Roślinożercy kontra wszystkożercy. Zdrowotne konsekwencje diet roślinnych u dzieci
Jak wpływa dieta wegańska czy wegetariańska na rozwój dziecka? Czy małym roślinożercom trzeba obowiązkowo suplementować B12? Czy ryzyko wystąpienia niedoborów żywieniowych jest wysokie i jak do nich nie dopuścić? Co na ten temat twierdzi nauka? - wyjaśnia w rozmowie z Serwisem Zdrowie dr n. o żywieniu, epidemiologii i zdrowiu dzieci, dietetyk Małgorzata Desmond.
Autorka: Klaudia Torchała
Ekspert: dr n. o żywieniu Małgorzata Desmond
Poświęciła pani swój doktorat pewnym badaniom, które polegały na porównaniu wyników zdrowotnych dzieci w wieku 5 do 10 lat na diecie tradycyjnej z tymi, które przez średnio 4-6 lat były na dietach albo wegeteriańskiej, albo wegańskiej. To chyba pierwsze takie badania od wielu, wielu lat?
Mój doktorat był szerszym projektem naukowym prowadzonym przez Institute of Child Health, University College London we współpracy z Instytutem – „Pomnik Centrum Zdrowia Dziecka”. Metodologicznie zaczęliśmy prace od 2011 roku. Od 2014 r. trzy lata zbieraliśmy dane, a potem przez cztery lata opracowaliśmy wyniki. Warto wspomnieć, że te badania i rekrutacja trwały długo, bo nie jest łatwo znaleźć dzieci wegetariańskie, a szczególnie wegańskie. Przypomnijmy, że wegetarianie nie jedzą mięsa ani ryb, a weganie eliminują w diecie wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego, w tym oprócz mięsa i ryb, także nabiał i jajka. Teraz może ten odsetek w Polsce trochę wzrósł, ale nadal szacuje się, że w przypadku wegan jest to poniżej 5 proc. Rzeczywiście to były pierwsze takie badania od 1989 roku, które tak szczegółowo wzięły pod lupę małych wegan. Wcześniej mieliśmy tylko trzy badania – dwa z Wielkiej Brytanii, jedno z USA i to ostatnie z pewnego rodzaju komuny ludzi żyjących zgodnie z naturą na farmie w Tennessee z początku lat 80-tych XX w. Więc do czasu naszej publikacji z 2021 r, w tym aspekcie była duża luka w wiedzy. A już na pewno nie było żadnych badań, jeśli chodzi o dzieci wegańskie w kontekście biomarkerów, czyli m.in. badań krwi. W naszym badaniu bardzo skrupulatnie dobieraliśmy grupę kontrolną, bo chcieliśmy porównywać pomarańcze do pomarańczy, a nie gruszki do pomarańczy. Do dzieci wegańskich i wegetariańskich dopasowaliśmy dzieci na tradycyjnej diecie pod kątem nie tylko wieku i płci, ale też i czynników socjoekonomicznych. W kwestionariuszach braliśmy pod uwagę wiele tzw. czynników wikłających, czyli takich, które również mogły wpłynąć na efekty zdrowotne, poza dietą. Były to m.in. palenie tytoniu przez rodziców, miejsce zamieszkania (miasto, miasteczko, wieś), wykształcenie matki, ojca. Chodziło nam o to, by te inne czynniki zostały w analizach statystycznych uwzględnione, aby wyniki odzwierciedlały efekt przede wszystkim diety, a nie czego innego.
Co w takim razie z tych badań wyszło?
