Jak oceniać SI w medycynie? Co z naszymi danymi?

Na jaki margines błędu możemy pozwolić sztucznej inteligencji (SI) w medycynie? Czy w ogóle możemy dopuszczać błędy? Co z obróbką naszych danych medycznych? Jan Zygmuntowski z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, który doktoryzuje się z łączenia zbiorów do trenowania SI tak, by uniknąć nadużyć, wyjaśnia, czemu pilnie potrzebujemy regulacji w tym obszarze. 

Fot. PAP/M. Kmieciński
Fot. PAP/M. Kmieciński

Już dziś powoływane są fundacje z hasłem: "Oddaj nam swoje dane medyczne na cele naukowe"... Co pan o tym sądzi?

Z takim ruchem mamy już do czynienia również  w Polsce. Są gracze, którzy będą chcieli to wykorzystać, powiedzą: "Przekaż nam dane, my wiemy, co z nimi zrobić". Albo: "Wszystko jest bezpieczne, bo możesz zobaczyć na blockchainie" (red: rejestrze zdecentralizowanych danych, które są bezpiecznie współużytkowane). Kolejne trudne słowo, kolejna trudna technologia – i wszystko wydaje się transparentne.

Tylko jak się człowiek temu przyjrzy, okazuje się, że blockchain to zmyłka. Nie wiadomo także, komu udostępnia się dane, a dokumenty dotyczące ich przekazania są podtykane np. ludziom leżącym w szpitalu, więc podpiszą wszystko, bo martwią się o swoje zdrowie.

Mamy więc nawarstwienie bardzo nieetycznych decyzji, które teoretycznie są legalne, bo są oparte o konstrukt prawny świadomej zgody, który nie był, jak widać, najmądrzejszy. Czy ktoś udziela świadomej zgody na używanie swoich danych, jeśli nie ma wiedzy, kto i w jakim celu używa tych danych? Moim zdaniem udzielanie świadomej zgody nie powinno polegać na przekazywaniu danych jakiejś fundacji kontrolowanej przez dwie, trzy osoby z zarządu, które mają swoje układy, tylko żeby ludzie bezpośrednio podejmowali decyzje, czyli głosowali nad przekazaniem danej firmie swoich danych na konkretne potrzeby.

Rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki

Sztuczna inteligencja. Doktor komputer wykryje chorobę i będzie ją leczyć?

Sztuczna inteligencja coraz lepiej stawia diagnozy, przewiduje, kto może zachorować, przegląda lekarskie notatki. Co więcej, wygląda na to, że nieporównanie szybciej od człowieka planuje skomplikowaną terapię, a nawet wymyśla nowe leki. Czy będziemy chodzić do doktora AI?

To nie jest niemożliwe, choć brzmi zagmatwanie. Po pierwsze, skoro wszyscy możemy ściągnąć Internetowe Konto Pacjenta, to takie głosowania NFZ mógłby wprowadzić do tego konta. NHS (ang. National Health Service)  w Wielkiej Brytanii już to robi, powołując obywatelskie ławy przysięgłych, które dostają wnioski i losuje się przypadkowych pacjentów z różnych grup demograficznych: młodych, starszych, z różnym wykształceniem i pyta się ich, czy uważają, że te dane powinny być przekazane, czy chcą, żeby taka oto sztuczna inteligencja była trenowana. 

NHS nie jest jednak dobrym przykładem, bo sprzedawał dane Googlowi i Palantirowi, spółce spod znaku Elona Muska...

Ale na szczęście jest Finlandia, gdzie państwowa instytucja dysponuje danymi wszystkich Finów - 5,5 mln. Ta instytucja nie narusza prywatności, bo sama stworzyła bezpieczne środowisko programowania, dopuszcza do danych tylko na swoich zasadach, cyberbezpieczeństwo jest jej oczkiem w głowie, dopiero potem idą innowacje. Jeśli innowator - uczelnia - spełnia wszystkie warunki, dostaje dostęp.

To jest super, tylko brakuje czynnika ludzkiego. Moim zdaniem Polska musi znaleźć swoją drogę środka: zaangażować ludzi, mieć silne instytucje państwowe, które ten proces pociągną. Polaków jest prawie 40 milionów, to naprawdę łakomy kąsek. Bardzo musimy pewne sprawy przemyśleć. Przykładem dobrych praktyk w Polsce jest hasło „honorowy dawca danych”.

