W Polsce 26 proc. populacji zagrożona jest zaburzeniami psychicznymi
Lekooporność u pacjentów chorych na depresję, migrenę lub padaczkę - to jedno z poważniejszych wyzwań, przed którym stają lekarze psychiatrzy oraz neurolodzy. Problem jest poważny, ponieważ w Polsce 26 proc. populacji jest zagrożona zaburzeniami psychicznymi.
Podczas debaty, zorganizowanej przez „Puls Medycyny” w Centrum Prasowym PAP, prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii, przypomniał, że jeśli chodzi o częstość i rozpowszechnienie zaburzeń chorób psychicznych, to mamy do czynienia z trzema ich typami: uzależnieniami – to najczęstsze zaburzenia psychiczne, stanami lękowymi i zaburzeniami depresyjnymi.
Prof. Gałecki wskazał, że obserwowany jest wzrost w ciągu ostatnich dekad zaburzeń depresyjnych i zaburzeń lękowych, natomiast jeśli chodzi o uzależnienia, to ta liczba jest w miarę stabilna.
- Jeśli chodzi o pozostałe poważne zaburzenia psychiczne, takie jak schizofrenia czy choroba afektywna dwubiegunowa, to wydaje się, że rozpowszechnienie tych zaburzeń nie wzrasta, a nawet ostatnie badania epidemiologiczne potwierdzają obserwacje psychiatrów, że rozpowszechnienie jednej z poważniejszych jednostek chorobowych, którą jest schizofrenia, spada – powiedział ekspert.
Profesor Gałecki dodał, że w Polsce 26 proc. populacji jest zagrożone zaburzeniami psychicznymi. Oznacza to, że nie ma rodziny, która nie spotkałaby się z kryzysem zdrowia psychicznego.
1/3 populacji z problemami neurologicznymi
Prof. Konrad Rejdak, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, dodał, że obecnie lekarze neurolodzy w Polsce opiekują się ok. 1/3 populacji, a co trzecia, co czwarta osoba, będzie miała problem tej natury, który przeminie, bądź zmieni się w chorobę przewlekłą.
- Społeczeństwo się starzeje, mamy coraz więcej osób z wielochorobowością, które wymagają hospitalizacji i długotrwałego leczenia. Poprawiła się opieka ambulatoryjna, ale w szpitalnictwie doszło do załamania z powodu braku kadr. Kadra specjalistyczna ucieka ze szpitali do poradni. Są w miarę dobrze finansowane, praca tam jest spokojniejsza, można realizować plany zawodowe i naukowe – powiedział prof. Rejdak.
Wśród dolegliwości bólowych, jakie często dotykają Polaków, migrena jest przypadłością, która występuje u 12 proc. populacji, czyli u 4 mln. osób. Na migrenę przewlekłą choruje 2 proc. populacji. Oznacza to codzienne lub prawie codzienne silne bóle głowy połączone z mdłościami, nadwrażliwością na światło i hałasem.
- Siedemdziesiąt procent pacjentów z migreną przewlekłą cierpi na różne zespoły depresyjne. Pacjenci z migreną, szczególnie z przewlekłą, opuszczają pracę. Jeśli są w miejscu pracy, to jest to praca nieefektywna. Przez wiele lat choroba była niedoceniana i nie była traktowana poważnie. Dopiero od roku trwa program leczenia migreny przewlekłej – podkreśliła prof. Izabela Domitrz, kierownik Kliniki Neurologii Wydziału Lekarsko-Stomatologicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego
Prof. Domitrz dodała, że leczenie pacjentów chorych na migrenę, którzy dodatkowo ciepią na depresję, jest trudne z powodu interakcji lekowej, a pacjenci z migreną często korzystają z samoleczenia.
- Polekowy ból głowy to olbrzymi problem na całym świecie. Pojawia się u pacjentów z bólem głowy, którzy nadużywają leków przeciwbólowych. To mogą być proste leki przeciwbólowe dostępne bez recepty – zauważyła prof. Domitrz.