Bardzo wiele rzeczy. Dla dzieci wegańskich - korzystnych i niekorzystnych. Okazało się, że dzieci wegańskie były średnio o 3 cm niższe niż dzieci na dietach tradycyjnych. Proszę pamiętać jednak, że była to średnia, którą uzyskaliśmy w grupie badanej, co nie oznacza, że każdy weganin był niższy! Mówię o tym, ponieważ często słyszę od rodziców dzieci wege, że ich syn czy córka są wysocy. W nauce nie patrzy się na pojedyncze przypadki, ale na większe liczby i na trendy. Ten trend występował również u dzieci na diecie wegetariańskiej, ale nie był on istotny statystycznie, czyli większe różnice występowały u wegan. Wegańskie dzieci miały także niższą gęstość mineralną kości. Już po korekcie o rozmiar kości. Tutaj ważna uwaga. Nie tylko braliśmy pod uwagę, ile minerałów jest w kościach wegetarian i wegan, ale też ich rozmiar. Okazało się, że kości tych dzieci były mniejsze, ale u wegan zwierały też między 4-6 proc. mniej minerałów w zależności od części ciała. U dzieci wegetariańskich był podobny trend, ale po korekcie o rozmiar kości stawał się statystycznie nieistotny.
Czy to oznacza, że takie kości są bardziej podatne na urazy i choroby?
Trudno to stwierdzić u dzieci w wieku 5-10 lat. To jest pierwsze badanie gęstości mineralnej kości u dzieci wegańskich i nikt nie badał tych dzieci długoterminowo. Ale jeżeli ten trend utrzyma się u tych dzieci do wieku dorosłego, to może stanowić czynnik ryzyka złamań w późniejszym wieku.. Na pewno to jest swojego rodzaju czerwona flaga i wynik, który uznajemy za niekorzystny dla tej diety.
Skąd ta niższa mineralizacja kości?
Zastanawialiśmy się nad tym w naszych badaniach. Czy na przykład jest ona spowodowana niższym spożyciem wapnia, ale nie u wszystkich wegan to występowało. Czy też wynika z jakości dostarczanego białka. A może inne czynniki miały tutaj wpływ. To jest pytanie otwarte, i aby na nie odpowiedzieć, trzeba innego rodzaju badania niż to, które my przeprowadziliśmy. Natomiast to, co jest naukowo udowodnione, to to, że dorośli weganie, szczególnie ci, którzy wapnia nie suplementują mają niższą gęstość mineralną kości. U nich ryzyko złamań jest wyższe. Więc nasze badanie, pod kątem gęstości mineralnej kości, potwierdziło u dzieci to, co inni wykazali u dorosłych wegan.
A jakieś pozytywne wyniki dotyczące wegan?
Dzieci wegańskie miały niższą zawartość tkanki tłuszczowej we wszystkich rejonach ciała. Co ciekawe, u wegetarian wcale tej różnicy nie było, oprócz pośladków i ud, gdzie tłuszcz jest zdrowy i korzystny metabolicznie. Jednocześnie dzieci wegańskie nie miały wcale mniejszej masy mięśniowej. Była ona porównywalna we wszystkich trzech grupach uczestników. Poza tym dzieci na diecie wegańskiej miały też znacznie niższe stężenia cholesterolu, trójglicerydów i markerów przewlekłego stanu zapalnego w organizmie. Ta różnica była spora. W przypadku cholesterolu LDL (tzw. złego cholesterolu) różnica ta wynosiła średnio 24 mg/dl.
A u których dzieci było najwyższe ryzyko niedoboru żywieniowych?
