Po samobójczej śmierci dziecka: Mount Everest ludzkiego bólu
Samobójcza śmierć dziecka to ogromne poczucie winy. Ocalałych dręczą pytania: „Jakim ja byłem rodzicem?”, „Dlaczego nic nie zauważyłem/am?”. Dr Halszka Witkowska, suicydolog i koordynatorka platformy edukacyjno-pomocowej „Życie warte jest rozmowy” podkreśla, że szukanie winy w tej granicznej sytuacji jest odruchem i potrzebą. Podpowiada, jak pomóc ocalałym.
Autorka: Beata Igielska
Ekspert: Dr Halszka Witkowska, suicydolog,
Czy zaskoczyło cię coś po lekturze wywiadów w pierwszej części książki „Niewysłuchani”, które przeprowadziła Monika Tadra? Mnie, laika w dziedzinie samobójstw i owszem: powtarzalność - cierpienia, pytań z podstawowym „dlaczego”, motywów. Tu nie ma różnicy, czy samobójstwo popełnia człowiek dojrzały czy dziecko.
Mimo że tematem zajmuję się od lat, zdziwiły mnie dwie rozmowy dotyczące tego, gdy samobójstwo bliski popełnił w dzieciństwie. Kobieta straciła ojca, kiedy miała kilka lat. To się bardzo przełożyło na jej życie. U niej trauma pogłębiła się, bo nikt z nią o tym nie rozmawiał. Zadziwiający jest lęk przed mówieniem na temat samobójstwa. Ktoś, kto cierpi w wyniku straty samobójczej, nie ma z kim porozmawiać, nawet rodzina z nim nie chce rozmawiać. To mną mocno wstrząsnęło.
Refrenem książki jest: „Bali się do mnie podejść, bo nie wiedzieli, co mają mówić. A przecież powinni ze mną porozmawiać, żebym czuła, że to nie była taka błaha sprawa”. Można powiedzieć: „Jest mi przykro. Jeśli będziesz potrzebować, to odezwij się do mnie, porozmawiamy”. Tu rozmowa jest naprawdę ważna.
Ludzie często nie wiedzą, jak powiedzieć dziecku o śmierci samobójczej bliskiego. I dlatego nie mówią nic. Wówczas dziecko doskonale czuje, że coś jest w domu nie tak. Czuje niepokój, napięcie, ale jest zupełnie bezradne wobec tego. Najgorsze jest, gdy po latach dowiaduje się z plotki. Wtedy od razu buduje się napięcie, które tylko wzmacnia traumę, bo pokazuje, że to jest coś złego, czego się wstydzimy. Nawet jeśli dziecko nie wie, czym jest samobójstwo, rozumie, że nie wypada o tym mówić.
Co czują rodzice dzieci popełniających samobójstwo? Pytanie być może naiwne. Ale nawet gdy jesteśmy bardzo współodczuwający, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie ich bólu i pogubienia.
W mojej pracy mam dwa najtrudniejsze momenty: jeden to analiza listów pożegnalnych dzieci. A drugi ciężki moment to rozmowa z rodzicami po stracie. To Mount Everest bólu ludzkiego, to ból nie na ludzką miarę, rozrywa serce. Śmierć dziecka przed rodzicem już jest rozrywająca. Nawet nie mamy w języku polskim określenia na rodzica, który stracił dziecko. Jest wdowiec, wdowa, sierota. Jak nazwać rodzica, który stracił dziecko? Nawet język nie daje rady ogarnąć tego przeżycia, a co dopiero rodzic w sytuacji śmierci samobójczej dziecka. Pamiętam szczególnie rozmowę z kobietą, której syn odebrał sobie życie, jak ona była na wakacjach. Powiedziała, że nie może funkcjonować, oddychać, jeść, pić, że umarła razem z synem.
Samobójcza śmierć dziecka to ogromne poczucie winy: jakim ja byłem rodzicem, dlaczego nic nie zauważyłem/am? Nie dałam mu wystarczająco dużo miłości. Tysiące zarzutów, a za nimi pytanie „dlaczego”. Szukanie winy jest odruchem, potrzebą. Zawsze się wydaje, że coś takiego wydarza się w filmach, ale nie w mojej rodzinie. Więc jak dochodzi do samobójstwa, to wywraca się cały świat. Ludzie są w szoku, trwają w zaskoczeniu, w lęku. „Nic nie widziałem, nic nie zrobiłem, nie miałem pojęcia. Czy moje życie ma sens, skoro nie widziałem ogromnego cierpienia mojego dziecka?”
W przypadku dorosłych często plotka towarzyszy samemu aktowi samobójstwa: na pewno to ty byłaś winna. W tym kontekście poruszająca jest pierwsza rozmowa w książce. „Ludzie mieli bardzo dużo do powiedzenia na mój temat po jego śmierci”, doszło do odrzucenia żony przez rodzinę samobójcy. Czy te same mechanizmy dotyczą rodziców, gdy dziecko odbierze sobie życie?
