Pies – asystent w wielu chorobach
Pies to nie tylko oddany przyjaciel, ale stworzenie, które potrafi stać się oczami, uszami i systemem alarmującym w stanach zagrożenia zdrowia. Czy każdy pies nadaje się do pracy z osobami z niepełnosprawnością i dysfunkcjami, jak wygląda szkolenie i co dzieje się z czworonogiem na psiej emeryturze – opowiadają ekspertki ze Stowarzyszenia Dogs for Life, które przygotowują nie tylko psy do tej wyjątkowej pracy z człowiekiem.
Autorka: Klaudia Torchała
Ekspert: Monika Krzemińska, zoopsycholog, fizjoterapeutka
Czy można uznać, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka w chorobie?
Monika Krzemińska, trenerka psów ze Stowarzyszenia Dogs for Life: To niewłaściwe pytanie, bo właśnie na kolanach mam kota i prowadzimy jako stowarzyszenie również felinoterapię…
Oczywiście nie chciałam żadnego zwierzęcia dyskryminować, ale to jednak psy mają wiele cech, które wykorzystuje się, by pomóc osobom z różnymi dysfunkcjami?
Agnieszka Wróblewska, wiceprezeska Stowarzyszenia Dog for Life: Pewnie tak. Właściwie to dzieje się od momentu, gdy człowiek udomowił psa. To wynika z tego, że to zwierzę bezwarunkowo akceptuje swojego opiekuna, ale przede wszystkim chce być blisko niego i współpracować. Właśnie te predyspozycje są „wykorzystywane”, by wspierać osoby z różnymi chorobami. Z drugiej strony jednak warto pamiętać, że koty, które mruczą i lubią bliskość człowieka, są również dobrymi towarzyszami, choć bardziej na swoich zasadach.
Koty chodzą własnymi ścieżkami…
A.W.: No tak, ale da się wykazać u nich także najlepsze cechy do współpracy. Jednym słowem relacja z kotem opiera się bardziej na byciu „przy” i „z” człowiekiem, a z psem na tym, że chce on dla nas pracować. Choć warto pamiętać, że ta praca z człowiekiem ma jednak pewne granice. Pies potrzebuje dużo snu, ok. 16 godzin na dobę. Trzeba też dawać mu wytchnienie od „pracy”, zapewniać dobrostan.
A jak wygląda samo szkolenie psa, który „zawodowo” opiekuje się człowiekiem?
A.W.: Teoretycznie początki są podobne bez względu na to, jaką rolę pies będzie pełnił: czy przewodnika dla osób niewidomych i niedowidzących; czy sygnalizującego atak choroby; czy asystującego przy wózku; czy dla osób głuchych i niedosłyszących. Szczeniaka musimy wybrać pod kątem pewnych cech, również biologicznych, bo nie może być obciążony chorobami genetycznymi. Współpracujemy z różnymi hodowcami i jeśli mamy zielone światło od nich, bo akurat mają odpowiedniego szczeniaka, to jedziemy i przeprowadzamy niezależnie jeszcze testy, które opierają się na standardach szkolenia. Obserwujemy szczenię podczas pierwszego spotkania, przyglądamy się, jak zachowuje w towarzystwie swoich rodziców. Ma wtedy około ośmiu tygodni. Chodzi o to, by pies był odważny, nie miał lęków, nie bał się świata. Nie może wykazywać agresji, co nie oznacza, że nie może łapać zębami, bo normalnie pies w ten sposób poznaje świat i bawi się. Agresję oceniamy najłatwiej w grupie. Patrzymy, czy nie jest dominującym osobnikiem, czy nie rozstawia swojego rodzeństwa po kątach. Musi jednocześnie współpracować z człowiekiem, bo przecież jego pani lub pan powinni jak najswobodniej funkcjonować w społeczeństwie: wychodzić z domu, dojeżdżać do pracy, załatwiać codzienne sprawy.
Jeśli szczenię przejdzie przez to pierwsze sito, to co dzieje się dalej?
A.W.: Na początku szkolenie, czyli do pierwszego roku życia psa, nie różni się znacząco, jeśli chodzi o późniejsze jego ukierunkowanie do pracy z człowiekiem z dysfunkcjami. W tym okresie przekonujemy się, czy wybór na pewno był trafny. To czas, gdy młody pies dorasta, zmienia się jego charakter i może okazać się, na szczęście dość rzadko, że jednak się pomyliliśmy.