Najwyższe w naszych, ale też i w wielu innych badaniach było ono u wegan. Dzieci wegańskie miały największe ryzyko niedoboru witaminy B12, witaminy D3 i żelaza. W czeskich badaniach z zeszłego roku wykazano, że również i jodu. U wegetarian wszystkie te niedobory były także widoczne na różnych etapach analizy, ale były mniej nasilone i różnica w ostatecznych modelach okazywała się najczęściej nieistotna. Był jeden wyjątek – wegetarianie niesuplementujący witaminy B12 mieli również wyraźne niedobory tego składnika, potwierdzone w badaniach krwi. Natomiast u dzieci, które suplementowały witaminę B12, czy to u wegan, czy u wegetarian, ryzyko znikało całkowicie. Inaczej mówiąc suplementacja witaminy B12 w diecie każdego dziecka, które nie je mięsa jest absolutnie obowiązkowa. Nie ma tej witaminy w produktach roślinnych w formie przyswajalnej przez nasz organizm w ogóle, a w nabiale i jajkach występuje w małych ilościach. Ewentualnie można ją czerpać z produktów fortyfikowanych (wzbogaconych), czyli z mlek roślinnych, zamienników mięsa, ale tutaj jest pewne „ale”. Trzeba sprawdzać składy tych produktów pod kątem takiej fortyfikacji i być bardzo świadomym tego, ile się jej z tych produktów dostarcza. Poza tym temat gotowych wegańskich zamienników produktów zwierzęcych, które w ostatniej dekadzie wręcz zalały nasze półki sklepowe, jest tematem samym w sobie. Są to produkty zazwyczaj wysoko przetworzone, z dodatkiem syntetycznych składników i w większości nie przypominające pod kątem wartości odżywczej swoich zwierzęcych pierwowzorów. Chociaż mogą swoim wyglądem i smakiem udawać mięso czy nabiał, często mają znacznie niższą zawartość białka, wapnia, i innych mikroelementów, niż produkty oryginalne. Przez to mogą zwiększać ryzyko nieodpowiedniego zbilansowania diety roślinnej, jeżeli nie weźmiemy tego pod uwagę. Natomiast nawet stosując niskoprzetworzone produkty roślinne w sposób niezbilansowany (np. jedząc za mało roślin strączkowych, najlepszego źródła białka w diecie roślinnej, nie suplementując witaminy B12), takie niedobory wystąpią. Dlatego tak istotne jest zaczerpnąć porady dietetyka klinicznego specjalizującego się w dietach roślinnych, szczególnie jeżeli mamy do czynienia z dietą dziecka. Warto też pamiętać, że te niedobory nie pojawiają się z dnia na dzień. To jest proces i w przypadku witaminy B12 często nie widać tego niedoboru, aż do bardzo późnego stadium.
Czym grozi niedobór witaminy B12?
Niedobory witaminy B12 na wczesnym etapie są często niewyczuwalne. W późniejszych etapach objawiają się jako przewlekłe zmęczenie, mrowienia w kończynach, bolący i zaczerwieniony język, słabość mięśni, problemy psychiczne i natury neurologicznej, w tym depresja i dezorientacja. U małych dzieci, szczególnie niemowląt matek weganek karmiących piersią niesuplementujących witaminy B12, ten niedobór objawia się jako zaburzenia rozwoju, niedokrwistość megaloblastyczna i opóźnionym rozwojem psychomotorycznym. Suplementacja zapobiega tym niedoborom. Powinna być dobrana przez specjalistę (dietetyka lub lekarza), w zależności od wieku.
Mięso zatem nie jest niezbędne w wieku rozwojowym? Wystarczy odpowiednia suplementacja pod okiem specjalisty?
Mięso nie jest niezbędne, ale zmniejsza ryzyko niedoborów pewnych składników odżywczych. Zawiera ono sporo składników istotnych dla rozwoju dziecka, które są łatwiej dostępne niż te z produktów roślinnych. To choćby żelazo, cynk, oczywiście witamina B12, białko. Wszystkie te składniki oprócz witaminy B12, można też pozyskać z produktów roślinnych. Ale mają często niższą biodostępność. Dlatego podstawą w żywieniu dzieci produktami roślinnymi jest odpowiednia wiedza i konsultowanie zdrowia i diety dziecka z dietetykiem i lekarzem.
Czy można powiedzieć, że białko z roślin jest zdrowsze?
Zdrowsze to pojęcie bardzo względne. Zdrowsze dla kogo? Dziecka czy dorosłego? Zdrowego czy ze schorzeniem? Musimy unikać takich czarno-białych stwierdzeń, bo nie ma na to miejsca w naukach o żywieniu. Jeśli chodzi o udział w kościotworzeniu i procesach wzrastania, to wszystko na to wskazuje, że białka roślinne dają słabsze ku temu sygnały niż białka zwierzęce. To może mieć wady, ale też pewne zalety. Dyskusja o tym raczej wychodzi poza tematykę naszej rozmowy. A jeśli patrzymy na wpływ białka roślinnego na lipidogram, szczególnie u osób, które mają hipercholesterolemię lub osób z nadciśnieniem, to jest ono zdrowsze, ponieważ może pomóc w obniżeniu stężeń cholesterolu czy ciśnienia tętniczego.
