Zapisz się na nasze powiadomienia, a nie ominie Cię nic, co ważne i intrygujące w tematyce zdrowia.
Justyna Wojteczek
redaktor naczelna zdrowie.pap.pl
„Poproszę kilogram witaminy C w formie krystalicznej” – powiedział zdecydowanym głosem krewki mężczyzna w średnim wieku do sprzedawcy w pewnym warszawskim sklepie spożywczym. „Mamy witaminę C w formie proszku, ale tylko w opakowaniach po 100 gram” – odparł sprzedawca. „To dziękuję, w takim razie kupię ją sobie w internecie” – stwierdził klient i wyszedł. Ale to jeszcze nie koniec tej historii, z co najmniej kilkoma morałami.
Chorowanie nigdy nie jest przyjemne (chyba, że ktoś cierpi na zespół Muenchausena i czerpie z leczenia perwersyjną przyjemność). Pandemia diagnozowanie i leczenie jakiejkolwiek choroby dodatkowo komplikuje i proces ten może przypominać jedną z wyczynowych dyscyplin sportowych (na przykład bieg z przeszkodami, bywa, że ustawionymi bez planu). Nabiera więc jeszcze większego znaczenia wszystko, co pozwala nam obecnie uniknąć choroby.
Newsem nie jest to, kiedy pies ugryzie człowieka, a to, kiedy człowiek ugryzie psa – głosi stare dziennikarskie porzekadło dotyczące przede wszystkim pracy tabloidów. Sensacyjność wdziera się jednak we wszystkie media, zwłaszcza w tak zagmatwanych czasach, w jakich przyszło żyć nam teraz, gdy na świecie pojawił się nowy patogen. Łatwo teraz skutecznie nastraszyć odbiorców, przy czym nie zapominajmy o swoistej perfidii – straszenie to u podłoża ma jak najbardziej niezbite fakty.
Prawie każdy hipermarket ma obecnie wydzieloną specjalną alejkę lub przynajmniej półkę opatrzoną szyldem „zdrowa żywność”. Rodzi się jednak w związku z tym niewygodne pytanie: czy to oznacza, że pozostała oferowana w sklepie żywność nie jest zdrowa?
Nie oszukujmy się – pandemia COVID-19 wciąż daje nam w kość i trudno bagatelizować zagrożenie, tak medyczne, jak i społeczno-gospodarcze, jakie przyniósł nowy koronawirus SARS-CoV-2. Ale być może doszło przy okazji do pewnych pozytywnych zjawisk. Wydaje się, że znaczący cios naszym zachowaniem w czasie zamrożenia gospodarek zadaliśmy wirusowi grypy. Warto tę lekcję zapamiętać.
Mnożą się w popularnej prasie artykuły na temat tego, co jest groźniejsze: grypa czy COVID-19. Zestawia się w nich dane o tym, która choroba jest bardziej zakaźna i która jest bardziej śmiertelna, traktując zresztą stosowne dane z pewną nonszalancją, czyli nie wnikając w metodologiczną poprawność. Abstrahując nawet od żonglerki statystykami, czemu te porównania służą?
Według WHO w minioną niedzielę było najwięcej nowych zakażeń od początku pandemii. W Polsce też ich nie ubywa tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Tymczasem…
Czy tak łagodna i dobrotliwa czynność jak dokarmianie ptaków może mieć w ogóle coś wspólnego z gniewem czy nienawiścią? Może. Przekonała się o tym dobitnie córka mojej znajomej, która to oddawała się w pewnym wielkim mieście równie łagodnej i dobrotliwej czynności, jaką jest wyprowadzanie ukochanego psa na spacer.
Od stycznia odmieniany jest w naszych mediach przez wszystkie przypadki. Każdego ranka, każdego popołudnia i każdego wieczora. Cztery razy po dwa razy, osiem razy raz po raz. Już na samą myśl o przeglądzie prasy czy internetu robi się przez to niektórym słabo. Za to o innych chorobach prawie nic, cicho sza! Jakby nagle przestały istnieć. Pora to zmienić.
Ta strona korzysta z plików cookie. Sprawdź naszą politykę prywatności, żeby dowiedzieć się więcej.