Jestem krwiodawcą, mój kolega jest innowatorem w  krwiodawstwie, dla nas było bardzo ważne, żeby mówić o dawaniu danych w celu tworzenia sztucznej inteligencji, by budować postęp społeczny. Nie chciałbym, żeby ludzie mieli poczucie, że oddawanie danych dla interesu publicznego jest złe. Nie jest, jest potrzebne. Ale…

Obawiam się tu, niestety, technologicznej szopki.

Z całą pewnością pod kątem suwerenności technologicznej Polska jest kolonią.

Użytkownicy internetu nawet nie zdają sobie sprawy, że Google co prawda nie pobiera opłat za przeglądarki, ale używa naszych danych i nimi obraca. Tak więc przeciętnego Kowalskiego raczej nie obejdą tak trudne kwestie, o których teraz rozmawiamy.

Ależ Google pobiera opłaty np. za używanie map powyżej określonej liczby wyświetleń i każe sobie słono płacić. Normalny użytkownik tego nie widzi, dostarczamy dane i mapy są dzięki temu świetne, wykrywają korki w mieście itp. Ale jeśli ktoś używa aplikacji dostaw żywności, sporo płaci.

Zapytał pan sztuczną inteligencję, w jakich krokach tworzymy związek zawodowy, ta odparła - punkt pierwszy - idź do szefa - bo taki krok wydał jej się wiarygodny. Ta absurdalna odpowiedź pokazuje, jak bardzo SI musi być nadzorowana. A kto w polskim systemie ochrony zdrowia w obecnym jego kształcie miałby ten nadzór pełnić? 

Rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki

Dr Google i porada on-line nie zastąpią lekarza

Coraz częściej do gabinetów lekarskich przychodzą pacjenci z kompletem badań i postawioną przez siebie diagnozą. Szeroko reklamowane są porady on-line. Ale uwaga – nic nie zastąpi bezpośredniego spotkania z lekarzem. Dowiedz się dlaczego.

To jest dobre pytanie. Akademia Leona Koźmińskiego razem z polskimi legislatorami chce na nie odpowiedzieć. Na początku marca organizujemy dużą konferencje naukową pod patronatem Sejmu. Legislatorzy, lekarze i osoby rozumiejące problemy SI mają uzgodnić, jak wdrażać SI, jak ją oceniać, co to znaczy, gdy powiemy, że ten system jest dobry. Czy to, że 95 procent przypadków chorobowych rozpoznaje bardzo dobrze i nie myli się częściej niż człowiek, czy mamy wobec niego większe wymagania niż wobec człowieka? Jakiego rodzaju błędy może popełniać: czy jeśli coś jest chorobą, a on jej nie rozpozna i powie, że choroby nie ma, albo czy faktycznie nie ma choroby, a on powie: złapałem ten przypadek. Który błąd jest gorszy: wskazanie leczenia, kiedy ktoś jest zdrowy, czy niewskazanie leczenia, kiedy ktoś jest chory?

Na pytanie, kto powinien się tym zająć, odpowiem, że być może Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, przy czym „technologie medyczne” w tej nazwie obecnie są rozumiane jako leki. Instytucja musiałaby rozciągnąć swoje myślenie, że „technologia medyczna” to również technologia cyfrowa mająca zastosowanie w medycynie. Tu jest ogromna praca instytucjonalna do wykonania. Początek drogi to odpowiedź na pytanie, kto ocenia. Dalsza podróż to odpowiedź na pytanie, kto ocenia efektywność i mówi: "To się jednak nie sprawdziło".

No i cały przedmiot sporu, czyli jak będziemy to taryfikować, jak będziemy wypłacać świadczenia za zastosowanie SI? Czyli jeśli ona jest wytworzona z publicznego grantu, na publicznej uczelni, wykarmiona danymi polskich pacjentów, ale na końcu drogi ktoś wynosi tę własność intelektualną IP do startupu, finansuje to duży fundusz venture capital, potem fundusz sprzedaje ten startup, np. Googlowi, a ten przychodzi do nas za dekadę i mówi: "Fajnie, że pobawicie się, to był pilotaż, od teraz za każdy skan, np. diagnostyki raka płuca, musicie zapłacić". A że idzie to już w dużym wolumenie, chodzi o ogromne pieniądze. Czy to jest etyczne?

A skoro jesteśmy przy etyce, trzeba podjąć temat umiejętnego łączenia zbiorów do trenowania SI. W Europie już powstają spółdzielnie danych. Co nie zmienia faktu, że rządy bardzo sprytnie realizują swoje interesy. Np. w drażliwym punkcie: dostęp do danych medycznych.

