Gdy matka kocha "za bardzo"

Uwikłanie, czyli nadmierna więź - może dotyczyć dorosłego syna z matką. Nie wynika z cech osobowościowych, lecz z zaburzonych relacji w domu rodzinnym. Taki chłopiec, a potem mężczyzna, wzrasta w przekonaniu, że nie da sobie rady sam, dlatego w wielu kwestiach uważa, że musi poradzić się mamy. I często nawet gdy założy swoją rodzinę, będzie ją pytał o zdanie – mówi Agnieszka Kusyk psycholożka i psychoterapeutka z Centrum Terapii Dialog.

AdobeStock
AdobeStock

Kiedy mówimy o tym, że relacja matki z synem wykracza poza normę? 

Zacznijmy od tego, że gdy w związku pojawia się dziecko, mówimy o trójkącie relacyjnym: czyli jest mama, tata i potomstwo. W zdrowym systemie rodzinnym jest podsystem rodziców i podsystem dzieci. O zaburzonej relacji mówimy wówczas, kiedy granice między jednym podsystemem a drugim zacierają się, albo ich po prostu nie ma. Czyli na przykład, gdy mama nazywa syna „swoim mężczyzną” lub konsultuje pewne rzeczy mające wpływ na rodzinę z potomkiem, a nie swoim partnerem. 

Czasem granica między uczuciami macierzyńskimi a przesadą bywa pewnie trudna do określenia. To chyba zależy od indywidualnych relacji?

Trochę tak. Mówimy, że ma to znaczenie fenomenologiczne, czyli zależy od subiektywnych odczuć. Czasem trudno jest oddzielić zachowania grubą kreską i powiedzieć: to jest ok, a to już jest zaburzona relacja, bo to naprawdę zależy od wielu aspektów w życiu, warto spojrzeć na całokształt składający się z wielu elementów relacji.

Ale kiedy podczas wizyty u mamy dorosły syn kładzie się na kanapie, a matka bierze jego głowę na kolana i głaszcze go, to już zaburzony związek?

Romantyczny związek zakłada się z partnerką albo z partnerem, nie z mamą. Z mamą mamy relację rodzic -dziecko. Wyobrażam sobie, że będąc dorosłym człowiekiem można być w dobrej relacji z własną mamą i np. przytulić się, a mama pogłaszcze i powie, „mój kochany synek”, często pewnie z uśmiechem. Ale jeśli takich zachowań jest za dużo, gdy ta relacja jest zbyt symbiotyczna, to zaczyna wykraczać poza normę. Gdy mężczyzna, podejmując życiowe decyzje, najpierw na przykład pyta mamę - co ona sądzi, a nie swoją partnerkę. 

Adobe Stock

Kiedy macierzyństwo to problem

W społeczeństwie, w którym macierzyństwo otoczone jest nimbem świętości, wielu osobom trudno zrozumieć, że urodzenie zdrowego i chcianego dziecka nie przynosi matce radości. Tak bywa, gdy cierpi ona na depresję poporodową.

Ale skąd to się bierze? 

Wrócę do trójkąta relacyjnego, bo w nim każdy ma swoją rolę: mama, tata i dziecko. Są rzeczy, od których jest mama, i takie, od których jest tata. Na pewno na początku życia mama jest najważniejsza, odpowiada za zaspokojenie podstawowych potrzeb, jest non stop przy dziecku. Ale z czasem, gdy ten chłopiec dorasta, nadchodzi moment, w którym powinien być puszczony przez mamę do męskiego świata. Do taty i innych mężczyzn. To naturalna i właściwa kolej rzeczy. Potrzebuje się sprawdzać, ryzykować, rywalizować. I w dobrej relacji mama powie: jesteś gotowy, idź. Oczywiście wiadomo, nie dosłownie, ale po prostu pozwalając mu na to i nie przyjmując na przykład postawy lękowej. Wiedząc, że na pewnym etapie - syn częściej będzie zwracał się do ojca niż do niej. Tak się często dzieje , gdy mama ma ułożone swoje relacje z tatą, nie potrzebuje zaspokajać potrzeby bliskości z synem, nie musi sobie tej relacji protezować. Zdarza się, że gdy kobieta jest rozczarowana swoim mężczyzną, mówi synowi: „widzisz, jaki jest ten twój tata”, „nie mogę na niego liczyć, dobrze, że mam Ciebie”. Niektóre mamy mówiąc o synu używają nawet zwrotów „mój mężczyzna”.

