Komora hiperbaryczna – pacjenci jak nurkowie
Komora hiperbaryczna przypomina batyskaf. Surowe wnętrze, śluza, szczelne drzwi, okrągłe okna, na zewnątrz zegary i wajchy. To w niej pacjenci w czasie nawet kilkudziesięciu sesji korzystają z tlenoterapii. Na „sucho”, ale w maskach „nurkują” na głębokość 15 m. Jak wygląda leczenie, kto musi, a kto może z niego skorzystać – wyjaśniali specjaliści z oddziału Medycyny Hiperbarycznej z Wojskowego Instytutu Medycznego–PIB.
– Komora hiperbaryczna pracuje w trybie leczniczym 24/7 w systemie ratowniczym (zagrożenia życia lub zdrowia) lub planowym. Leczymy ofiary wypadków nurkowych – nurków, którzy nie zrobili prawidłowo dekompresji; pożarów; niesprawnych piecyków gazowych (zatrucie tlenkiem węgla); jak i pacjentów z przewlekłymi chorobami – wyjaśnił Łukasz Pietras, operator komory hiperbarycznej (HBOT) w WIM–PIB.
W przypadku ratowania nurków jednorazowa sesja może trwać nawet do ośmiu godzin. Tlenoterapia stosowana jest wtedy zgodnie z tabelą nurkową.
Z komory hiperbarycznej korzystają również kilkumiesięczne dzieci oraz ofiary nieszczelnych piecyków gazowych lub osoby z uszkodzeniem słuchu, które nastąpiło w czasie np. głośnego koncertu lub sylwestrowych fajerwerków. Leczenie urazu akustycznego, by być najskuteczniejsze, powinno rozpocząć się w ciągu 24 godzin od wypadku.
Co dzieje się w komorze hiperbarycznej i ciele człowieka?
W komorze hiperbarycznej ciśnienie podnoszone jest prawie dwukrotnie w stosunku do atmosferycznego, czyli do 1300–1500 hPa. Pacjenci znajdujący się w niej oddychają czystym, stuprocentowym tlenem, który dostarczany jest im przez maski.
– Każdy człowiek ma we krwi erytrocyty (krwinki czerwone – red.), które przenoszą określoną ilość tlenu. Można je porównać do wagoników, do których ładowany jest tlen. W podwyższonym ciśnieniu, czyli w warunkach, jakie stwarzamy w kapsule, tlen rozpuszcza się w osoczu krwi i jest go wtedy nawet siedem razy więcej. Tlen łatwiej w ten sposób dociera do tkanek, powoduje ich lepsze ukrwienie. Dlatego też terapia przy zatruciu tlenkiem węgla sprawdza się. Cząstka tlenku węgla blokuje bowiem erytrocyt i łączy się z nim na stałe. Normalnie rozpad tego związku „erytrocyt-tlenek węgla” trwa około trzech godzin. Dzięki tlenoterapii w komorze skracamy ten czas do pół godziny. Poza tym omijamy zablokowany wagonik i jedziemy z tlenem bezpośrednio do tkanek – wyjaśnił lek. Adam Pastusiak, kierownik Klinicznego Oddziału Medycyny Hiperbarycznej z Wojskowego Instytutu Medycznego – Państwowego Instytutu Badawczego.
W działającej w instytucie komorze hiperbarycznej równoczesnej terapii można poddać 16 osób. Pacjent może odbywać ją w specjalnym fotelu lub leżąc, jeśli jest nieprzytomny lub w stanie ciężkim. Sesja trwa od 90 do kilku godzin, jeśli leczony jest pacjent po wypadku nurkowym. Trzeba ją powtórzyć. W zależności od jednostki chorobowej takich sesji jest od 15 do 60.
– Z pacjentem pracujemy codziennie. Przychodzi do nas siedem razy w tygodniu bez względu na to, czy to dzień powszedni, czy wolny od pracy – zaznacza lek. Adam Pastusiak.
W jakich chorobach wskazana jest tlenoterapia?