Właśnie to badam w moim doktoracie. Dobrze, że są spółdzielnie danych, ale one działają na poziomie bardzo lokalnym i rosną bardzo powoli. Kolebką spółdzielczości jest Szwajcaria - tam to działa dobrze, w kraju Basków też. W Polsce? Sam jestem spółdzielcą cyfrowym, ale na razie nawet nie zbliżamy się do danych medycznych. To jest bardzo trudne. Zawsze trzeba zadać pytanie, jak to finansować. Bo przecież nie chodzi o to, żeby pozbierać dane i sprzedać je wielkim korporacjom i mieć z tego tylko kieszonkowe. 

Czy zatem nie powinno być globalnego porozumienia?

© European Union,2019

Kraje UE w różnym zakresie wdrażają regulacje wspierające środowisko wolne od dymu

O średnio 14 lat krócej żyje około połowa palaczy w porównaniu z niepalącymi. Nic dziwnego, że europejskie państwa stosują szereg działań, które mają na celu ograniczenie nikotynizmu w ich społeczeństwach. Wciąż jednak w Unii Europejskiej pali około 26 proc. dorosłych. Sprawdź, co robi Unia Europejska, by ten odsetek był mniejszy.

Moim zdaniem nie ma od tego ucieczki, bo ostatecznie cały układ systemu patentowego, własności intelektualnej, danych – wszystko to podlega układom międzynarodowym.

Wprowadziliśmy RODO i okazało się, że Facebook, Google, Amazon masowo je łamią. Maksymilian Szrems z Austrii pozywał te firmy - w kolejnych wyrokach wygrywał. Uznano, że przekazywanie danych do USA jest tak samo niebezpieczne jak do Chin czy Rosji. Co oznacza jedno: służby widzą wszystko, co tylko zechcą. Odpowiedź była taka, że potrzebne jest porozumienie między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi na temat, jak wysyłać dane, żeby służby ich nie widziały. Każdy wiedział, że to fikcja, bo służby zawsze będą chciały widzieć dane. Z tym że służby w Stanach są o wiele potężniejsze niż u nas. Mimo tej oczywistej wiedzy stworzono fikcję, jaką jest umowa zwana „tarczą prywatności”. Takich porozumień międzynarodowych na temat przepływu danych jest mnóstwo. Japonia zamiast stosować się do RODO też woli podpisać jakąś umowę z całą UE. 

Na najwyższym poziomie mamy Światową Organizację Handlu i porozumienie TRIPS, czyli porozumienie w sprawie Handlowych Aspektów Praw Własności Intelektualnej. 

A podważenie TRIPS wiele razy wychodziło z sektora medycznego. Weźmy koronawirus. Wynaleziono szczepionki w krajach bogatej Północy, małe startupy podpisały umowy z dużymi firmami, np. niemiecki BionTech z Pfizerem, który jest w stanie produkować szczepionki. Ale i tak nie tyle dawek, żeby cały świat zaszczepić w odpowiednim czasie - kraje biedne będą ostatnie w kolejce. W takiej sytuacji warto byłoby znieść ochronę patentową. Jeśli RPA czy Indie będą same produkować szczepionki, to naprawdę nie zaszkodzi bogatym północnym graczom. Świat jest wystarczająco duży dla różnych producentów. Okazało się jednak, że „nie można” podważyć TRIPS. W innych przypadkach tworzono pule patentowe, specjalne wyłączenia. Jak gdzieś pojawiła się epidemia, stwierdzano: damy wam na chwilę wyjść spod reżimu patentowego. 

Globalne porozumienie jest potrzebne, bo raz na zawsze załatwi problemy: kto ma prawo dysponować danymi? Co robimy, kiedy patenty realnie doprowadzają do zabijania ludzi i jakie są mechanizmy rozwiazywania tego? Monopolowi własności intelektualnej trzeba przeciwstawić większą wolność. Wiedza powinna być wolna, nikt nie traci na tym, że wiem coś więcej.

Rozmawiała Beata Igielska, zdrowie.pap.pl

Ekspert

Fot. Archiwum J. Zygmuntowskiego

Jan Zygmuntowski, naukowiec zajmujący się SI, - Jest pracownikiem naukowym Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Pisze doktorat na temat umiejętnego łączenia zbiorów do trenowania sztucznej inteligencji tak, by uniknąć nadużyć. Ekonomista związany z obszarami innowacji, cyfrowej gospodarki i zrównoważonego rozwoju. Współprzewodniczący zrzeszenia ekonomistów Polska Sieć Ekonomii. Doradza i wspiera w rozwoju projekty technologiczne z pozytywnym wpływem społecznym.