Usłyszałam kiedyś, jak pewna kobieta powiedziała: „mężczyznę swojego życia trzeba sobie urodzić”…

Taki syn już jest uwikłany, będzie mu ciężko iść „w świat”. Dostaje bowiem komunikat, że na mężczyzn nie można liczyć, mimo że od mamy dostaje informację: „ty jesteś moim bohaterem”. Męską tożsamość chłopiec buduje jednak w oparciu o obraz taty. Kiedy zdarza się, że taty nie ma, bo umiera lub odchodzi, zastępowanie go synem może być kuszące. 
Jednak takie sytuacje mają miejsce nie tylko wtedy, gdy mama jest samotnym rodzicem, to się zdarza także w pełnych rodzinach. Reakcje dzieci są różne – gdy syn dorasta i zakłada swoją rodzinę może to być dla niego męczące. Jest rozdarty, czuje się trochę między młotem a kowadłem. A czasem zupełnie tego nie zauważa, nie odczuwa zachowań matki jako czegoś, co mu przeszkadza. Czasem nawet boi się odseparować.

Od czego to zależy? To kwestia cech osobowości?

Nie, nie powiedziałabym, że to kwestia cech charakteru, dla mnie to bardziej kwestia systemu rodzinnego i tego, co na którym etapie rozwoju powinno się zadziać, a gdzie na przykład taki system utknął. Wyobrażam sobie, że w uwikłaniu może być zarówno osoba introwertyczna jak i ekstrawertyczna.
A np. takie poczucie własnej wartości to jest to, co system rodzinny może zbudować lub zabrać. Prosty przykład: jeżeli dziecko płacze, bo jest głodne, i mama reaguje adekwatnie do sytuacji, czyli karmi je, to ono uczy się: aha, mam wpływ na to, co się ze mną dzieje – zgłaszam potrzebę i świat na nią odpowiada. Potem dorasta i na przykład mówi: „boli mnie brzuch” i mama wykazuje zrozumienie, pomaga jakoś na ten bolący brzuch i znowu dziecko uczy się, że to, co czuję, jest właściwe, może myśleć: „wszystko ze mną okej, mogę zgłaszać swoje potrzeby i jest na nie jakiś odzew”. Poczucie wartości bazuje bowiem m.in. na tym, w jaki sposób odpowiadają rodzice. Z czasem nawet jeżeli świat nie zawsze odpowie adekwatnie, to dziecka to nie destabilizuje. 
Dziecko odpowiednio metaforycznie nakarmione przez mamę, w kolejnym etapie swojego życia idzie do taty i tam może już ryzykować, rywalizować, być w męskim świecie. Jeżeli tata powie: „no synu, dobra robota, nie udało się tym razem, ale próbowałeś, zuch chłopak”, syn dalej buduje swoja męską tożsamość i poczucie sprawczości. W trójkącie relacyjnym dostał odpowiednią część od mamy i potem odpowiednią część od taty.

Fot. PAP/Kuba Kamiński

Jak wychować pewnego siebie człowieka?


Natomiast jeżeli jest uwikłanie, to od początku może to wpływać na poczucie własnej wartości. Jeżeli mama nie wypuszcza dziecka w świat, na przykład od siebie do męskiego świata, na przykład nadmierną opieką. Lękowym podejściem, to taki chłopiec, potem mężczyzna wzrasta w przekonaniu, że nie da sobie rady sam, musi się poradzić, usłyszeć od mamy, jak to zrobić. I tak już zostanie.
Tak więc nie jest to kwestia cech osobowościowych lecz tego, czy on wyszedł z tego domu, z tego trójkąta relacyjnego jako mężczyzna, czy cały czas jest tym małym chłopcem. Jeśli w środku pozostaje wciąż małym chłopcem, to nawet mając partnerkę, zakładając rodzinę, w głębi duszy- nadal będzie „synkiem mamusi”. 