Dotychczas stosowane leki z grupy leków przeciwdepresyjnych i przeciwpadaczkowych, od wielu lat używane w profilaktycznym leczeniu migreny, okazują się być skuteczne u 50 proc. chorych.
Prof. Agata Szulc, kierownik Kliniki Psychiatrycznej Wydziału Nauki o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, powiedziała, że aby rozpoznać lekooporność u pacjenta z depresją, potrzebna jest po pierwsze właściwa diagnoza, a ponadto dwie kuracje z użyciem lekarstw, które kończą się niepowodzeniem.
- I to jest dodatkowy problem – trudno powiedzieć pacjentowi z depresją, że ma lekoodporność. Ważna jest dobra współpraca ze strony chorego i jego rodziny. Wiadomo, lek, który nie jest przyjmowany - nie pomaga. Jest wiele współtowarzyszących problemów, które uniemożliwiają leczenie. Zaburzenia somatyczne mogą powodować objawy depresji. Zaburzenia osobowości w zasadzie wymagają tylko psychoterapii – powiedziała prof. Szulc.
Jej zdaniem leczeniem depresji powinni się zajmować już lekarze POZ, ale niewłaściwa dawka leku bądź przyjmowanie go przez krótszy czas, niż zalecił lekarz, może spowodować lekooporność.
Wyzwanie: padaczka u dzieci
Prof. Sergiusz Jóźwiak, były kierownik Kliniki Neurologii i Epileptologii Instytutu „Pomnik Centrum Zdrowia Dziecka" oraz Kliniki Neurologii Dziecięcej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, zwrócił uwagę na różnice, jakie występują w diagnozowaniu i leczeniu padaczki u dzieci i u dorosłych.
- Mały pacjent nie wszystko powie lekarzowi, choćby dlatego, że nie będzie wiedział, co się z nim dzieje. Dorośli zaś nie są świadomi zmienności napadów padaczkowych u dzieci. Ważne jest, aby rodzice nagrywali na telefonach komórkowych napady padaczki u dzieci, aby lekarz mógł zobaczyć, jak one wyglądały – powiedział profesor.
Prof. Jóźwiak dodał, że u dorosłych przeważają napady padaczki, podczas których pacjent całkowicie traci przytomność. Natomiast u dzieci różnorodność napadów jest duża: może to być np. nieświadomość chwilowa albo nieruchomość, "zawieszenie się".
- W takich wypadkach samym lekarzom trudno jest określić, czy był napad, czy nie, bo trwał kilka, kilkanaście sekund i polegał na przerwaniu czynności wykonywanej w tym momencie – dodał profesor.
Padaczka wczesnodziecięca, jeśli występuje w pierwszych latach życia dziecka, doprowadza do zahamowania jego rozwoju. W przypadkach padaczek lekoopornych należy zastanawiać się nad leczeniem prewencyjnym.
- W ostatnim czasie pojawiło się więcej danych ułatwiających rozpoznawanie nowych typów padaczek i zespołów padaczkowych. (…) Nadal niemal w połowie przypadków trudno jest jednoznacznie określić etiologię padaczki, zazwyczaj podejrzewamy wtedy podłoże genetyczne. Genetyka zrobiła w ostatnim czasie w obszarze neurologii duży postęp. (…) Zespół Dravet należy do zespołów padaczkowych, które są wynikiem pewnej określonej mutacji genetycznej. (…) W Polsce mamy około tysiąca pięciuset pacjentów z zespołem Dravet. Objawia się on często początkowo w formie powtarzających się epizodów drgawek gorączkowych, które mogą następnie przechodzić w napady padaczkowe, ale już bez towarzyszącej gorączki. U tych pacjentów należy bezwzględnie wykonać badania genetyczne, które pozwolą potwierdzić lub wykluczyć chorobę. (…) Zespół ten odznacza się wysokim stopniem lekooporności – wskazał prof. Jóźwiak.