Autorka

Beata Igielska

Beata Igielska - Dziennikarka z wieloletnim doświadczeniem w mediach ogólnopolskich, gdzie zajmowała się tematyką społeczną. Pisała publicystykę, wywiady, reportaże - za jeden z nich została nagrodzona w 2007 r. W Serwisie Zdrowie publikuje od roku 2022. Laureatka nagród dziennikarskich w kategorii medycyna. Prywatnie wielbicielka dobrej literatury, muzyki, sztuki. Jej konikiem jest teatr – ukończyła oprócz polonistyki, także teatrologię.

ZOBACZ TEKSTY AUTORKI

ZOBACZ PODOBNE

  • Fot. PAP - kadr z filmu

    Sanofi: w ciągu ostatnich 50 lat szczepionki ocaliły ponad 150 milionów ludzi

    Materiał promocyjny

    „Kluczowe jest przyjęcie proaktywnego podejścia w ramach systemu opieki zdrowotnej, koncentrując się na zapobieganiu chorobom, a nie czekaniu na leczenie po ich wystąpieniu. ” - powiedziała Goze Umurhan, General Manager Vaccines, Central & South Europe MCO, Sanofi.

  • zdj.AdobeStock

    Świat wspiera Afrykę w walce z małpią ospą

    Epidemia mpox w Afryce to stan zagrożenia zdrowia publicznego o znaczeniu międzynarodowym (PHEIC) – ogłosiła Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). To najwyższy poziom alarmu zgodnie z Międzynarodowymi Przepisami Zdrowotnymi (IHR). Aby wesprzeć kraje afrykańskie w walce z epidemią, Komisja Europejska koordynuje zakup i darowiznę 215 tys. dawek szczepionki.

  • zdj. pexels

    Co może oznaczać ból żeber przy dotyku?

    Materiał promocyjny

    Żebra to istotna część układu szkieletowego człowieka. Ich głównym zadaniem jest ochrona narządów klatki piersiowej, takich jak serce i płuca. Odgrywają też rolę w procesie oddychania – stanowią miejsce przyczepu mięśni odpowiedzialnych za ruchy oddechowe, a także umożliwiają zmiany objętości klatki piersiowej.

  • zdj.P.Werewka

    Techniki wspomaganego rozrodu nie wywołują raka u dzieci

    Wokół technik wspomaganego rozrodu (assisted reproductive technology, ART) narosło wiele mitów. Z jednym z nich, dotyczącym zwiększonej zapadalności na nowotwory dzieci urodzonych z ich pomocą, rozprawili się francuscy badacze. 

NAJNOWSZE

  • PAP/P. Werewka

    Uzależnienia u dzieci i młodzieży – na co należy zwrócić uwagę?

    Za występowanie uzależnień wśród dzieci i młodzieży w dużej mierze odpowiadają czynniki środowiskowe, czyli to, co dzieje się w najbliższym otoczeniu tych dzieci. Nastolatki przyznają, że sięgają po substancje psychoaktywne albo z ciekawości albo dlatego, że nie radzą sobie ze stresem, z wyzwaniami, że czują się samotni, przeciążeni presją wywieraną przez osoby dorosłe. O tym jakie są objawy uzależnienia u dziecka czy nastolatka - wyjaśnia dr n. med. Aleksandra Lewandowska, ordynator oddziału psychiatrycznego dla dzieci w Specjalistycznym Psychiatrycznym Zespole Opieki Zdrowotnej w Łodzi, konsultant krajowa w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży.

  • Sprawdź, czy nie tracisz wzroku – prosty test

  • Kiedy zacząć myć zęby dziecku?

  • Niejadki. Kiedy trudności w jedzeniu mają podłoże sensoryczne

  • HIV: kiedyś drżeliśmy, dziś ignorujemy

  • Adobe Stock

    CRM – zespół sercowo-nerkowo-metaboliczny. Nowe spojrzenie na szereg schorzeń

    Na każdego pacjenta z problemami sercowo-naczyniowymi należy spojrzeć szeroko i badać go także pod kątem cukrzycy i choroby nerek – przestrzegają specjaliści. Jak tłumaczą, mechanizmy leżące u podstaw tych chorób są ze sobą powiązane i wzajemnie się napędzają. W efekcie jedna choroba przyczynia się do rozwoju kolejnej.

  • Kobiety żyją dłużej – zwłaszcza w Hiszpanii

  • Badania: pozytywne nastawienie do starości wiąże się z lepszym zdrowiem w późnym wieku