Uwaga na diety z internetu!
Blogi, portale internetowe pełne są porad dotyczących zdrowego odżywiania i diet wspomagających leczenie różnych schorzeń. Jak poruszać się w tym gąszczu informacji, by wybrać te, które pomagają, a nie szkodzą, radzi ekspertka z zakresu żywienia dr Lucyna Kozłowska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Jak to jest z dietami, poradami dietetycznymi, które możemy znaleźć w internecie? Warto po nie sięgać?
Szczerze? Różnie bywa. Mamy wolność słowa, a wolność słowa wiąże się też z tym, że każdy z nas może tworzyć, wymyślać różne teorie, także te dotyczące żywienia. Oczywiście ze swoim zdrowiem możemy robić to, co nam się żywnie podoba, ale jeśli dany sposób żywienia, niepotwierdzony żadnymi badaniami, bez pewności, że jest bezpieczny, rekomendujemy innym, to jest to po prostu nieetyczne i nieodpowiedzialne.
Czy rzeczywiście, biorąc pod uwagę skalę zjawiska w internecie, możemy mówić o realnym problemie?
Tak. Najlepszym przykładem są "diety cud" - co rusz się takie pojawiają, obiegają internet. Prawda jest jednak taka, że gdyby one rzeczywiście wszystkie działały, to nie mielibyśmy takiego odsetka populacji, który zmaga się z otyłością. Gorzej, bo część z tych porad, diet, może stanowić zagrożenie dla osób, które je zaczną stosować.
No właśnie. Mówimy o diecie odchudzającej, ale w internecie można znaleźć porady dotyczące żywienia w przypadku konkretnych schorzeń…
Zdecydowanie. I nie są to tylko porady zamieszczane na różnego rodzaju blogach, ale też np. na stronach poradni specjalistycznych, poradni dietetycznych – czyli pochodzące z źródeł, które wydają się bardzo wiarygodne.
Trudno wyobrazić sobie, że przykładowo specjalistyczna poradnia świadomie wprowadza odbiorcę w błąd, zamieszczając na swojej stronie zmyślone informacje…
Problem tkwi w czymś innym. Przed laty zalecenia dietetyczne opierano na opinii ekspertów. Dlaczego? Bo było mało badań, a co za tym idzie - wyników, na podstawie których można było wyciągać takie, a nie inne wnioski. Ostatnie lata przyniosły lawinę badań z zakresu nauk o żywieniu człowieka, które obaliły wiele wcześniejszych teorii. Bywa jednak, że ktoś sięga po zalecenia, porady sprzed lat – część książek, które je zawierają, jest nadal wznawianych. Takie informacje trafiają do internetu bez żadnych dat i odnośników do literatury, a dodatkowo osoby, które je zamieszczają, nie mają świadomości, że spojrzenie na daną dietę zmieniło się o 180 stopni.
Przykład?
Dna moczanowa. W internecie na temat terapii żywieniowej w tym konkretnym schorzeniu znajdziemy wszystko, co nam się żywnie podoba. Główna zasada jest taka, by ograniczać białko, ale można znaleźć strony specjalistów, fizjologów żywieniowych, nawet poradni dietetycznych, na których zalecane jest jedzenie mięsa, np. drobiu. Część internetowych ekspertów radzi też, by ograniczać wszystkie produkty zawierające związki purynowe, w tym rośliny, np. strączkowe. Co też zostało już obalone badaniami.
Dlaczego?
Bo związki purynowe w roślinach związane są z frakcjami błonnika. A nasz przewód pokarmowy niezbyt sobie z tym błonnikiem radzi. Efekt: związki purynowe pochodzenia roślinnego nie trawią się dobrze, a co za tym idzie, nie wchłaniają się i nie podnoszą stężenia kwasu moczowego we krwi.
Skąd więc ten mit o konieczności wykluczenia z diety np. roślin strączkowych u osób chorujących na dnę?
Kiedyś, kiedy nie dysponowano odpowiednimi badaniami, opierano się jedynie na zawartości związków purynowych w poszczególnych produktach. Stwierdzono, że jest ich dużo m.in. w roślinach strączkowych. To był ten klucz. Podobnie jest też z kawą. W internecie można znaleźć informacje, że osoby cierpiące na dnę moczanową powinny ją drastycznie ograniczyć, tymczasem ostatnie badania pokazują, że kawa zmniejsza ryzyko tej choroby. Kolejny przykład? Część internetowych specjalistów doradza osobom z przewlekłą chorobą nerek dietę wysokobiałkową. Nic bardziej mylnego, taka dieta przyspiesza uszkodzenie nerek.
Czyli tego typu zalecenia są po prostu zagrożeniem dla naszego zdrowia?
Oczywiście, bo przykładowo powodują wzrost stężenia substancji, które powinny być ograniczane – choćby kwasu moczowego w przypadku osób z dną. Może się też zdarzyć się, że wykluczone zostaną produkty, które nie pogłębiają choroby, ale są źródłem ważnych składników pokarmowych.
Jak w takim razie możemy wybrać te informacje, które nam pomogą?
Zwracajmy uwagę, czy takie zalecenia są podpisane, czy podana jest np. placówka, uniwersytet, który je opracował. Ważne, by takie porady zawierały odnośniki do literatury i datę – rok, z którego pochodzą. Duże stowarzyszenia naukowe co kilka lat zbierają się i analizują wszystkie badania naukowe, które się w tym zakresie pojawiły się w ciągu ostatnich lat, a następnie aktualizują zalecenia. To dlatego rok publikacji jest ważny. Powinna być też data aktualizacji samej strony internetowej i kontakt do jej właściciela, żeby można było uzyskać dodatkowe informacje.
Co jeszcze może być ważne?
Warto sprawdzić, czy źródłem naszych informacji nie są strony dystrybutorów różnego rodzaju suplementów i odżywek. Taka drastyczna reklama jest dość częsta.
Rozmawiała Patrycja Rojek-Socha