Niestety, te same. Czytam na ten temat komentarze w internecie, bo to daje mi duży wgląd w problem. Udzieliłam wywiadu o wzroście samobójstw wśród seniorów. Serce mi pękło, gdy zobaczyłam, że 70 proc. komentarzy pod tym wywiadem brzmi: należy wprowadzić eutanazję. Mówię o tym w kontekście samobójczej śmierci dziecka, bo niestety, podejście oceniające, wiejskiego etyka, który odpowiedział sobie na wszystkie pytania świata, możemy znaleźć w takich komentarzach: patologiczny dom, gdzie byli rodzice, matka pewnie miała kochanka na boku i nie miała czasu dla dziecka. Łatwo sobie wyobrazić, co się dzieje, gdy w małej miejscowości dziecko odbierze sobie życie, gdzie wszyscy wszystkich znają. Na wsiach całymi latami się mówi: to ci, mieszkają nad rzeką, co syn im się zabił. Etykieta wydarzenia przykleja się do całej rodziny. W ślad za tym idzie: co się w tym domu musiało dziać, skoro dziecko odebrało sobie życie?
Tak działa mechanizm winienia ofiar.
Tak, z jednej strony to ten mechanizm. A z drugiej przecież panuje ta niesamowita cisza. Na kilka miesięcy milkną telefony. Pewien mężczyzna pytał znajomych, dlaczego nie dzwonili: „Bo nam się wydawało, że to tak ogromny ból, że musisz pocierpieć w samotności”. Ludzie boją się, że rodzic popłacze się w trakcie rozmowy. To nie tak, że nie chcą pomoc. Po prostu boją się, nie wiedzą jak, nie chcą powiększyć rany, nie wiedzą, czy wymienić imię dziecka czy nie, czy nawiązywać do tego tematu.
A co powinni zrobić?
Najważniejsze: zamiast sobie zadawać pytania, zadać je osobie cierpiącej, nie omijać jej, nie uciekać. Kontakt nawiązać z wyczuciem i szacunkiem. Ale pierwszym krokiem jest zapewnienie obecności. Np. można zaoferować pomoc przy organizacji pogrzebu. Czasem jest potrzebna podstawowa pomoc, jak ugotowanie obiadu, bo ci ludzie nie są w stanie jeść. Czyli pomagamy odgruzować się z tej zapaści. Ważne jest danie bezpiecznej przestrzeni, żeby w kółko o tym mówili, bo niektórzy potrzebują cały czas do tego wracać. Pamiętam matkę, która cały czas przywoływała w rozmowach obraz, gdzie doszło do samobójstwa i jak. To jej pozwalało funkcjonować, bo mówiąc, zobojętniała obraz. Potrzebna jest nasza cierpliwość do słuchania, siła, żeby wystawić się na trudne historie. Ktoś może nie dać rady i ma do tego prawo. Często słyszałam podziękowania za sam fakt, że jestem „uchem”, które się nie dziwi i ma chęć.
Ważna jest próba bycia w codzienności, próba wyciągnięcia człowieka z nory rozpaczy, spotykania się, wyjścia na herbatę, a czasem wysłania sms: hej, idę na zakupy, może przejdziesz się ze mną.
Bliscy dorośli osoby, która popełniła samobójstwo mają żal: „Dlaczego mi to zrobiła?”. Dorośli wtedy płaczą nie za tym, który odszedł, lecz płaczą nad sobą. Mówiłyśmy, że rodzice dziecka, które odebrało sobie życie, mają do siebie żal, a nie do niego.
Złość pojawia się przy próbach samobójczych dzieci. Lekarze z oddziałów toksykologii mówią, że zdarza się, że rodzic przychodzi na oddział i słyszą, jak mówi do dziecka: „Dlaczego mi to zrobiłeś, przecież masz wszystko, przecież ja cię tak kocham!”. W sytuacji próby samobójczej dziecka też jest szok, odrzucenia, zwątpienie. Rodzice często są w panice, dowiadują się, że kryzys jest aż tak poważny. Pojawia się zbyt wiele emocji: złość - dlaczego dziecko to zrobiło, skoro tak się staramy, tak kochamy, ma wszystko. Rodzą się pretensje do dziecka, wyparcie, próba znalezienia winnych: szkoła, kolega, koleżanka.
A czy rodzice po samobójczej śmierci dzieci mówią: „Tylko to mi po nim zostało”. Tak jak dziewczyna w pierwszej rozmowie opublikowanej w książce „ Niewysłuchani” mówi o psie: „tylko on mi został po Bartku. Kiedy odejdzie, to będzie domknięcie tego rozdziału mojego życia. Dlatego bardzo go pilnuję i na spacerze nigdy nie spuszczam ze smyczy”.
Ależ oczywiście. W książce jest też historia ojca, który opowiada o plecaku czy piórniku, który cały czas jest z nim, słucha listy utworów na Spotify, których słuchał syn. Bardzo często rodzice zostawiają całe pokoje dziecka nietknięte latami.
Widziałam takie sanktuarium. Nawet świeczka przed portretem dziecka ciągłe płonęła. To było nie do wytrzymania…
Kiedyś trafiłam na forum dla rodziców, którzy stracili dzieci w różnych okolicznościach. Było tam spisane, o co proszą ci rodzice. Mianowicie proszą, by wymawiać imię ich dziecka. Bo często ludzie z otoczenia boją się to robić, nie chcą dotykać rany. Rodzice zaś chcą słyszeć imię dziecka, ono żyło, my je kochaliśmy, nie chcemy go wymazać gumką. W naszej kulturze nie ma miejsca na rozmowy o zmarłych… Kiedyś rozmawiałam z kobietą, której brat odebrał sobie życie. Powiedziała: „Ja tak bardzo go kocham i nie chcę słyszeć od ludzi, że muszę zapomnieć, że to doświadczenie mnie czegoś nauczy. Nadal chcę go kochać. To że on odebrał sobie życie, nie znaczy, że mam go teraz nie kochać…”. Naprawdę, ważne jest znalezienie przestrzeni na rozmowę o zmarłym.
A czy rodziców nawiedzają sny z ich dziećmi, które odebrały sobie życie? Chłopak psychoterapeuta w wywiadzie w książce „Niewysłuchani” miał przed samobójczą śmiercią taty sen, że jest przysypany workami ze śmieciami i gruzem.
Sny są urywkami rzeczywistości, które nas przejmują, mają powiązanie z naszymi lękami, intuicjami. Wciąż do końca ich nie rozumiemy. Czasem to są nawracające koszmary, np. miejsce, gdzie zostały odnalezione zwłoki dziecka. To zresztą kolejny kontekst, czy żałoba jest trudniejsza do przejścia czy łatwiejsza, jest zależne od pewnych czynników, o czym pisze J. William Worden w książce „Poradnictwo i terapia w żałobie”. Ważna jest jakość relacji, czy były kłótnie. W przypadku samobójstwa wzmocnieniem traumy jest odnajdywanie zwłok. Moment, gdy rodzic sam znajduje zwłoki dziecka, które odebrało sobie życie, albo się śni albo nie pozwala zasnąć. Te obrazy tkwią do końca życia. Również momenty ratowania życia po próbie samobójczej, potrafią powracać we śnie.
Czy rodzice chodzą na cmentarz, mówią do dziecka, rozmawiają ze zmarłym dzieckiem w domu? Niektórzy piszą listy do zmarłych.
Tak, znam nawet dwa przypadki, gdy rodzice napisali książkę. Tata chciał zrobić stronę internetową ku pamięci dziecka. Część rodziców radzi sobie w ten sposób, że angażuje się w działania pomocowe. Jedna z matek po śmierci syna otworzyła „Dom dusz”, gdzie przyjmuje matki po stracie dziecka i spędza z nimi czas. Kilka dni, tydzień. Robi śniadania, chodzi na spacery. Stara się dać tym matkom to, czego sama nie dostała i pamięta, jak bardzo było jej ciężko.
Poradzenie sobie ze śmiercią samobójczą dziecka to wspięcie się na Mount Everest, jak mówiłyśmy. W czasie wspinaczki rozpadają się małżeństwa. Mają do siebie pretensje o inny sposób przeżywania żałoby. Ona: „Dlaczego nie płaczesz, opowiadasz ciągle o tym, jakbyś robił z tego jakąś sensację”. On: „Nie chcesz z nikim rozmawiać, chodzisz i ciągle płaczesz po kątach, nie ma z tobą kontaktu”. Umiejętność, żeby chwycić się za rękę w tym bólu jest bardzo ważna, bo ten drugi człowiek w żałobie wbrew pozorom może nas najlepiej zrozumieć, bo to było też jego/ jej dziecko. Jeśli związek przejdzie ten Mount Everet bólu, to już przejdzie każdy kryzys.
Niektórzy rodzice zaczynają pomagać po śmierci dziecka w hospicjach, inni są wolontariuszami w fundacjach. Często próbują to doświadczenie przekuć w coś, co pomoże innym.
Serwis ZWJR ma bezpłatne konsultacje dla rodziców dzieci po próbie samobójczej i dla osób w żałobie. Zapotrzebowanie na te konsultacje jest ogromne. Część pieniędzy ze sprzedaży książki też idzie na wsparcie tych konsultacji.
Całodobowe bezpłatne numery pomocowe
Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym
800 702 222
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
116 111
Telefon wsparcia emocjonalnego dla dorosłych
116 123
Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka
800 121 212
Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 120 002
Bezpłatny całodobowy numer Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Krakowie
12 421 92 82
Serwis pomocowo-edukacyjny
www.zwjr.pl