Wychodzi na to, że taką nadmierną miłością można skrzywdzić własne dziecko.

Tu uczucie nie ma nic do rzeczy. Nadopiekuńczość to kwestia zaburzonych potrzeb własnych, które nie zostały zrealizowane tam, gdzie powinny być zrealizowane. Taka mama np. potrzebuje poczuć się ważna, potrzebna innym, może nie ma poczucia własnej wartości, nie dostaje bliskości od partnera, więc wikła się z synem i tu szuka bliskości. Odpowiedzi.

Jakie mogą być konsekwencje takiej relacji dla dziecka?

To jest tak wielowymiarowe, że nie wiem, czy jestem w stanie wymienić wszystkie. Tak naprawdę każdy przypadek ma swoje konsekwencje. Do uwikłania dochodzi nie gdy mężczyzna jest już dorosły, lecz dużo wcześniej, gdy w odpowiednim momencie nie doszło do separacji, gdy syn nie budował swojego męskiego świata w relacji z tatą.
To może prowadzić do tego, że poczucie własnej oceny będzie usytuowane na zewnątrz - co mama powie, co inni pomyślą. Taki chłopiec nie ma ukształtowanej osobowości: w sumie nie wie do końca, kim jest, nie wie, jakie jest jego zdanie, boi się wykazywać inicjatywę często radzi się partnerki.

Albo mamy…

Albo mamy. Może też nie mieć poczucia sprawczości, wiary że da sobie radę – to może wynikać z tych chwil, gdy mama na przykład lękowo go wyręczała. Może też być tak, że jego dorosły związek będzie uwikłany, to znaczy, że stworzy się trójkąt: mężczyzna, partnerka i mama.

Ilustracja miłości/Fot. PAP/P. Werewka

Kiedy miłość staje się chorobą

Miłość wydaje się cudownym uczuciem: dodaje sił i sprawia, że całymi dniami bujamy w obłokach. Czasami jednak można kochać za bardzo, co prowadzi do zaniedbywania siebie, swoich spraw, bliskich. Niektórzy odrzuceni mogą być nawet agresywni. Można uzależnić się od miłości?

Co w takiej sytuacji może zrobić partnerka?

Przede wszystkim uważać na pułapkę: że to partnerka miałaby zrobić coś na rzecz tego, żeby to uwikłanie lub mama się zmieniła. Gdy do gabinetu przychodzi pacjent, to nie pracujemy na rzecz osób z zewnątrz, lecz skupiamy się na tym, czego on chce, czego potrzebuje, na co się zgadza, na co nie. I podobnie powinno być z tą partnerką: ona nie może pracować na rzecz zmiany teściowej, mamy swojego mężczyzny, kobiety z zewnątrz. Powinna raczej zadbać o to, żeby jej relacja z partnerem była zdrowa, żeby były jasne granice: co jest dla naszego związku, w jakim podsystemie jesteśmy jako małżeństwo, co nie powinno wydostawać się do rodziców, teściów, bo to są nasze sprawy. Powinna jasno zakomunikować: jeżeli potrzebujesz konsultować decyzje, które nas dotyczą, to robisz to ze mną, nie dzwonisz najpierw do mamy. Ważne jest, żeby to było załatwiane w tej relacji, a nie na zewnątrz. Reszta należy do mężczyzny – czy on postawi granice, czy rozluźni to uwikłanie.

A jeżeli on nie widzi problemu, to co wtedy?

