Bądź zawsze na bieżąco
z Serwisem Zdrowie!

Zapisz się na nasze powiadomienia, a nie ominie Cię nic, co ważne i intrygujące w tematyce zdrowia.

Justyna Wojteczek
redaktor naczelna zdrowie.pap.pl

Do góry
20.09.2020, 14:44 Aktualizacja: 22.09.2020, 14:09 NASZ BLOG

Na temat zdrowej żywności refleksji kilka

Wiktor Szczepaniak

Prawie każdy hipermarket ma obecnie wydzieloną specjalną alejkę lub przynajmniej półkę opatrzoną szyldem „zdrowa żywność”. Rodzi się jednak w związku z tym niewygodne pytanie: czy to oznacza, że pozostała oferowana w sklepie żywność nie jest zdrowa?

Fot. PAP Fot. PAP

Z pewnością wielu dietetyków, lekarzy i biochemików uśmiecha się z lekka pod nosem mijając sklepy lub półki ze „zdrową żywnością”. Doskonale bowiem zdają oni sobie sprawę z tego, że oferowane tam np. ekologiczne ciasteczka nie są wcale zdrowszą alternatywą od „zwykłych ciasteczek” tylko dlatego, że zostały wyprodukowane z ekologicznej mąki i ekologicznego, brązowego cukru trzcinowego. Podobnie rzecz ma się z ekologicznymi paluszkami z dodatkiem np. różowej soli himalajskiej oraz wieloma innymi produktami oferowanymi na półkach ze „zdrową żywnością”. 

Z dietetycznego, jak też i biochemicznego punktu widzenia, cukier to po prostu cukier - czyli sacharoza, która składa się z glukozy i fruktozy (niezależnie od tego czy cukier jest biały, brązowy czy ekologiczny), a sól to sól (czyli przede wszystkim chlorek sodu). Ich wpływ na organizm jest więc generalnie zawsze taki sam, niezależnie od tego czy cukier został wyprodukowany z buraka czy też z trzciny, a sól czy ma barwę białą, szarą lub różową. Nic dziwnego zatem, że dietetycy i lekarze konsekwentnie ostrzegają, że - co do zasady – nadmiar cukru i soli w diecie, niezależnie od ich pochodzenia czy też wyglądu, zawsze jest dla zdrowia niekorzystny. 

Podobnie jest z tłuszczem. Medycy od lat apelują, aby wystrzegać się nadmiaru tłuszczów, przede wszystkim tych nasyconych i tzw. tłuszczów trans. Tymczasem w sklepach ze „zdrową żywnością” półki wręcz uginają się m.in. od oleju kokosowego, promowanego jako coś bardzo zdrowego (tzw. „superfood”). 

Co na to specjaliści od żywienia? 

„Olej kokosowy nie zawiera najważniejszych kwasów tłuszczowych: omega-3, których niedobór faktycznie jest zauważalny w diecie Polaków. Olej ten pozbawiony jest także witamin i składników mineralnych (zawiera jedynie niewielkie ilości witaminy K). To praktycznie czysty tłuszcz, a w ponad 83 proc. nasycony kwas tłuszczowy (podczas gdy masło ma go tylko 63 proc., łój 50 proc., a smalec zaledwie 39 proc.), który zwiększa ryzyko chorób układu krążenia i pewnych nowotworów” – pisze dr Hanna Stolińska, dietetyk kliniczny, w swojej najnowszej książce pt. „Zakłamane jedzenie”. 

Obok oleju kokosowego można też nierzadko znaleźć na „zdrowej półce” ekologiczne, wielowarzywne chipsy, które są jednak smażone na głębokim tłuszczu i oczywiście solone. Tymczasem specjaliści ds. żywienia od lat przekonują, że wbrew powszechnej opinii, to wcale nie tzw. numery „E” w żywności (pod którymi kryją się różnego rodzaju dodatki, np. przeciwutleniacze, stabilizatory czy barwniki) są najgroźniejsze dla naszego zdrowia, lecz właśnie nadmiar soli, tłuszczu i cukru!

Idźmy dalej. O tym, że warzywa i owoce są zdrowe, wiedzą już dzisiaj nawet dzieci w przedszkolu. A gdzie wyłożone są warzywa i owoce w naszych hipermarketach? Przede wszystkim w „zwykłych” alejkach, a nie tych ze „zdrową żywnością”! O ironio! 

Pomyślmy logicznie i zadajmy (sobie w duchu) lub nawet głośno (np. komuś z obsługi sklepu) takie oto pytanie: skoro jest w hipermarkecie specjalna alejka ze „zdrową żywnością”, to w takim razie co z pozostałymi kilkudziesięcioma, „zwykłymi” alejkami? Czy żywność tam oferowana nie jest zdrowa? A jeśli nie jest zdrowa, to jaka jest? 

