Deficyt witaminy D może się zemścić u... dentysty
Niedobory witaminy D mogą prowadzić do wydłużenia leczenia, a nawet do wystąpienia różnorodnych komplikacji, np. powikłań po wszczepieniu implantu lub gorszego gojenia się rany po usunięciu zęba - mówi prof. Marzena Dominiak, prezydent Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego.
Autorka: Monika Grzegorowska
Ekspert: Prof. Marzena Dominiak, prezes Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego,
Czy dieta może mieć znaczny wpływ na zdrowie jamy ustnej?
Oczywiście. Zajmuję się badaniem roli witaminy D w tym kontekście i okazuje się, że dieta, która jest uboga w tę witaminę, albo która uniemożliwia jej prawidłowe wchłanianie lub zaburza prawidłowe działanie innych czynników potrzebnych, aby doszło do syntezy witaminy D w naszym organizmie, ma wiele konsekwencji dla zdrowia jamy ustnej.
Dzięki witaminie D zachodzą bowiem skomplikowane procesy, niekoniecznie wprost z nią kojarzone. Np. doprowadza do tego, że wapń dociera do kości, albo że m.in. dzięki niej nie dochodzi do rozwoju stanu przedcukrzycowego.
Biologiczna aktywność witaminy D wpływa więc na wiele sytuacji, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania, a pośrednio wpływa na stan zdrowia jamy ustnej. Robiliśmy nawet badania na ten temat w ramach pracy doktorskiej. M.in określaliśmy poziom witaminy D u osób, które zgłaszały się do leczenia stomatologicznego z powodów ortodontycznych, czyli takich, kiedy dochodzi do nieprawidłowości budowy szczęki, żuchwy, wad zgryzu, wad zębowych. Badaliśmy u nich poziom witaminy D i innych mikroskładników, które są nam niezbędne, zbieraliśmy informacje, czy ktoś przyjmował witaminę D, czy stosował jakąś dietę, która wpływa na poziom witaminy D w organizmie, dopytywaliśmy o nasłonecznienie.
Okazało się, że żadna z tych cech nie wpłynęła znacząco na poziom witaminy D, w tym – spożywanie lub niespożywania mięsa, czy okazjonalne przebywanie na słońcu, na przykład na wakacjach. Dzięki tym „zabiegom” jej poziom może wzrosnąć najwyżej kilka jednostek, a to za mało, abyśmy mogli mówić o znaczącym ich wpływie.
Amerykańskie Towarzystwo Endokrynologiczne uznało poziom między 40 a 60 ng/ml jako niezbędny, aby tkanki miękkie mogły prawidłowo funkcjonować, nieco wyższy jest dla kości. Ale nie chodzi tylko o utrzymanie takiego poziomu witaminy D w krwi żylnej. Bo okazuje się, że gdy zbadamy jej poziom w krwi włośniczkowej, to jest on zdecydowanie niższy, a liczy się poziom wchłoniętej i przetworzonej witaminy D, która doszła do komórek i powoduje ich prawidłowe funkcjonowanie.
Co się dzieje w jamie ustnej, jeżeli poziom witaminy D jest niewłaściwy?
U dzieci pierwszym objawem jest krzywica, natomiast u osób młodocianych i dorosłych możemy mieć bardzo dużo różnych zmian począwszy od chorób przyzębia, częstszej próchnicy zębów po wady zgryzu jako wynik przyspieszonego procesu zarastania szwów kostnych, co skutkuje m.in. dość częstymi w naszej populacji zwężeniami szczęki czy tyłozgryzami i zgryzami krzyżowymi.
Z badań wynika, że poziom witaminy D może mieć wpływ na przebieg leczenia stomatologicznego. Proszę opowiedzieć na czym polega ten związek?
To prawda. Wszelkie niedobory mogą prowadzić do wydłużenia leczenia, a nawet występowania różnorodnych komplikacji. Prawidłowe stężenie witaminy D w organizmie zmniejsza ryzyko powikłań po leczeniu implantologicznym, a także zwiększa szanse na powodzenie wszczepu implantu - w dużej mierze zależy ono bowiem od stanu tkanki kostnej, na którą bezpośredni wpływ ma właśnie witamina D.
Niedobory oznaczają problemy z gojeniem się tkanek wokół implantów. Kłopoty z gojeniem się to jeden z podstawowych problemów współczesnej implantologii, prowadzi bowiem do wysokiego odsetka utraty implantów. Dzieje się tak, ponieważ proces gojenia jest bardzo osłabiony.
Gorzej goją się też zębodoły po ekstrakcji zęba - gdy brakuje witaminy D zdecydowanie częściej pojawia się tak zwany suchy zębodół, który jest bardzo dotkliwym dla pacjenta skutkiem ubocznym usunięcia zęba.
Wielu pacjentów ma także problem z patologicznym ścieraniem zębów w wyniku zbyt silnego ich zaciskania. Gdy struktura zębów jest pozbawiona odpowiedniej ilości witaminy D, ścierają się znacznie szybciej.
Powikłania dotyczą też chorych w czasie terapii onkologicznej, zwłaszcza u pacjentek z osteoporozą lub osteopenią. Przy niedoborze witaminy D pojawiają się różnego rodzaju komplikacje kostne w obrębie jamy ustnej, np. dotyczące kości szczęki. Terapia jest żmudna, trudna i często musi być wspomagana leczeniem ogólnym.