Wkład w relację jest po 50 proc. od każdego z partnerów.  Jeżeli kobieta ma problem z nadmiernym zaangażowaniem mamy swojego np. męża w ich związek, powinna zacząć od szczerej rozmowy z partnerem. Powiedzieć otwarcie, jak się czuje z tym, że ich wspólne sprawy są „wynoszone” dalej, jak to wpływa na ich związek, jak ona czuje się w takim układzie. Jeżeli to nie pomoże, proponowałabym konsultacje dla par, żeby ktoś z boku, taka bezstronna osoba niczym lustro – pozwoliła się takiej parze przejrzeć. Zobaczyć jak funkcjonują, jak wpływają na siebie wzajemnie, jakie zachowanie – przynosi jakie konsekwencje. Jeśli nazwie to ktoś z zewnątrz, może taki mężczyzna będzie w stanie to zobaczyć. Bo może być tak, że to są mechanizmy, do których się przyzwyczaił, w jakich dorastał i dla niego to one są normą.

zdj.AdobeStock

Żartuj z dziećmi - sprawisz, że będą szczęśliwe

Osoby wychowywane w atmosferze humoru miały lepsze zdanie na temat swoich rodziców lub opiekunów, ich opieki i relacji z nimi, oraz odpowiadały, że stosowałyby takie same techniki wychowawcze – wynika z badania przeprowadzonego przez specjalistów z Pennsylvania State College of Medicine.

A jest coś takiego jak norma, jeśli chodzi o kontakty dorosłych dzieci ze swoimi rodzicami? Da się to jakoś określić w ogóle – kiedy jest ok, a kiedy już „za dużo”?

To bardzo osobnicze i nie miałabym odwagi powiedzieć, jaka jest norma. To jakby mówić ludziom, jakie posiłki należy jeść, o jakich porach i co powinno być w ich składzie. A przecież są osoby, które są weganami, niektórzy lubią jeść dużo ciepłych posiłków, inni wolą sałatki – i każdy może odżywiać się zdrowo. Na terapii często mówi się, że „to zależy”. I to nie jest prześmiewcze, tylko to naprawdę zależy. Są osoby, które są aktywne zawodowo, uprawiają dużo sportów, mają bujne życie towarzyskie i wystarczy im, że zdzwonią się z rodzicami raz w miesiącu, by opowiedzieć sobie nawzajem, co słychać. Są tacy, którzy potrzebują co tydzień zjeść razem rodzinny obiad i dla nich jest ważne, żeby spędzać czas we własnym gronie rodzinnym. I jeżeli to jest zdrowy układ i taki mężczyzna przyjeżdża ze swoją żoną i z dziećmi, i każdy może być sobą, to to też jest zdrowe. 
Ale jeżeli czuję, że ta relacja, którą mam z partnerem, jest jak trójkąt relacyjny, sprawia, że nie możemy być razem jako para - to jest sygnał by to zgłaszać, pracować na rzecz zmiany, tak by nie być częścią uwikłania. 

 

Ekspertka

archiwum prywatne

Agnieszka Kusyk - Psycholożka i psychoterapeutka z Centrum Terapii Dialog. Ukończyła psychologię na SWPS w Warszawie, finalizuje psychoterapię w Instytucie Integralnej Psychoterapii Gestalt w Krakowie. Ma ponad 20 lat doświadczenia w pracy z ludźmi. Pracuje z pacjentami zmagającymi się z lękiem, stresem, trudnościami w relacjach czy obniżonym poczuciem własnej wartości.

ZOBACZ TEKSTY EKSPERTKI

Autorka

Monika Grzegorowska

Monika Grzegorowska - O dziennikarstwie marzyła od dziecka i się spełniło. Od zawsze to było dziennikarstwo medyczne – najciekawsze i nie do znudzenia. Wstępem była obrona pracy magisterskiej o błędach medycznych na Wydziale Resocjalizacji. Niemal całe swoje zawodowe życie związała z branżowym Pulsem Medycyny. Od kilku lat swoją wiedzę przekłada na bardziej przystępny język w Serwisie Zdrowie PAP, co doceniono przyznając jej Kryształowe Pióro. Nie uznaje poranków bez kawy, uwielbia wieczory przy ogromnym stole z puzzlami. Życiowe baterie ładuje na koncertach i posiadówkach z rodziną i przyjaciółmi.