Nasze badanie nie dało czarno-białej odpowiedzi, że dzieci wegańskie są mniej zdrowe lub nie będą się rozwijać z powodu niedoborów. Wykazaliśmy pewne ryzyka tych diet, ale też i pewne zalety. Nie możemy jednak stwierdzić, że diety te są zupełnie niezdrowe, ani że są zdrowsze niż diety tradycyjnie. Dzieci na zbilansowanych dietach wegańskich rozwijały się zazwyczaj prawidłowo, ale nieco inaczej niż dzieci na dietach tradycyjnych. Jeżeli te diety były niezbilansowane, ryzyka były prawie zawsze widoczne. Istotne jest, aby rodzice, którzy decydują się wychowywać dzieci w ten sposób byli świadomi tych ryzyk i tych różnic, i wiedzieli, jak karmić dzieci bezpiecznie.
Jeśli nasze dziecko nie je mięsa, to jak często robić mu badania i jakie konkretnie, by mieć pewność, że nie występuje u niego jakiś niedobór minerałów czy witamin?
Kontrola u pediatry i dietetyka powinna odbywać się przynajmniej raz na trzy lata. Zaczyna się od długiej konsultacji z wytycznymi, jak bilansować dietę, jakie grupy pokarmowe podawać, w jakich ilościach i od wytycznych dotyczących suplementacji. Wszystko to jest dostosowywane do wieku dziecka. Okresowo powinno się wykonywać badania krwi; morfologię, ferrytynę, witaminę D, witaminę B12, homocysteinę bądź stężenie kwasu metylomalonowego i - w skrajnych przypadkach, kiedy podejrzewamy u takiego dziecka długą ekspozycję na bardzo źle zbilansowaną dietę, np. jeżeli takie dziecko wykazuje cechy niedożywienia, zahamowania wzrostu - warto też zrobić badanie densytometryczne, czyli zbadać gęstość mineralną kości.
I tu pojawia się pewne wyzwanie, bo rodzice mogą być świadomi układania odpowiedniego talerza dziecku, ale podają go i dziecko tego nie lubi, tamtego nie ruszy, podziobie i zostawi…
I tutaj zaskoczę panią. Dzieci wegańskie zazwyczaj nie mają ze zdrowymi produktami np. szpinakiem, fasolą, orzechami żadnych problemów, ponieważ od małego są przyzwyczajone do jedzenia kotleta z ciecierzycy, mnóstwa warzyw, nawet selera korzeniowego, którego jedna z uczestniczek naszego badania podgryzała w klinice jak chipsy. Większy problem bywa czasem (ale nie zawsze) z dziećmi na diecie wegetariańskiej, które często jedzą wszystko, tylko nie mięso np. frytki, ziemniaki, kawałek marchewki, bułkę. Część takich dzieci w ogóle nie zastępuje mięsa wartościowymi produktami. Przez co w naszym badaniu wegetariańskie dzieci miały gorsze wyniki kardiometaboliczne niż dzieci jedzące mięso. Były to np. wyższe stężenie trójglicerydów, glukozy we krwi, ale też wspominane wyżej, mniej korzystne rozłożenie tkanki tłuszczowej.
Czy wszystkie dzieci da się przyzwyczaić do jedzenia warzyw i owoców oraz zdrowych nawyków, gdy wokół tyle pokus? Rodzice stają na głowie, a dziecko i tak sięga tylko po niezdrowe przekąski, podjada słodycze…
Czy to jest kwestia przykładu, przyzwyczajenia? Wydaje mi się, że dwóch tych rzeczy… Łatwiej rzeczywiście ukształtować nawyki u dziecka, którego rodzice zdrowo się odżywiają i dają zamiast chipsów seler lub marchewkę do rączki.