M.K.: Pierwszy rok socjalizacji psa ma kluczowe znaczenie. W tym czasie pomału widać, jaki on będzie, czy da się nad nim zapanować. Istotny jest też wybór wolontariusza, bo te psy trafiają właśnie najczęściej do nich na ten czas. Wolontariusz nie może pozwalać psu na wszystko ani przyzwyczajać do bycia na kolanach. Musi umieć stawiać granice. Pies nie może być „uczłowieczany” – spać w łóżku, wskakiwać na kanapę. Z tego szczeniaka często wyrasta przecież naprawdę spore zwierzę.
A.W.: Wybierając wolontariusza, staramy się dopasować psa do człowieka. Istotne jest to, jaki tryb życia człowiek prowadzi, czy będzie miał czas na aktywność i ułożenie psa. W przypadku psów przewodników proces socjalizacji jest jasno opisany.
Jak to wygląda i kto może zostać wolontariuszem?
M.K.: Przede wszystkim osoba, która będzie z nami współpracowała i rozumiała swoją rolę. To angażujące zajęcie, ciężka praca. Prócz wyprowadzania na spacer odbywa się konsekwentna nauka. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. W każdym miesiącu kolejne rzeczy pies musi przećwiczyć i przyswoić. Każdy wolontariusz jest też pod opieką profesjonalnego trenera. Ma obowiązek spotykania się z nim regularnie. Wolontariusz uczony jest techniki postępowania z psem.
A.W.: Prowadzimy wstępne szkolenia, by wolontariusz rozumiał i umiał się wczuć w sytuację osoby z dysfunkcją. Na przykład jeśli ma psa, który w przyszłości ma wspierać osobę niewidzącą, to pies nie może kręcić się wokół człowieka na smyczy. To może być po prostu niebezpieczne dla przyszłego właściciela. Nie może się też z każdym wylewnie witać, ciągnąć na smyczy. Tego wszystkiego należy psa od jego szczenięcych lat nauczyć. To głównie rola wolontariusza. Niektórzy poddają się, większość z nami zostaje, ale pojawiają się też nowi.
Co w takim razie po tym roku szkolenia dzieje się dalej?
A.W.: Pies przechodzi kolejny test. Chodzimy z nim po mieście, sprawdzamy, czego się nauczył. Czy boi się schodów, czy pociąg robi na nim wrażenie, czy bardzo reaguje na inne psy. To wszystko opisane jest w standardach. Jeśli zdaje, przechodzi pod skrzydła trenera i tutaj zaczyna już bardzo konkretną naukę – szkolenie specjalistyczne. Teraz przysposabia się go do roli, jaką będzie w przyszłości pełnić, np. psa przewodnika, psa serwisowego. To szkolenie trwa mniej więcej siedem, osiem miesięcy. Uczymy konkretnych, standardowych komend. Bez względu na to z jakiej organizacji pochodzi, reagować musi na te same polecenia.
Domyślam się, że niektóre rasy mają pewne przewagi nad innymi. Pies przewodnik w naszej świadomości to raczej labrador. A co z psami szkolonymi do innych zadań specjalnych, np. alarmowania w sytuacji ataku choroby, choćby hipoglikemii u diabetyka?
A.W.: Tutaj zdecydowaliśmy się na innego psa, mniejszego z predyspozycjami węchowymi. To pies, który musi być bardziej energiczny i praktycznie przyklejony do człowieka, nie opuszczać go na krok. To taki pies „na kolana”. Nie może być też duży i ciężki, bo ma wskakiwać do łóżka – musi wyczuwać stany zagrożenia nawet gdy człowiek śpi. No i co ważne, musi mieć potrzebę węszenia – pracować nosem.
Taki pies musi wyczuwać izopren, czyli związek chemiczny, który wydziela się przy niskim cukrze. Jak się szkoli do tego psa?
M.K.: To dość skomplikowany proces, ale tak jak w każdym szkoleniu psa pracującego nosem czy na detekcję opracowany jest konkretny trening. Już na etapie socjalizacji zwierzę trafia do trenera, nie wolontariusza, bo od samego początku powinno pracować nosem i być motywowane do wyczuwania lub odnajdywania konkretnych substancji. A wracając jeszcze do rasy, która sprawdza się u diabetyków, są to także spaniele, np. springer spaniel. Ta rasa ma bardzo dobry węch i da się też nad nią zapanować.
Wspomnę tutaj jeszcze o jednej rzeczy. Pies, który pracuje 10-20 minut węsząc, potrafi się porządnie zmęczyć. Dosłownie tak, jakby biegał za piłką przez godzinę. Potem może długo spać. To wszystko trzeba wyważyć i wziąć pod uwagę.