Brak witaminy D to także większa tendencja do próchnicy zębów. Jeżeli proces próchnicowy, nawet niewielki, pojawi się w obrębie szkliwa, to przy niskiej gęstości zębiny o wiele szybciej dochodzi do zmian i rozwoju próchnicy.
Narzekają na to często młode mamy...
To prawda, często słyszę od kobiet: po ciąży mam problemy z zębami. Tak naprawdę nie chodzi o samą ciążę, lecz o to, że wszystkie mikro- i makroelementy, które w ciąży dostarczamy, aby dziecko prawidłowo się rozwijało, powinniśmy zalecać także z myślą o matce. Bo ich niedobór potęguje inne szkodliwe procesy i wystarczy np. nieprawidłowa dieta, aby w jamie ustnej matki doszło do rozwoju próchnicy.
Dużym problemem jest także recesja dziąseł, czyli odsłonięcie szyjki zęba. Czy na to też ma wpływ niedobór witaminy D?
Tu nie możemy postawić znaku równości: brak witaminy D równa się recesja dziąseł, bo to cały proces związany także z brakiem parathormonu (PTH - hormon produkowany przez przytarczyce, który wraz z kalcytoniną oraz witaminą D3 odpowiada za gospodarkę wapniowo-fosforanową w organizmie – przyp. red.) i związanej z tym resorpcji kości. To efekt całego ciągu zdarzeń: wtórna nadczynność przytarczyc ma związek z nieprawidłową dietą, która wpływa na obniżenie poziomu witaminy D i wzrost poziomu parathormonu, co z kolei może wpływać na resorpcję wapnia z kości, która przy sprzyjających warunkach (na przykład w leczeniu ortodontycznym, zbyt silnych naciskach przy szczotkowaniu) zaowocuje obnażeniem szyjek zęba i związaną z tym destrukcją kości wyrostka zębodołowego, z wytwarzaniem ubytków kostnych o charakterze kraterów i w końcu wypadaniem zębów. To nie dzieje się od razu, lecz przez lata, ale w efekcie dochodzi do utraty zębów, a przyczyną często nie jest paradontoza, jak się zwykło uważać.
Wszystkiemu winne są niedobory witaminy D?
Nie bezpośrednio. Jest wiele chorób ogólnych, które mają wpływ na stan zdrowia naszej jamy ustnej, w tym niedoborów immunologicznych, uwarunkowany genetycznie brak enzymów utleniających. Ale tak, brak dostarczania w diecie przeciwutleniaczy, a oczyszczają one nasz organizm z wolnych rodników, może przyczynić się do rozwoju chociażby choroby przyzębia. W tym przypadku nieprawidłowa dieta może także powodować uszkodzenia mitochondriów, co powoduje różnego rodzaju zaburzenia, między innymi przyspieszenie rozwoju chorób autoimmunologicznych, które manifestują się w jamie ustnej.
Jednak nie da się zagwarantować, że jeśli zaczniesz jeść więcej antyoksydantów (np. owoców goi), to wystarczy, by nie mieć problemów, ale na pewno ich dostarczanie pomoże od środka wpływać na stan zdrowia jamy ustnej. Mówi się nawet, że jama ustna jest zwierciadłem zdrowia całego zdrowia. Zaglądając do jamy ustnej my już wiemy: jak tu jest dobrze, to i w środku, w naszym ciele jest dobrze. I odwrotnie.
Czy, jeśli czekają nas jakieś zabiegi stomatologiczne, warto wcześniej zadbać o właściwy poziom witaminy D?
Jak najbardziej. W moim gabinecie oznaczanie poziomu witaminy D to rutynowe badanie. Można zrobić je z krwi żylnej, choć lepsze efekty daje badanie z krwi włośniczkowej. W niektórych gabinetach dostępne są używane do tego malutkie aparaciki, którymi wykonuje się immunochromatografię - to podobny jak przy COVID-19 test genetyczny - w 15 minut otrzymujemy wynik. Warto badać nie tylko, czy poziom witaminy D jest dobry czy niedobry, ale mierzyć jej wartość. Trzeba brać tylko poprawkę na to, że badanie wykonywane z krwi włośniczkowej daje nieco niższy poziom niż to z krwi żylnej.
Znając wartości, możemy skorygować stosowaną przez pacjenta suplementację, bo często pacjentom wydaje się, że jak regularnie zażywają np. 1000 mg witaminy D, to jest to wystarczające. Tymczasem może się okazać, że ta osoba ma tak duże deficyty, że to za mało. Ale może być też tak, że ktoś bierze dużo więcej i nadal ma niedobory, bo jego organizm nie przetwarza witaminy D, więc ile by jej nie brał, jej poziom nie urośnie. Dlatego warto to robić pod kontrolą lekarza - czasami potrzebne jest bardziej skomplikowane leczenie niż prosta suplementacja.
Tak czy inaczej obecnie już w wielu gabinetach wykonuje się takie badania „od ręki”.
Można samemu zbadać sobie poziom witaminy D, aby zorientować się, czy mamy niedobór?
Jak najbardziej. Na podstawie wyniku badania lekarz będzie w stanie określić, czy to wystarczy, czy zanim rozpoczniemy leczenie stomatologiczne, lepiej byłoby uzupełnić jej poziom.
Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl