tym roku czeka nas ponad 14-procentowy wzrost płac minimalnych!
Ale ten wzrost nie spadł z nieba. To była długa droga, negocjacje z różnymi środowiskami. W końcu się udało. Godne zarobki dla pracowników ochrony zdrowia przekładają się na opiekę nad pacjentem. Nie można tego odwrócić, chyba tego nie chcecie?
Mój podpis, datowany na 5 listopada 2021 roku, widnieje pod stanowiskiem Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia, który był początkiem nowelizacji ustawy o minimalnych wynagrodzeniach, obok podpisu ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, przedstawicieli wszystkich centralnych związkowych oraz innych organizacji pracodawców. To była wspólna decyzja stron. Biorę na siebie część tej odpowiedzialności. Tylko wówczas nie spodziewaliśmy się, że ta dynamika wzrostu wynagrodzeń będzie tak wysoka. To było przed wybuchem inflacji. Obecny poziom wynagrodzeń mieliśmy osiągnąć za dobrych kilka lat od dzisiaj. Dla przykładu, to oznacza, że jedna z grup wskazanych w ustawie o minimalnych wynagrodzeniach, która jest bardzo liczna (np. pielęgniarki z wyższym wykształceniem i specjalizacją czy farmaceuci szpitalni) będzie zarabiać na rękę od lipca br. minimalnie 11 tys. zł miesięcznie. Większość osób objętych tą ustawą będzie w tzw. 9 decylu wynagrodzeń, co oznacza, że będą znajdować się w grupie 10 proc. pracujących zarabiających najwięcej. Udało się osiągnąć to, o co walczono – pracownicy sektora ochrony zdrowia zarabiają godnie. Nikt nie mówi o obniżaniu im wynagrodzeń, ale musimy zastanowić się, czy ta 14-procentowa dynamika jest do utrzymania. Odpowiedź brzmi nie.
Jakie rozwiązanie proponujecie?
W Sejmie otwarty jest proces legislacyjny nad obywatelskim projektem nowelizacji ustawy o minimalnych wynagrodzeniach. Na kwiecień ma być przygotowane sprawozdanie. Zgłosiliśmy swoje propozycje.
Proponujecie podnieść składkę zdrowotną do 9,5 proc., czyli o 0,5 pkt proc. To dodatkowe 9 mld zł dla NFZ...
Tak, należy podnieść składkę zdrowotną, ale o tym nikt nie chce rozmawiać. Proszę mi wierzyć, bez zmiany podatkowo-składkowej nie jesteśmy w stanie ruszyć dalej. Za dwa lata, gdy trzeba będzie dosypać do systemu ochrony zdrowia 80-100 mld zł z budżetu państwa - a trzeba będzie, jeśli nic się nie zmieni, ta składka realnie wyniesie 11 proc.
Gdzie szukać oszczędności albo skąd wziąć te brakujące miliardy? To o tyle trudniejsze, bo po drodze zniknęła poduszka finansowa NFZ. Z rezerw w tamtym roku dosypano na bieżące wydatki 26 mld zł, w tym roku nic już nie zostało.
Z podatków i składek. Reprezentuję organizację pracodawców i będę sprzeciwiał się planom obniżenia składki zdrowotnej, bo jest coś takiego jak odpowiedzialność. Politycy muszą być odpowiedzialni! Zdaję sobie sprawę, że jesteśmy w czasie kampanii wyborczej i nie spodziewam się żadnych radykalnych posunięć w tym półroczu, ale trzeba się szykować na poważne zmiany, bo skala zapaści za chwilę będzie odczuwalna dla milionów ludzi. Ten kryzys odbije się na ludziach samotnych, z mniejszych miejscowości, mniej mobilnych, najsłabszych, najstarszych. Ci z tzw. złotymi telefonami i znajomościami poradzą sobie najlepiej. A właśnie wobec tych najbardziej obciążonych zdrowotnie, państwo ma najwięcej zobowiązań.
Twierdzi pan, że w drugiej połowie roku można będzie już tylko zgasić światło. System padnie?
