VR - nowe narzędzie do leczenia fobii
Zdaniem dr Agnieszki Popławskiej, Kierownika Zakładu Psychologii Organizacji i Marketingu Uniwersytetu SWPS w Sopocie psychoterapie z wykorzystaniem AI to tylko kwestia czasu. VR-owe gogle są już powszechne, teraz czas na specjalne VR-owe pokoje, gdzie można np. zmierzyć się z fobiami albo popracować nad uzależnieniami. Specjalistka przekonuje, że terapia wspomagana VR daje dużo lepsze efekty.

Kiedy mamy do czynienia z fobią?
Fobie to natychmiastowy i wyraźny lęk albo niepokój, który objawia się w określonej sytuacji albo dotyczy określonego przedmiotu. Możemy je podzielić na tak zwane fobie specyficzne i wtedy to jest lęk, niepokój związany z jakimś charakterystycznym bodźcem, np. z pająkiem, lęk przed wodą, przed krwią czy przed zastrzykami. Ale może też występować tzw. fobia nieswoista, związana z ogólnymi zaburzeniami lękowymi, np. z lękiem społecznym, przed obecnością i oceną innych osób.
Które z nich występują najczęściej?
Z badań wynika, że najpopularniejsze są fobie specyficzne – np. agorafobia, czyli lęk przed otwartą przestrzenią, arachnofobia – czyli obawa przed pająkami, czy aerofobia - lęk przed lataniem. Często występuje też fobia społeczna, czyli związana z kontaktami społecznymi.
Bardzo rzadka natomiast jest np. fobia przed czerwonym kolorem albo fobia przed gołębiami. Ale zdarzają się.
Czy z taką fobia można sobie poradzić samemu?
Najlepiej byłoby zwrócić się do specjalisty z tego względu, że najskuteczniejszą metodą w leczeniu fobii jest terapia poznawczo-behawioralna. Polega ona na odpowiedniej relaksacji pacjenta i pokazywanie mu coraz silniejszych bodźców, które wywołują lęk. I dobrze jest, aby działo się to w obecności terapeuty, który wie kiedy można przejść do następnego etapu i jak opanować sytuację, gdy już wykracza ona poza te akceptowalne przez pacjenta.
Proszę opowiedzieć jak to wygląda.
Na początku zaczynamy sobie wyobrażać na przykład rysunkowego pająka, który jest gdzieś oddalony. W momencie, kiedy osoba zgłasza, że już jest całkowicie zrelaksowana zaczynamy ten bodziec przybliżać. W kolejnym kroku proponujemy, by pacjent wyobraził sobie na przykład, że siedzi w kinie i w filmie, który ogląda pojawia się jakiś prawdziwy pająk, gdzie na ścianie czy na podłodze. Itd. Nad przebiegiem takiego procesu cały czas czuwa specjalista, który może pokierować sytuacją: powoduje, że pacjent się relaksuje, albo kiedy jest taka potrzeba, cofa go do poprzedniej sytuacji. Wyczuwa kiedy pacjent jest gotowy na to, by mierzyć się z bardziej wyrazistymi ekspozycjami bodźca.
Wraz z naukowcami z Politechniki Gdańskiej i Uniwersytetu Jagiellońskiego zbadali państwo jak w tym procesie może pomóc AI, proszę powiedzieć o swoich obserwacjach.
Tak, okazuje się, że wirtualna rzeczywistość świetnie sprawdza się właśnie w ekspozycji na te niechciane bodźce. Można w niej zaplanować konkretne sytuacje i ustawić gradację tych bodźców, np. gdzie pojawiają się te przysłowiowe pająki, albo czy podwyższamy na przykład poprzeczkę przy lęku wysokości, przy czym pacjent jest świadomy, że nie ma do czynienia z prawdziwym bodźcem.
Daje nam to możliwość reagowania na bieżąco - możemy modyfikować ilość powtórzeń, czy natężenie bodźców. Jest to też dobre narzędzie dla osób, które mają problem z wyobrażeniem sobie lękotwórczych bodźców – przy VR nie musimy polegać na wyobraźni klienta, tylko możemy te bodźce prezentować i bardzo wyraźnie widzieć, jakie są reakcje osoby, z którą pracujemy. Kiedy obserwujemy, że jest problem zatrzymujemy się, możemy popracować nad oznakami lęku, zrelaksować się i znowu podjąć próbę oswojenia się z daną sytuacją bodźcową.
Przekonujemy mózg, że to nic niebezpiecznego?
Dokładnie. Na przykład osoba, która ma lęk wysokości idzie ścieżką i przechodzi po kładce, która leży na ziemi. W którymś momencie podnosimy tę kładkę o 10 cm, oswajamy się z tą sytuacją i próbujemy po niej przejść w wirtualnej rzeczywistości. W tym czasie robimy ćwiczenia relaksacyjne. Jeśli się uda podnosimy kładkę o kolejne 10 cm. Gdy pojawiają się jakiekolwiek oznaki stresu, na bieżąco je korygujemy, możemy wykonywać po kilka prób, a gdy się uda i znowu poczujemy się całkowicie zrelaksowani, podnosimy poprzeczkę o kolejne 10 cm itd.