I tu dochodzimy do sedna. Każdy świadomy konsument, czyli w slangu marketingowym tzw. smart shopper, powinien zdawać sobie sprawę z tego, że o tym, czy dany produkt jest zdrowy decyduje nie fakt, w którym miejscu czy też pod jakim szyldem jest on oferowany, lecz przede wszystkim to, jaka konkretnie jest jego wartość odżywcza oraz skład. A takie informacje, zgodnie z wymogami prawa, są podawane na etykietach większości produktów spożywczych znajdujących się w masowym obrocie. 

Dzięki temu każdy konsument ma szansę sprawdzenia, co dokładnie wkłada do swojego koszyka i podjęcia świadomej, optymalnej dla siebie decyzji zakupowej. Oczywiście pod warunkiem, że ma elementarną wiedzę na temat żywności i żywienia, a także czas i determinację, żeby się nad tą kwestią pochylić, co świadczy o tym, że jednym z priorytetów, jakimi się kieruje, jest zdrowe żywienie siebie oraz swoich bliskich. 

Jest jeszcze jedna istotna i delikatna zarazem kwestia: to, co zdrowe dla jednego człowieka, dla drugiego może być nawet śmiertelnym zagrożeniem! Nawet najbardziej świeży i ekologiczny orzeszek lub tylko jego cząstka w jakimś produkcie spożywczym może spowodować gwałtowną reakcję alergiczną (wstrząs anafilaktyczny), zagrażającą życiu, u niektórych, uczulonych osób. Czy w związku z tym orzeszki powinny leżeć na półce ze „zdrową żywnością”? To oczywiście pytanie retoryczne, ale tego typu niuansów i paradoksów jest naprawdę wiele. 

Kolejny frapujący przykład z półki ze „zdrową żywnością” to coraz bardziej popularne batoniki na bazie bakalii, w tym zwłaszcza suszonych owoców (np. daktyli) albo batoniki słodzone miodem. Są one często promowane jako produkty „bez dodatku cukru”, dietetyczne, bezglutenowe, wegańskie, „bez laktozy”, etc.? Czy jednak są naprawdę takie zdrowe, skoro oprócz cennych składników, m.in. błonnika oraz mikroelementów, zawierają też stosunkowo dużo kalorii, a także najczęściej charakteryzują się wysokim indeksem glikemicznym? Z pewnością dla osób z cukrzycą, stanem przedcukrzycowym czy otyłością nie jest to jednak najzdrowszy wybór! 

A suplementy diety? Lekarze od dawna ostrzegają wszystkich przed ich zażywaniem na własna rękę, ponieważ może to przynieść więcej szkody niż pożytku. Tymczasem, a jakże, suplementy różnego rodzaju również można znaleźć na półce ze „zdrową żywnością”…  

Zatem w poszukiwaniu „naprawdę zdrowej” (optymalnej dla siebie) żywności lepiej kierować się nie szyldami czy sloganami reklamowymi, a przede wszystkim (nomen omen) zdrowym rozsądkiem oraz rzetelną wiedzą. Na szczęście dostęp do takiej wiedzy jest dziś dużo łatwiejszy niż kiedyś, przede wszystkim za sprawą internetu. Godnym polecenia jej źródłem jest zwłaszcza portal internetowy Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej.

Oczywiście w razie poważniejszych wątpliwości dotyczących sposobu żywienia i właściwego doboru produktów, np. w związku ze specjalnymi potrzebami żywieniowymi czy jakąś chorobą, najlepiej skonsultować się z lekarzem lub dietetykiem klinicznym. 

Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl 

Źródła: 

„Zakłamane jedzenie”, książka napisana przez dr Hannę Stolińską, wyd. Otwarte, Kraków 2020

Strona internetowa dotycząca czytania etykiet produktów spożywczych, stworzona przez ekspertów Instytutu Żywności i Żywienia w ramach kampanii edukacyjnej „Mniej cukru, soli i tłuszczu? Kupuję to!”.

Fot. PAP
Wiktor Szczepaniak

Od ponad 15 lat pracuje w ogólnopolskich mediach, specjalizując się najpierw w dziennikarstwie ekonomicznym (Puls Biznesu), a obecnie naukowym i medycznym (Serwis Zdrowie PAP). Posiada też kilkuletnie doświadczenie w działalności public relations (Instytut Żywności i Żywienia, Narodowe Centrum Edukacji Żywieniowej). Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się różnymi aspektami i uwarunkowaniami zdrowia, w tym zwłaszcza profilaktyką zdrowotną, psychologią zdrowia i medycyną spersonalizowaną, a także wpływem mediów na zdrowie publiczne. Prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci. W wolnym czasie ciągnie go w góry i do lasu.

Id materiału: 1796

Najnowsze

 

Ta strona korzysta z plików cookie. Sprawdź naszą politykę prywatności, żeby dowiedzieć się więcej.