Jak dodał, w ostatnim czasie w tym wskazaniu zarejestrowano dwa nowe leki, jednym z nich jest czysty kannabidiol, zawierający medyczną marihuanę, na który środowisko lekarzy czeka od dawna. W Polsce nadal nie jest jednak objęty refundacją.
Iwona Sierant, prezes Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Dzieci Chorych na Padaczkę, podkreśliła, że w dużych ośrodkach rodzicom łatwiej jest dotrzeć do lekarza i łatwiej zdiagnozować różne niepokojące objawy u dziecka. W mniejszych ośrodkach do rozpoznania padaczki dochodzi z bardzo dużym opóźnieniem.
- Ludzie często mylą leki przeciwpadaczkowe z lekami psychotropowymi. Myślę, że za mało rodzice dostają odpowiedzi na ważne pytania od lekarza, bo nie wiedzą, o co pytać. Zanim rodzic dostanie się do lekarza, to ataków jest już bardzo dużo, albo były niezauważalne, bo były to napady bezdrgawkowe – powiedziała prezes Sierant.
Dodała, że dużo rodziców zgłasza do stowarzyszenia, że pierwsza diagnoza byłaby dużo wcześniej, gdyby mieli oni chociaż „cień” takiej wiedzy, że to, co się działo z dzieckiem, to mogła być padaczka.
- Chodzi między innymi o wybudzenia w nocy, wybudzenia z krzykiem. I nikt, nawet pediatra, nie zwraca na to uwagi – podkreśliła prezes.
Dodała, że rodzice powinien mieć od razu rzetelną informację o tym, że padaczka jest chorobą przewlekłą, często chorobą całego życia. To, że nie będzie napadów nie znaczy, że wycofa się leki i trzeba się nastawić na długotrwały proces.
Dodatkowy problem polega na tym, że około 3/4 chorych na padaczkę zapadło na tę chorobę w wieku dziecięcym i w momencie osiągnięcia pełnoletności, trzeba znaleźć nowego lekarza.
- Ten lekarz pediatra-epileptolog, który prowadził dziecko przez wiele lat, dobrze je zna. Potrafi współpracować z nim i z rodzicami. Tymczasem dziecko przekracza osiemnasty rok życia i musi znaleźć, i wybrać, nowego lekarza, który będzie niejako lekarzem pierwszego kontaktu. Kiedy chore dziecko przechodzi do lekarzy neurologów dorosłych, okazuje się, że nie mają oni dobrej wiedzy o zespołach, które są typowe dla wieku dziecięcego – mówiła Sierant.
Prof. Piotr Gałecki doprecyzował, że takie dzieci mają możliwość kontynuowania kuracji do 25. roku życia.
- Jeśli chodzi o system funkcjonowania opieki psychiatrycznej dla dzieci i młodzieży, to pierwszy poziom referencyjny to jest ta opieka psychologiczno-psychoterapeutyczna. Taki ośrodków jest ponad trzysta, prawie w każdym powiecie – wyjaśnił prof. Gałecki.
Dodał, że drugi poziom referencyjny – to lekarz w trakcie rezydentury lub specjalista z tej dziedziny w poradniach zdrowia psychicznego.
- Natomiast trzeci poziom referencyjny to ten, do którego powinno trafiać jak najmniej pacjentów. To szpital z oddziałem dziennym i całodobowym. Dziewięćdziesiąt procent kłopotów ze zdrowiem psychicznym można zaspokoić na pierwszym lub drugi poziomie referencyjnym ambulatoryjnie – ocenił ekspert.
Dodał, że istniejące poradnie psychologiczno-pedagogiczne nie funkcjonują w systemie opieki zdrowotnej, ale są podporządkowane resortowi edukacji narodowej.
- To powinno się zmienić. Byłoby dobrze, gdyby były powiązane z pierwszym poziomem leczenia – zauważył profesor.
Źródło materiału partnerskiego: PAP MediaRoom