Mięśnie dna miednicy – nieodkryta część ciała
Mięśnie dna miednicy wymagają ćwiczeń. Świadomość tego miejsca w ciele okazuje się nieoceniona, gdy mierzymy się z chorobami ginekologicznymi. Kiedy i jak ćwiczyć dno miednicy – wyjaśnia mgr Katarzyna Grodzica, fizjoterapeutka uroginekologiczna.

Mięśnie dna miednicy to często zapomniany zakątek naszego ciała. Dlaczego trzeba o nie dbać?
To centrum naszej intymności. Spektrum funkcji i działania tych mięśni jest bardzo obszerne, bo dotyczy układu rozrodczego, moczowego czy wydalniczego. Poniekąd te mięśnie budują też naszą pewność siebie, bo wszystkie dolegliwości, które wiążą się z nimi, bardzo mocno wpływają na psychikę, samopoczucie i seksualność.
Co w takim razie możemy dla nich zrobić?
Trzeba zacząć od profilaktyki, czyli prawidłowych codziennych nawyków. Jeśli tę lekcję odrobiłyśmy, to w porządku. By mieć pewność, że wszystko dobrze funkcjonuje, można pójść do fizjoterapeuty uroginekologicznego, by mógł ewentualnie, po zbadaniu, zalecić indywidualny zestaw ćwiczeń.
Jeszcze niedawno o tej specjalizacji nic się nie słyszało. Teraz robi się coraz głośniej, szczególnie w kontekście schorzeń ginekologicznych czy onkologicznych.
Tak naprawdę każda ingerencja chirurgiczna, radioterapia, czyli napromienianie zmian nowotworowych, a nawet sposób życia wpływa na funkcjonowanie mięśni dna miednicy. Różne zabiegi w obrębie narządów intymnych mogą powodować zaburzenia ruchomości tkanek w obrębie miednicy, obniżenie narządów miednicy, a w związku z tym różne dolegliwości np. nietrzymanie moczu, gazów, stolca, bolesne stosunki, brak stabilności dna miednicy, uczucie ciężkości w pochwie czy ból podczas badań ginekologicznych. Możemy odczuwać, że coś jest nie tak, ale nie jesteśmy w stanie tego nawet nazwać.
Rekonwalescencja wciąż kojarzy się bardziej z leżeniem w łóżku, a nie aktywnym powrotem do zdrowia. Fizjoterapeuci odkłamują wiele mitów.
Istnieje takie przeświadczenie, że jak odbyła się operacja, to lepiej leżeć i nie ruszać się, żeby absolutnie sobie nie zaszkodzić. Nic bardziej mylnego, tym bardziej, że w grę mogą wchodzić powikłania zakrzepowo-zatorowe, szczególnie u osób starszych. Dlatego staramy się jak najszybciej pionizować pacjenta. Mięśnie dna miednicy i aparat więzadłowo-powięziowy, trzeba już od samego początku po zabiegu delikatnie uruchamiać. Tylko trzeba to robić umiejętnie, najlepiej po konsultacji z fizjoterapeutą uroginekologicznym.
Tuż po operacji nie zaszkodzą ćwiczenia oddechowe, czyli oddech do dolnych żeber, by wspomóc przepływ krwi, limfy, zmniejszyć obrzęk w okolicy brzucha bądź oddech do krocza. To proste ćwiczenie. Kładziemy dłoń na krocze, pomiędzy pochwą a odbytem, bo tam ten ruch będzie najbardziej odczuwalny.
Podczas wdechu powinniśmy poczuć, jak krocze delikatnie opada na nasze palce, a podczas wydechu – ucieka z palców jakby w głąb ciała. Właśnie taki kierowany oddech nie dość, że będzie miał działanie przeciwbólowe, to wpłynie na regenerację tkanek i przyspieszy proces gojenia.
Wiele kobiet po operacjach ginekologiczno-onkologicznych traci libido ze względu m.in. na ból, krwawienie albo mimowolne skurcze mięśni otaczających pochwę. Jak o siebie w tym kontekście zadbać?
Ta ostatnia kwestia, czyli pochwica, która została wywołana do tablicy, wynika po pierwsze z tego, że kobiety z chorobami ginekologicznymi bardzo często narażane są na wiele badań. To może rodzić lęk, niechęć i strach. Takie napięcie powstaje poniekąd na zasadzie traum, które powodują, że te mięśnie po prostu nieświadomie zaciskamy. Uniemożliwia to penetrację. Do tego dochodzą nieprawidłowe ćwiczenia, bo kobiety słyszą, by tylko zaciskać mięśnie Kegla budując jeszcze większe napięcie. Tymczasem w ćwiczeniach mięśni dna miednicy ważna jest faza pełnego rozluźnienia i relaksacji mięśni tuż po wykonaniu każdego skurczu.