Ośrodki, które nie będą otrzymywać pieniędzy będą się dostosować. Nie będą realizować świadczeń, za które nie otrzymają pieniędzy. Tutaj ważne rozstrzygnięcie zapadnie w ciągu najbliższych dwóch tygodni, ponieważ zapowiedziane są rozmowy Ministerstwa Zdrowia z Ogólnopolskim Zrzeszeniem Pracodawców Szpitali Powiatowych. Jeżeli NFZ nie będzie w stanie zapłacić za nadwykonania w limitowanych świadczeniach (niektóre zabiegi chirurgiczne lub diagnostyka) albo płacić będzie w stopniu ograniczonym, to zapewniam, że dostęp do tych świadczeń radykalnie się pogorszy z dnia na dzień. Wynagrodzenia z tytułu umowy o pracę dla personelu muszą być wypłacone, więc będą w wypłacane w pierwszej kolejność. Ale opóźnione będą wypłaty dla pracowników kontraktowych. Będą spore napięcia i być może nawet odejścia lekarzy, bo ponad 70 proc. z nich zatrudnionych jest na kontraktach. Zacznie się oszczędzanie na dostawcach. Dyrektorzy szpitali otwarcie o tym mówią. Oznacza to kłopoty lub upadłość wielu przedsiębiorców. To ogromne konsekwencje gospodarcze. Do tej pory żadnemu dyrektorowi samodzielnego publicznego zakład opieki zdrowotnej (SPZOZ) nie śniło się składanie do sądu wniosku o restrukturyzację, bo nie mają do tego prawa. A teraz to robią. Starają się ratować jak mogą. Niestety wszystkie kasandryczne wizje, o których mówiliśmy od dwóch lat, spełniają się. Nie podjęto żadnych decyzji, które sprawiłyby, że skala tego kryzysu będzie mniejsza. Wprost przeciwnie. W 2023 rozpalono ogień, a w 2024 roku dolano do niego benzyny.
Tym bardziej, że w 2026 roku będzie już bardzo ciężko zmienić w ciągu roku poziom ustalonych wydatków NFZ, bo zacznie działać reguła wydatkowa. Nazywacie to holterem.
Do tej pory było tak, że jeśli minister zdrowia nowelizował w ciągu roku plan finansowy NFZ, bo pojawiały się dodatkowe przychody ze składki zdrowotnej lub dotacja budżetowa, to mógł znowelizować go o dowolną kwotę. Od 2026 roku, jeśli będzie chciał dołożyć np. 1 mld zł do NFZ, to będzie go trzeba zabrać z innego sektora działalności państwa np. edukacji, kultury. To będzie decyzja polityczna. To oznacza, że nie będzie już tak łatwo, jak teraz w ciągu roku dosypywać pieniędzy, a bez tych pieniędzy dostępność do świadczeń nie będzie mogła być utrzymana. Dlatego mówię, że jeśli nic się nie zmieni, to w drugiej połowie roku można gasić światło.
Ile teraz wydajemy na zdrowie w stosunku do PKB?
Wobec obecnego PKB, a nie sprzed dwóch lat, ok. 5 proc. To jeden z najniższych wskaźników wśród państw UE i OECD. To zdecydowanie za mało.
Ale licząc tak, jak ustawa przykazuje, to mamy poziom wydatków, jaki mieliśmy osiągnąć dopiero w 2027 roku?
Tak. Ustalając ich poziom względem PKB sprzed dwóch lat, to już w 2024 roku przekroczyliśmy ustawowe 7 proc. Dlatego ustawa nie ma już żadnego znaczenia.
To ten drugi pocałunek śmierci?
Tak. Ta ustawa nie ma już żadnego znaczenia.
Finansowanie ochrony zdrowia to studnia bez dna?
Nie, to bardzo szkodliwa metafora, która doprowadziła do tego, że kolejni ministrowie finansów nie chcą przeznaczać większych środków na ochronę zdrowia. Nie można dokonać reform bez dodatkowych pieniędzy. Obecnie nie ma żadnych rezerw finansowych, więc trudno o reformy.
Plan finansowy NFZ na 2025 roku nie jest jeszcze podpisany, a powinien ponad pół roku temu…
Zgodnie z korespondencją między wiceministrą finansów – Hanną Majszczyk a wiceministrem zdrowia – Markiem Kosem, minister finansów uznaje, że plan finansowy NFZ nie jest właściwie zbilansowany, więc zgodnie z przesłankami ustawowymi nie podpisuje go. To pierwszy raz w historii, gdy tak długo działamy na prowizorium. Plan finansowy zakłada za mało kosztów w stosunku do potrzeb. Minister finansów ma rację, że go nie podpisuje, ale do tej pory przyjmowano plan i po prostu dosypywano środki z budżetu państwa w ciągu roku. Spekuluję, że resort finansów zdaje sobie sprawę, że plan finansowy NFZ wymaga radykalnej zmiany. Na razie jeszcze można bez niego funkcjonować, ale w drugiej połowie roku już się nie uda. To będzie miało daleko idące skutki w oddziałach wojewódzkich NFZ, które muszą bilansować umowy ze świadczeniodawcami. Chcę jednak tutaj z mocą podkreślić. NFZ w niczym w tej sytuacji nie zawinił. To politycy, parlament, ministrowie nakładają zobowiązania na płatnika, który nie jest w stanie ich udźwignąć. Chcę wyrazić gest solidarności. To NFZ będzie musiał podejmować najtrudniejsze decyzje, czego nie finansować. A te niefinansowane dziedziny będą po prostu więdnąć. To jest matematycznie niemożliwe, by utrzymać obecny sposób finansowania świadczeń. A jakakolwiek zmiana kadrowa, w jakiejkolwiek instytucji państwowej niczego tutaj nie zmieni.