Tlenoterapię stosuje się w przypadku trudno gojących się ran, m.in. po operacjach, w stopie cukrzycowej, owrzodzeniach, zakażeniach. Przeciwskazaniem jest astma z pęcherzami rozedmowymi (mogą pęknąć), nowotwór w fazie czynnej choroby lub zaawansowana niewydolność serca, bo oddychanie przy podwyższonym ciśnieniu powoduje duży wysiłek u pacjenta.
– Już pierwsze sesje mogą przynosić ulgę – podkreśla kierownik oddziału medycyny hiperbarycznej.
Natychmiastowy efekt osiąga się przy zatruciu tlenkiem węgla, bo pacjent najczęściej wjeżdża do komory nieprzytomny, wyjeżdża przytomny. W tym konkretnym przypadku wystarczy jedna sesja, ale czasem trzeba ją nawet kilka razy powtórzyć.
– To zależy od poziomu stężenia mleczanu i karboksyhemoglobiny. Kolejna sesja powtarzana jest po 12 lub 24 godzinach – tłumaczy lek. Adam Pastusiak.
Tlenoterapia jest zabiegiem nieinwazyjnym. Pacjenci w czasie podawania tlenu w kapsule mogą czytać lub oglądać filmy na ekranie zamontowanego w niej telewizora. Jeśli zatykają im się uszy, gdy rozpoczyna się „zanurzenie”, muszą wyrównać ciśnienie w organizmie do tego panującego w komorze hiperbarycznej. Jak to zrobić? Wystarczy wykonać tzw. przedmuch (próbę Valsalvy) – zatkać palcami nos i przy zamkniętych ustach mocno dmuchać powietrze, by odetkać uszy. W razie potrzeby można to ćwiczenie powtarzać. Lub otworzyć usta i przełykać ślinę.
– Jestem dopiero na początku terapii, ale już widzę efekty i wiążę z nią naprawdę spore nadzieje. Jak zmienił się stan mojego zdrowia, wykaże rezonans po zakończeniu 60 sesji, ale już teraz, po ośmiu, dolegliwości bólowe delikatnie się zmniejszyły – przyznaje pacjentka Dobrosława Stoma.
Leczy martwicę kości, która nastąpiła po urazie podczas jazdy konnej. Na tlenoterapię skierował ją ortopeda ze szpitalnego oddziału. Podkreśla, że zabiegów nie należy się obawiać. Pacjenci pozostają cały czas pod okiem wykwalifikowanego personelu.
Komora hiperbaryczna – na co uważać?
Największym zagrożeniem w komorze jest pożar. Dlatego do środka nie można wnosić żadnych przedmiotów metalowych ani urządzeń elektronicznych, bo dotknięcie metalowym elementem do powierzchni kapsuły, gdzie podawany jest stuprocentowy tlen, wywołać może iskrę. W takich warunkach dochodzi do błyskawicznego rozprzestrzenienia ognia. Kapsuła może spłonąć w dwie, trzy minuty.
Tlenoterapia nie jest zabiegiem powszechnie zlecanym
Mimo że tlenoterapia jest skuteczna przy wielu schorzeniach, nie jest powszechnie stosowana. Wystarczy jednak skierowanie od lekarza rodzinnego lub specjalisty (np. diabetologa, ortopedy). Zabiegi są refundowane. Czas oczekiwania wynosi do kilku dni. Od początku roku do lipca na oddziale medycyny hiperbarycznej w szpitalu WIM przyjęto już blisko 5,5 tys. pacjentów. To około 800 pacjentów miesięcznie.
– Spokojnie mogłoby być ich więcej, ale wielu pacjentów nie korzysta z tych zabiegów, bo nie ma wiedzy, podobnie jak wielu lekarzy, o takiej możliwości. Na sesję nie czeka się długo, kilka dni. Pacjenci wymagający pilnej terapii trafiają od razu do komory hiperbarycznej – przyznaje lek. Adam Pastusiak.
Klaudia Torchała, zdrowie.pap.pl