A.W.: Najpierw uczymy psa węszyć, a potem reagować na konkretny zapach. Pobieramy próbki od chorej osoby.
Co to są za próbki, jaki materiał jest pobierany?
A.W.: Najczęściej pozyskujemy je z potu, ale musimy je przechować i zamrozić. Nie mogą stracić właściwości.
W jakich jeszcze chorobach pies może być towarzyszem?
A.W.: Można szkolić psy dla osób chorujących na narkolepsję, padaczkę czy nawet dla osób ze spektrum autyzmu, zespołem Downa. To są psy już bardzo indywidualnie dobierane do potrzeb. Szkolone są, by zareagować w konkretnej sytuacji, gdy na przykład następuje atak. Przeciwdziałają mu bądź minimalizują skutki takiego ataku. To może być szczekanie, ogrzewanie człowieka, włączanie jakiegoś przycisku lub zaalarmowanie konkretnym zachowaniem osoby, z którą chory mieszka.
Rozumiem, że pies ma być takim drogowskazem dla człowieka w poruszaniu się po świecie, ale również towarzyszem otwierającym na świat…
A.W.: Choć w przypadku osób ze spektrum autyzmu w pewnych sytuacjach może to działać przeciwnie. Pies może je od świata odgradzać, bo nie mają ochoty na kontakt z drugą osobą. Dlatego szkolimy psa, że gdy ktoś podchodzi za blisko, to pies ma stawać pomiędzy nią a właścicielem. Może też przerywać pewne niepożądane zachowania, które się zdarzają, np. nadmierne drapanie, uderzanie, uciekanie. Pies przychodzi, kładzie głowę, liże, odciąga, zatrzymuje. To naprawdę jest bardzo indywidualne szkolenie.
Pies w podeszłym wieku, podobnie jak człowiek, traci energię i wiele zmysłów już nie pracuje tak, jak dawniej. Może gorzej się czuć, czasem choruje. Do jakiego momentu więc może pracować?
A.W.: Psy po ósmym roku życia muszą dostać od weterynarza zgodę na dalszą pracę z człowiekiem. Ważny jest rzeczywiście stan ich zdrowia.
A co dzieje się z nimi, jeśli przechodzą na psią emeryturę? Tracą wtedy swoje uprawnienia do pracy, do której przywykły, a zdarza się i tak, że osoba, dla której pracują, potrzebuje kolejnego psa asystującego, a nie może sobie pozwolić na posiadanie dwóch. To bardzo trudna emocjonalnie sytuacja dla obu stron.
A.W.: Tak. Dlatego potrzebujemy wolontariuszy – nie tylko takich, którzy wychowają małego psa, ale też osób, które przyjmą na emeryturę tego dorosłego psa. Proszę mi wierzyć, coraz częściej ludzie się po takie psy zgłaszają. To wspaniałe, bo nie boją się brać starszego psa. W zamian dostają dobrze ułożonego, wyszkolonego psa.
M. K.: Zawsze pomagamy w znalezieniu psu nowego domu, jeśli jest tylko taka potrzeba. Na szczęście zdarza się to niezwykle rzadko, bo pies zazwyczaj pozostaje w rodzinie, nawet jeśli pojawia się nowy czworonóg.
Czy każdy człowiek, który mógłby, ze względu na stan swojego zdrowia, być wspierany przez wyszkolonego psa może sobie na to pozwolić? Szkolenie psa to jednak bardzo drogie przedsięwzięcie – to koszt nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
A.W.: Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) przewidział możliwość finansowania szkolenia takich psów. Dzięki temu organizacje pozarządowe, m.in. taka jak nasza, co roku występują z propozycją szkolenia psów pod konkretne potrzeby. Dzięki temu osoba z niepełnosprawnością może takiego psa otrzymać za darmo. Co więcej, może liczyć na pomoc w jego utrzymaniu. A jeśli chodzi o koszty, to można spojrzeć na nie również przez pryzmat tego, że pies nie tylko pomaga fizycznie, ale jego obecność sprawia, że chory czuje się lepiej, bo aktywizuje go, dostarcza radość. Pies jest przyjacielem, jest oddany. Chorą osobę z psem świat często szybciej dostrzeże i wesprze, bo ją zobaczy. To są rzeczy, których nie da się przeliczyć na pieniądze.
Klaudia Torchała, zdrowie.pap.pl