Wiele nastolatków odwraca się od mięsa ze względów etycznych, ale nie zawsze chcą zastępować je czymś wartościowym.
Przechodzenie nastolatków na dietę wegańską czy wegetariańską ze względów etycznych to oddzielna grupa, której nie badaliśmy. U często zbuntowanych nastolatków odrzucenie mięsa nie zawsze idzie w parze ze świadomością tego, że muszą dostarczać w diecie jego zamienniki. To może skutkować niedoborami pokarmowymi, np. anemią z niedoboru żelaza. Spotkałam się z takimi przypadkami w praktyce klinicznej. Trzeba z nimi o tym rozmawiać i nakłaniać do konsultowania diet z dietetykiem.
Dieta roślinna zrównoważona to niezrównoważony czasowo rodzic? Jak jest z przygotowywaniem posiłków? Słyszę często argument, że wegańska kuchnia wymaga więcej czasu.
Jeśli chodzi o zastąpienie mięsa, głównie roślinami strączkowymi, to odwołując się również do mojego doświadczenia pozostawania na diecie wegańskiej przez kilkanaście lat, mogę powiedzieć, że jest bardziej pracochłonna. Trzeba te strączki moczyć, miksować, piec. Łatwiej jest usmażyć schabowego niż zrobić kotlet z soczewicy. Natomiast trzeba też wziąć pod uwagę to, że wszystko jest kwestią determinacji. Jeśli człowiek się wprawi, to wtedy w przygotowywanie jedzenia roślinnego wkłada się porównywalną ilość czasu. Oczywiście można kupować w tej chwili gotowce, ale są one najczęściej produktami wysoko przetworzonymi o niskiej wartości odżywczej. Czytam składy tych produktów i włos mi się na głowie jeży. Ostatnio WHO podjęło ten temat. W zeszłym roku był raport wskazujący na to, że konsekwencje zdrowotne spożywania takich przemysłowo wyprodukowanych zamienników mięsa są w długim terminie nieznane.
Wegańska czy wegetariańska dieta zatem wcale nie musi być taka zdrowa?
Oczywiście. Mamy już pierwsze badania na dorosłych, które pokazują, że osoby na dietach roślinnych, odżywiające się wysoce przetworzonymi produktami mają wyższe ryzyko zdrowotne niż te spożywające mięso. Te korzyści zdrowotne u wegan i wegetarian, które obserwowaliśmy na przełomie XX i XXI wieku mogą niedługo zaniknąć, ponieważ coraz więcej osób korzysta z gotowców.
A z jakimi mitami pani najczęściej spotyka się jeśli chodzi o mięsożerców i roślinożerców?
Na przykład część wegan i wegetarian uważa, że te diety są tak zdrowe, że nie warto w ogóle zwracać uwagi na suplementację. Traktują ten sposób odżywania jako dietę idealną i nie dopuszczają do siebie w ogóle myśli, że wegetarianizm czy weganizm może wiązać się z pewnym ryzykiem zdrowotnym. Co prawda rzadko się taka postawa zdarza, ale się zdarza. Natomiast u części osób na dietach tradycyjnych wytwarza się postawa skrajnie odwrotna. Uważają, że dzieci wegańskie to dzieci, które są automatycznie niedożywione i słabe. Nawet często lekarze tak je postrzegają. Na konferencjach medycznych, gdzie czasem zdarza mi się wykładać na temat bilansowania tych diet dla publiczności lekarskiej, spotykam się z takimi skrajnymi postawami. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Jeżeli dieta ta jest dobrze zbilansowana, to może ona być stosowana u dziecka. Z drugiej strony obóz „roślinoentuzjastów” ma tendencje do minimalizowania ryzyk i bagatelizowania potrzeby bardzo uważnego planowania tej diety i konsultacji ze specjalistami. Jak we wszystkich innych kwestiach, należy unikać skrajności. Najlepszy jest tutaj złoty środek.
Klaudia Torchała, zdrowie.pap.pl
Źródło:
Publikacja wyników doktoratu w American Journal of Clinical Nutrition | Dr. Małgorzata Desmond