Podobnie postępuje się w przypadku innych fobii, np. lęku przed lataniem samolotem. A VR dodatkowo eliminuje nam wiele trudności związanych z organizacją ekspozycji in vivo, np. trudności logistyczne czy koszty - łatwiej jest zasymulować np. wnętrze samolotu niż wprowadzać pacjenta do rzeczywistego samolotu.
Ale chyba nie da się VR zastosować w każdej sytuacji?
W ogóle należy powiedzieć, że ona nie zastąpi całkowicie terapii prowadzonej in vivo, czyli w naszej normalnej rzeczywistości, ale może ją wspomóc i takie jest jej zadanie. W pewnym momencie jednak musimy się z rzeczywistością zmierzyć.
A czy korzystanie z tej metody może być niebezpieczne?
Może być niebezpieczne, gdy osoba zostanie wystawiona na bodźce, na które nie jest gotowa i dostanie ataku paniki. Dlatego tego typu terapię powinien prowadzić wykwalifikowany psychoterapeuta, który będzie wiedział, jak zareagować, gdy klienta dopada stres, zaobserwować, że zbliża się atak paniki.
Czy terapia z pomocą AI są już stosowane w Polsce? Jak jest z jej dostępnością?
Wciąż nie jest to powszechna metoda, bo zanim tak się stanie, trzeba zbadać jej przydatność i przede wszystkim bezpieczeństwo. A takie badanie trzeba zrobić na grupie osób cierpiących na określoną fobię, co nie jest proste. Próbowałam znaleźć jakiś raport, który pokazywałby w ilu gabinetach są stosowane takie metody, ale nie udało mi się znaleźć takich statystyk. Wiem jednak na pewno, że w Warszawie i we Wrocławiu są gabinety, gdzie można poddać się takiej psychoterapii.
Czy pani zdaniem to terapia, która z czasem znajdzie swoje miejsce wśród metod proponowanych w gabinetach terapeutycznych?
Wydaje mi się, że to tylko kwestia czasu. To bardzo ciekawa metoda, która może nam służyć do tego, żebyśmy sprawdzali reakcje własnego organizmu i np. radzili sobie ze stresem. Dzięki VR możemy monitorować reakcje naszego organizmu, dostajemy biofeedback, dzięki czemu łatwej nad nimi popracować.
Fajne rezultaty osiągają osoby uzależnione, które w wirtualnej rzeczywistości mogą zmierzyć się ze swoim nałogiem, na przykład posiedzieć w barze, oswoić się z obecnością bodźca - alkoholu czy papierosów. Badania pokazują, że to doskonale wspomaga ich leczenie, łatwiej im poradzić sobie z nałogami. Podobnie działa to w walce z hazardem.
Są też już programy, gdzie do wirtualnej rzeczywistości zapraszamy osoby poddawane jakiejś bolesnej fizjoterapii. W ten sposób staramy się odwrócić ich uwagę, dzięki czemu łatwiej poradzić sobie z bólem i strachem, które towarzyszą bolesnym zabiegom.
Czym jest CAVE?
Z ang. cave automatic virtual environment - dosłownie pokój - w którym tworzy się środowisko VR w formie projekcji wewnątrz sześciennego pomieszczenia. My nazywamy to jaskinią rzeczywistości wirtualnej, jest taka na Politechnice Gdańskiej. To jedno z najskuteczniejszych i najbardziej angażujących emocjonalnie środowisk wirtualnych. W skuteczności leczenia i oddziaływania wirtualną rzeczywistością bardzo ważny jest tak zwany stopień imersji, czyli zanurzenia. Nasze badania pokazały, że właśnie w takim miejscu, gdzie możemy spacerować wśród wirtualnej rzeczywistości niczym nieograniczeni, takie zanurzenie jest największe.
W porównaniu do gogli VRowych, które są dosyć nieporęczne, ciężkawe, podłączone kablami, co sprawia, że mobilność osoby z nich korzystającej jest ograniczona, w jaskini VR naprawdę można się zanurzyć w wirtualnej rzeczywistości.
Dodatkowo Politechnika dysponuje jeszcze symulatorem chodu umieszczonym na specjalnych rolkach, co pozwala uczestnikowi chodzić, czy nawet biegać „wewnątrz” sceny na podobnej zasadzie jak chomik poruszający się w kołowrotku.
Brzmi intrygująco. Co ciekawego udało wam się jeszcze wspólnie wypracować?
We współpracy z Politechniką Gdańską stworzyliśmy aplikację służącą do terapii lęku wysokości. Osobiście nie cierpię na tę przypadłość, ale miałam okazję przetestować aplikację i jest naprawdę niesamowita. Chodziłam po kładkach, pięłam się coraz wyżej, a gdy weszłam na najwyższy poziom, doktor poprosił mnie abym zeskoczyła. Kiedy to zrobiłam miałam bardzo rzeczywiste wrażenie, że ugięły się pode mną nogi. Choć miałam świadomość, że to ułuda odczuwałam to bardzo realistycznie, mimowolnie napinałam mięśnie, uginałam nogi – jakby to wszystko działo się naprawdę.
Korzystając z takiego miejsca trzeba jednak wziąć pod uwagę, że niektórzy mogą mieć tzw. chorobę symulatorową, która jest trochę podobna do choroby lokomocyjnej. Po prostu nasz błędnik zaczyna lekko wariować, więc niektórzy nie mogą w takim miejscu przebywać zbyt długo.