ZOBACZ TEKSTY AUTORKI

ZOBACZ WIĘCEJ

  • AdobeStock

    Jak radzić sobie z niepokojem wywołanym działaniami wojennymi

    Wojna, która toczy się tak blisko, ma prawo nas przerażać. Choć przez minione miesiące nieco się z nią oswoiliśmy, to wtargnięcie dronów w polską przestrzeń powietrzną u niektórych na nowo rozbudziło uczucie zagrożenia. Przypominamy fragmenty wywiadu z Izabelą Barton-Smoczyńską, psychologiem-traumatologiem z Centrum Terapii Dialog przeprowadzony tuż po rozpoczęciu wojny z Ukrainą.

  • Adobe

    Ruszaj się, ale zdrowo i bezpiecznie

    Początek jesieni to czas, gdy wiele osób postanawia „wziąć się za siebie”. Lato minęło, dni stają się krótsze, a chłodniejsze powietrze zachęca do spacerów, biegania czy wizyt na siłowni. To świetny moment, by zacząć regularnie się ruszać – wysiłek fizyczny poprawia kondycję, wzmacnia odporność i działa korzystnie na nastrój, szczególnie w okresie jesiennego spadku energii. Trzeba jednak pamiętać, że każdy ruch niesie ze sobą także pewne zagrożenia. Warto wiedzieć, jak się do niego przygotować, by korzyści nie przysłoniły kontuzje czy nagłe problemy zdrowotne.

  • AdobeStock

    Agresja zaczyna się od słów

    Agresja wobec personelu medycznego niemal zawsze zaczyna się od słów – wulgaryzmów, gróźb, presji, by wystawili receptę czy zwolnienie. Trzeba zacząć od uświadamiania, że każda agresja wobec medyków jest niedopuszczalna. Tylko tak można zacząć budować granice przyzwolenia dla zła, jakie z tej agresji wynika.

  • AdobeStock

    Bądź wdzięczny, a będziesz żył dłużej

    Naukowcy udowadniają, że odczuwanie wdzięczności ma realny wpływ nie tylko na szczęście, pozytywne relacje międzyludzkie, radzenie sobie z przeciwnościami, ale też na zdrowie psychiczne i fizyczne, a nawet… na długość życia.

NAJNOWSZE

  • AdobeStock

    Lootboxy – gra czy już hazard

    Patronat Serwisu Zdrowie

    Z badań wynika, że korzystanie z lootboxów („skrzynek z łupami”), to wstęp do sięgania po gry hazardowe. Wśród młodszych graczy może prowadzić do nałogu. Mało tego – stwierdzono pozytywny związek między ryzykownym kupowaniem lootboxów a depresją, lękiem, stresem i impulsywnością.

  • Ograniczenie sprzedaży alkoholu służy ochronie tych, którzy mają problem

  • Szkliwiak bywa złośliwy

  • Wyzwania medycyny: poprzeczne zapalenie rdzenia

  • Przeszczepienie szpiku – ratunek nie tylko w nowotworze krwi

  • Adobe Stock

    Kolonoskopia – praca domowa dla pacjenta

    Patronat Serwisu Zdrowie

    Kolonoskopia to badanie, które pozwala wykryć nieprawidłowości w jelitach, często zapobiec rozwojowi raka¸ ale nawet najprecyzyjniejszy kolonoskop i najbardziej doświadczony endoskopista nie wykonają go dobrze, jeżeli pacjent nie będzie odpowiednio przygotowany – zaznacza dr hab. n. med. Anna Wiechowska-Kozłowska, specjalistka chorób wewnętrznych, gastroenterolożka szpitala MSWiA w Szczecinie.

  • Paradontoza - zabójca zębów

Serwisy ogólnodostępne PAP