Trendy na TikToku: szkodliwe, a nawet niebezpieczne
Obserwujemy dziś 10 tys. dzieci w wieku od 10 do 18 lat, które publikują niepokojące i niebezpieczne treści w aplikacji TikTok. Ich wspólne motto to „nie radzę sobie z życiem". Dzielą się smutkiem, żalem, treściami autoagresywnymi czy suicydalnymi. Gdy sytuacja jest krytyczna (np. dziecko siedzi na moście lub na torach), zawiadamiamy odpowiednie organy – mówi Kinga Szostko, twórczyni portalu bezpiecznedziecko.org, w którym edukuje rodziców przed zagrożeniami czyhającymi na najmłodszych w sieci.

Na czym konkretnie polega praca portalu bezpiecznedziecko.org?
Specjalizujemy się w znajdowaniu, analizowaniu i badaniu niebezpiecznych treści wrzucanych do internetu. Sprawdzamy, jak dzieci komunikują się między sobą. W dzisiejszych czasach młodzież informuje świat o swoich kłopotach, przemyśleniach, o stanie w jakim się znajduje, w tym o swoim kryzysie psychicznym, za pośrednictwem social mediów. Tu pokazuje, jak się samookalecza, tu planuje inne autoagresywne zachowania, pokazuje, w jaki sposób popełnić samobójstwo, nierzadko namawiając przy tym innych do podobnych kroków. My to wyłapujemy, pokazujemy, nagłaśniamy, próbujemy tłumaczyć zawiłe komunikaty młodych ludzi dorosłym. Docieramy tam, gdzie „zwykły” rodzic nie jest w stanie dotrzeć, tłumaczymy to na język dorosłych i staramy się być pomostem pomiędzy nastolatkami głęboko w sieci a rodzicami, którzy kompletnie nie mają pojęcia, co się tam dzieje.
Kilka tygodni temu opublikowałaś w swoich social mediach informację, żeby zwracać uwagę na kolorowe wstążki, bransoletki, opaski, sznurki na rękach u dzieci. O co chodzi?
To nie jest nowość, ale wielu rodziców nie ma o tym pojęcia. Dzieci doświadczające różnego rodzaju kryzysów oznaczają się wstążkami - odpowiedni kolor wstążki na nadgarstku, plecaku, w rzeczach osobistych oznacza konkretną przypadłość. W ten sposób jasno komunikują, z czym sobie nie radzą, z czym mają problem. I tak:
Czerwony to anoreksja;
Niebieski – depresja;
Zielony – głodówki;
Żółty – skłonności samobójcze;
Turkusowy – nadwaga/otyłość;
Fioletowy – bulimia;
Czarny/pomarańczony – autoagresja/cięcie się;
Różowy - EDNOS (zaburzenie odżywiania);
Złoty – schizofrenia;
Morski - fobia społeczna/zaburzenia lękowe;
Srebrny - bipolar (zaburzenie afektywne dwubiegunowe)/zaburzenia nastroju.
Oczywiście można je nosić bez żadnego ukrytego kontekstu, ale mogą też być informacją wysyłaną światu.
Gdzie publikujesz tego typu informacje?
Moim ulubionym kanałem, ze względu na konstrukcję, czyli możliwość zamieszczania tzw. stories, jest Instagram. Ale działam też na LinkedInie. Mamy też portal www.bezpiecznedziecko.org. Jesteśmy też w trakcie tworzenia aplikacji alertowej Kids Alert dla rodziców. Będzie miała swoją premierę 26 maja, w Dzień Matki, i zachęcam każdego rodzica i wszystkich, którzy zajmują się pracą z dziećmi, by bezpłatnie pobrali sobie naszą aplikację i byli na bieżąco z tym, co się dzieje w sieci.
Jak to będzie działało?
Aplikacja Kids Alert będzie polegała na informowaniu o niebezpiecznych trendach i zachowaniach jakie można spotkać w internecie. Mamy na swoim koncie kilkadziesiąt publikacji w tym temacie, między innymi jedną z głośniejszych, czyli zeszłoroczne ostre narzędzia w cukierkach halloweenowych. I o takich właśnie niebezpiecznych trendach, modach, pomysłach chcemy informować rodziców. Za pomocą aplikacji będziemy podpowiadać, na co mają zwrócić uwagę.
A co teraz jest „na tapecie”?
Spożywanie różnego rodzaju detergentów, sposobów mieszania ogólnodostępnych leków z napojami, tak by dawały określony efekt. Oblewanie perfumami, bynajmniej nie po to, by ktoś ładnie pachniał, ale nie rozwinę tego wątku. W okolicy nowego roku mieliśmy kilkaset planów samobójstw wśród młodych ludzi, np. pojawiały się filmy z datą, która ma być „symbolicznym odliczaniem do próby samobójczej". Jeden z takich filmów miał ponad 100 tysięcy wyświetleń, zalajkowało go 11 tys. osób. Miał 800 komentarzy: część z nich była wspierająca, ale część popierająca podjęcie próby samobójczej.
Od kilku dni mamy nowy trend wirtualnego pobicia, polegający na dodawaniu do zdjęcia wybranej osoby ludzika, który okłada go pięściami. Przemoc rówieśnicza, z którą i tak mamy w naszym kraju olbrzymi problem, weszła na nowy poziom, ponieważ każdy użytkownik TikToka, który ma kłopot z rówieśnikiem lub chce komuś dopiec, jest w stanie bez wiedzy tej osoby spreparować taką scenkę. Nawet jeśli ofiara nie korzysta z TikToka i jest tam nieobecna. I „hit” ostatnich dni: gra w hipnotyzowanie, która polega na wprowadzeniu koleżanki czy kolegi w trans i wycieczce po pokojach wyobraźni tudzież podświadomości. Dzieciaki hipnotyzują się na szkolnych korytarzach czy w toaletach szkolnych. Już dziś udokumentowane są przypadki śpiączki czy wystąpienia u dzieci silnych napadów paniki, skutkujących pilną interwencją w szpitalu psychiatrycznym.
Rodzice najczęściej zamartwiają się szkodliwością niebieskiego światła, emitowanego przez ekrany, albo tym, że dziecko spędza godziny na oglądaniu nic nie znaczących bzdur. Tymczasem sprawa jest o wiele poważniejsza…
Niestety, nie ma możliwości, aby dziecko w trybie skrolowania nie otrzymało szkodliwych treści. Być może nie zwróciło na to uwagi, ale nie łudziłabym się za bardzo.
Jak działa umysł nastolatka, że godzi się brać udział w niebezpiecznych dla ich zdrowia, a nawet życia challenge’ach?
To bardzo proste, choć wielu rodziców nie zdaje sobie z tego sprawy: jeśli do ósmego roku życia rodzice nie znaleźli dziecku przynależności społecznej, to ono znajdzie ją sobie samo. I jeśli mamy do czynienia z dziećmi, które na jakimś etapie rozwojowym zostały przez rodziców „porzucone”, pozostawione same sobie i to zbiegło się z podarowaniem mu telefonu z dostępem do internetu, to te dzieci wychowują się w sieci. To tzw. wirtualne sieroty.
Czy zgłaszają się do was rodzice z prośbą o interwencję?
Tak, zdarza nam się, że monitorujemy konkretne dzieci, odpowiadając rodzicom na pytanie, co ich dziecko robi w sieci, ale powoli od tego odchodzimy. Nauczyłam swoją społeczność wysyłania do mnie informacji o szkodliwych treściach i zajmujemy się przede wszystkim ich badaniem. Obserwujemy dziś 10 tys. polskich dzieci, które ujawniają niebezpieczne zachowania, najczęściej samookaleczanie. Gdy sytuacja jest krytyczna (np. dziecko siedzi na moście lub na torach), zawiadamiamy odpowiednie organy.
Nie pozostaje nam nic innego, jak sięgnąć po najprostszą metodę, czyli jak najwięcej rozmawiać ze swoim dzieckiem, mieć z nim dobry kontakt, tłumaczyć mu konsekwencje różnych zachowań…
Tak, ale ja jestem też bardzo radykalna i uważam, że dziecko do 16 roku życia nie powinno mieć dostępu do social mediów i nie powinno być w posiadaniu smartfonu, bo to jest mu do niczego niepotrzebne. Wystarczy zwykły telefon, z którego można po prostu zadzwonić. Jest mały odsetek młodych ludzi, którzy zaczynają być w odwrocie od technologii, bo widzą, jak wiele poświęceń wymaga nadążanie za rówieśnikami, który są w sieci po 10–12 godzin dziennie, kładą się z telefonem, budzą się z nim, przenosząc swoje życie do świata wirtualnego. Ta grupa korzysta z telefonu bez dostępu do social mediów, nie potrzebuje tego.
Jest światełko w tunelu…
Nadzieje trzeba pokładać przede wszystkim w rodzicu, który będzie uważny, otwarty i zorientowany. Bo jak skomentować obdarowywanie dzieci smartfonami w coraz młodszym wieku? Gdy na TikToku widzę siedmiolatki, które organizują „live’y”, to nasuwa mi się jedno pytanie: gdzie są rodzice tego dziecka?
Ostatnio sama odezwałam się do mamy, której 10 letnia córka nagrywała live’y, podczas których rozbierała się przed kamerką, malowała, wysyłała buziaczki oraz przyjmowała różne pozycje. W rozmowie mama przyznała, że pozwoliła jej na założenie TikToka i Instagrama. Na robienie live'ów też. Co prawda miała zastrzeżenia co do zachowania córki, „ale to przecież tylko dziecko". Nie sądziła, że będą do niej pisać i zaczepiać ją w sieci. Dopiero po rozmowie ze mną dotarło do niej na co pozwoliła i co zrobiła własnemu dziecku wręczając jej smartfona i pozwalając, by sięgali po nią zaburzeni mężczyźni.
Nie wiem co gorsze, brak świadomości rodzica czy jego ignorancja?
Dla mnie te dzieci to wirtualne sieroty porzucone przez własnych rodziców na rzecz spędzania czasu w pracy, ze znajomymi, ze swoim telefonem. W dzisiejszych czasach bardzo wiele dzieci wychowują ekrany i to nie tylko telefonów, ale też tabletów i telewizorów. Konsekwencje widać potem w szpitalach psychiatrycznych, ryzykownych zachowaniach, agresji rówieśniczej, bo dzieci po prostu sobie z tym nie radzą. A czasem trzeba wybierać: czy spędzić w pracy kolejne godziny, by zapewnić dziecku dodatkowe zajęcia, czy samemu spędzić z nim czas, ale taki autentyczny. W swojej pracy obserwuję wiele ludzkich dramatów, gdy analizujemy korespondencję dziecka z Messengera czy WhatsAppa, bo rodzice chcą zrozumieć, jak to się stało, że ich ukochany jedynak targnął się na życie. I tam widać jak na dłoni, że dochodziło do przemocy rówieśniczej i widać też, że to dziecko nie miało się do kogo z tym zwrócić. Świadomość rodzica to najsilniejsza broń przeciwko złu, które dzieje się w sieci, bo tylko świadomy rodzic może zareagować. Jeśli o czymś nie wiemy albo udajemy, że tego nie ma, jeśli nie mamy wiedzy, to nic z tym nie zrobimy. A nie ma nic gorszego jak dowiedzieć się po wszystkim. Życia nie cofniemy, dlatego musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby je ochronić.
To trudne, przygnębiające tematy, dlaczego się nimi zajmujesz?
Sama przez 10 lat byłam w domu dziecka, więc patologia towarzyszy mi od dziecka, zawsze była gdzieś obok mnie. Podejrzewam, że gdyby w latach osiemdziesiątych były telefony komórkowe, to ja również byłabym taką wirtualną sierotą, ze wszystkimi tego złymi konsekwencjami. Gdy tylko się usamodzielniłam, założyłam fundację, żeby pomagać takim dzieciom jak ja. Zajmuję się tym, w czym sama brałam udział, tylko teraz jestem z drugiej strony – było więc urządzanie placówek, organizowanie zbiórek, a potem, gdy weszłam w wirtualny świat, zakochałam się w białym wywiadzie i zaczęłam to łączyć – obserwowane patologiczne zachowania i wszystkie te królicze nory, do których rzadko kto dociera.