To nie jest ćwiczenie ich w każdym możliwym momencie, jak sugerują niektórzy – gdy jedziesz samochodem – zaciskaj, oglądasz telewizję – zaciskaj. Absolutnie nie tak. To powinny być ćwiczenia trochę na zasadzie medytacji. Mamy 5 minut dla siebie, kładziemy się, zamykamy oczy, jesteśmy tylko my, tylko nasze ciało. Powoli, z uwagą aktywujemy mięśnie dna miednicy. To ma być świadomy skurcz i rozluźnienie. Osoby bardziej zaawansowane mogą to robić w czasie jazdy samochodem, ale stojąc w korku, żeby w stu procentach te mięśnie kontrolować. Podobnie w czasie filmu. Najczęściej kończy się na tym, że albo się śledzi film, albo dobrze ćwiczy mięśnie. Raczej nie dwie rzeczy na raz.
Pospiech, gonitwa nie sprzyjają rozluźnianiu tych mięśni. Kobiety spinają je za mocno i zbyt często?
W gabinecie widać raczej tendencję wzmożonego napięcia niż osłabienia tych mięśni. Z osłabieniem można dosyć prosto sobie poradzić, o ile pacjentka dobrze wykonuje ćwiczenia mięśni dna miednicy – należy regularnie wykonywać ćwiczenia, ewentualnie włączyć elektrostymulację, która je dodatkowo wzmocni. Jeśli chodzi o relaksację, to wprowadza się terapię manualną, ćwiczenia relaksacyjne. Ważna jest uważność, której nam brakuje w tym pędzie i pośpiechu. Poza tym to są kwestie zdrowotne, których często wciąż się nie dostrzega, również dlatego, że żyjemy w świecie, w którym edukacja seksualna bywa tematem tabu. Wstydzimy się o tematach intymnych rozmawiać, nawet wśród koleżanek.
Czemu służy badanie manualne?
Pozwala wykryć, czy w obrębie pochwy istnieje wzmożone napięcie czy wręcz przeciwnie – jest osłabione i wiotkie. Ocenia się, czy np. po nacięciach krocza lub pęknięciach w okolicach blizn pooperacyjnych nie doszło do zesztywnienia tkanek. Wykonujemy próbę kaszlową, która pozwala ocenić, czy dno miednicy prawidłowo się aktywuje. Prosimy pacjentkę, by napięła mięśnie i oceniamy ich siłę, wytrzymałość. Gdy pracujemy z pacjentką z wizyty na wizytę, obserwujemy, czy zachodzi poprawa. Konfrontujemy nasze spostrzeżenia z odczuciami pacjentki.
Ćwiczenia poprawiają jakość życia, również seksualnego kobiet…
Tak. Jeszcze nie zdarzyło mi się nigdy, by po prawidłowo wykonanych ćwiczeniach dna miednicy pacjentka czuła się gorzej. Zazwyczaj efekty rehabilitacji są również u starszych pacjentek. Ostatnio nawet jedna z pacjentek zapytała w kontekście swojej mamy, która miała problemy z nietrzymaniem moczu, czy jest jeszcze jakaś nadzieja, by z tą dolegliwością popracować. Oczywiście, że tak. To właśnie starsze pacjentki mają ogromny potencjał, bo rzadko która w ogóle coś z tym robiła. Nie było takiej świadomości. Dlatego warto bez względu na wiek ćwiczyć, wzmacniać. Nie oczekujemy, że ta dolegliwość zniknie zupełnie, ale jest szansa na zmianę, która może okazać się wielkim skokiem, jeżeli chodzi o poprawę jakość życia.
Co się jeszcze sprawdza?
Według mnie, im prościej, tym lepiej. Warto zacząć od zaciskania, rozluźniania mięśni. W gabinecie proponuję głównie terapię manualną. Proszę często pacjentki, by same poczuły jak ich mięśnie zaciskają się, rozluźniają. Jak one pracują. Czy symetrycznie. W ten sposób budują świadomość swojego ciała. Są w stanie same ocenić stan mięśni, postępy. Porównać, że kiedyś te mięśnie były słabsze, a teraz reagują. Dostępne są również elektrostymulatory z wewnętrznymi elektrodami, które pozwalają optymalnie ćwiczyć mięśnie dna miednicy, bo wyświetlają wykres napięcia – EMG. Do tego można dołączyć elektrostymulacje, które pobudzają siłę tych mięśni. Są również dilatory, wibratory, które pomagają w zespołach napięciowych.
W kontekście chorób ginekologicznych, onkologicznych mam wrażenie, że seksualność stoi za parawanem.
Muszę przyznać, że jestem nieobiektywna, bo żyję trochę w bańce dużego miasta. Jestem aktywna w social mediach, więc mam wrażenie, że wszyscy wszystko już wiedzą. Natomiast okazuje się, że absolutnie nie. Wciąż wstydzimy się naszej seksualność. Wiele jeszcze do zrobienia.
Druga część wywiadu poświęcona zdrowiu intymnemu wkrótce