Pandemia COVID-19: widać już światełko w tunelu?

Trzecia fala epidemii w Polsce znalazła się już w odwrocie, ale na poluzowanie obostrzeń i powrót do normalności będziemy jeszcze musieli trochę zaczekać. Jak długo? I od czego to w największym stopniu zależy? Sprawdź, co na ten temat sądzi prof. Andrzej M. Fal z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie.

Fot. PAP
Fot. PAP

Co powinno być głównym kryterium decydującym o znoszeniu obostrzeń pandemicznych? Wskaźnik „R” jak chcą jedni, czy też obłożenie szpitali covidowych i respiratorów, jak twierdzą inni

Obserwacja współczynnika reprodukcji wirusa SARS-Cov-2 jest istotna, bo dzięki niemu wiemy, czy pandemia w danym miejscu narasta czy słabnie. Natomiast specyfiką współczynnika R jest to, że jest on najbardziej miarodajny w odniesieniu do małych obszarów. Dla powiatu jest więc świetny, dla województwa niezły, ale już dla kraju dosyć kiepski, a do oceny porównawczej różnych regionów czy krajów w obrębie Europy niemal bezużyteczny. 

Dlaczego?  

Ponieważ istnieje bardzo wiele zmiennych wpływających na wartość wskaźnika R, takich jak: gęstość zaludnienia, klimat, pogoda na danym obszarze, uwarunkowania kulturowe. Zatem porównywanie teraz np. Warszawy z Lizboną nie miałoby sensu, tylko zaciemniałoby obraz pandemii, z uwagi na inne, lokalne uwarunkowania. 

Czyli jednak ważniejszym kryterium jest liczba zajętych łóżek szpitalnych albo może zgonów z powodu COVID-19 w danym kraju? 

Wydolność systemu ochrony zdrowia, a więc m.in. obłożenie szpitali czy respiratorów jest oczywiście kolejnym istotnym wskaźnikiem, pomagającym w podejmowaniu decyzji dotyczących obostrzeń: ich wprowadzania, nasilania, utrzymywania, bądź luzowania. Moim zdaniem jednak również i ten wskaźnik ma swoje ograniczenia. Przede wszystkim należy pamiętać o tym, że krzywa przyjęć szpitalnych jest przesunięta co najmniej o 5-7 dni w stosunku do krzywej obrazującej liczbę nowych zachorowań, a krzywa obłożenia respiratorów i zgonów przesunięta o kolejnych kilka czy kilkanaście dni. 

Rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki

W czasie pandemii nie obawiaj się prosić o pomoc medyczną

W czasie pandemii inne choroby nie mają wakacji. Choć służba zdrowia pracuje teraz inaczej, szeroko korzystając z dobrodziejstw telemedycyny, to bezpośredni kontakt z personelem medycznym nie jest zarezerwowany tylko dla pacjentów podejrzanych o COVID-19. W razie bezpośredniego zagrożenia zdrowia lub życia pacjent ma prawo do pomocy medycznej nie tylko przez telefon czy internet.

Zatem kluczowym wskaźnikiem, przynajmniej z punktu widzenia zarządzania obostrzeniami pandemicznymi, jest dzienna liczba nowych przypadków? 

Tak, moim zdaniem to obecnie kluczowy wskaźnik. Krzywa zachorowań bieżących najlepiej pokazuje dynamikę epidemii tu i teraz, podczas gdy krzywe zgonów i obłożenia respiratorów obrazują jej ciężkość. Dobierając adekwatne restrykcje staramy się przede wszystkim wyhamować dynamikę pandemii, a nie jej ciężkość, na którą zresztą nie mamy wielkiego wpływu. Dlatego uważam, że restrykcje powinny być regulowane w zależności od dynamiki nowych przypadków. 

Pytanie tylko czy te statystyki pokazują prawdziwy obraz epidemii? Niektórzy w to wątpią i mówią, że trzeba by dzienną liczbę przypadków pomnożyć ileś tam razy…

Myślę, że ten mnożnik z biegiem czasu staje się coraz mniejszy. Jeszcze parę miesięcy temu sam mówiłem, że można by oficjalnie podawaną dzienną liczbę nowych zachorowań pomnożyć od 3 do 5 razy, aby uzyskać prawdziwy obraz epidemii. Teraz, gdy spora część z nas już przechorowała COVID-19 lub się zaszczepiła, ten mnożnik jest z pewnością o wiele mniejszy. Myślę, że na tym etapie pandemii jesteśmy też dużo bliżej styczności danych testowych z realiami, niż jeszcze 3-4 miesiące temu.

Tu dochodzimy do kolejnej zagadki: jaki jest aktualnie poziom immunizacji społeczeństwa? Innymi słowy, jaki odsetek populacji ma już przeciwciała przeciw nowemu koronawirusowi? 

Około 15 proc. dorosłej populacji Polski dostało już przynajmniej jedną dawkę szczepionki. Jeśli do tego dołożymy jeszcze wszystkich ozdrowieńców, to w sumie około 10 mln osób w naszym kraju ma już przynajmniej częściową odporność. 

Fot. PAP

Jak nasz układ immunologiczny walczy z wirusem SARS-CoV-2

Czyli jedna czwarta społeczeństwa, brzmi nieźle, ale to z pewnością nie wszystko, bo przecież część osób przeszła zakażenie bezobjawowo. 

Tak, odsetek ten w rzeczywistości może być większy. Mówi się, że około 70 proc. infekcji przebiega bezobjawowo, w przypadku wariantu brytyjskiego trochę mniej. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że odporność nabyta po przechorowaniu COVID-19 z czasem słabnie, czyniąc nas podatnymi na reinfekcję już nawet po kilku miesiącach. Myślę, że w tym kontekście dużym problemem może być za chwilę dla nas ekspansja nowych wariantów koronawirusa oraz ich śledzenie: południowoamerykańskiego, południowoafrykańskiego czy też indyjskiego. Np. w Londynie trwa już intensywne monitorowanie osób zakażonych wspomnianymi nowymi wariantami, w obawie przed kolejną falą pandemii. W Polsce niestety badania przesiewowe dotyczące genotypowania wirusa są wciąż dość rzadkie. 

Biorąc te wszystkie okoliczności pod uwagę, kiedy Pana zdaniem realnie możemy osiągnąć w Polsce tzw. odporność zbiorowiskową? 

Powiem tak: zapraszam wszystkich na wakacje w drugiej połowie września. Jeśli oczywiście wszystko pójdzie zgodnie z planem i nie wydarzy się coś nieoczekiwanego, np. jeśli chodzi o agresywność kolejnych wariantów wirusa czy też ich reaktywność na wytworzoną przez nas w sposób naturalny lub poprzez szczepienia odporność. Wtedy końcówka września jest w miarę realistycznym terminem do zaplanowania bezpiecznych wakacji. 

Czyli tegoroczna majówka jest raczej stracona. 

Mam nadzieję, że pogoda nas zniechęci i nie będziemy jej wcale żałować. Rzeczywiście, raczej się nie zanosi, że w tę majówkę będziemy mogli poszaleć. 

Ostatnio coraz więcej się mówi o tym, że noszenie maseczek ochronnych na zewnątrz nie ma sensu. Co Pan na to? 

Bez sensu to jest z pewnością noszenie maseczki w lesie albo na jakimś odludziu, ale gdy idziemy np. chodnikiem w mieście i co chwilę dochodzimy do jakiegoś przejścia dla pieszych albo stoimy w kolejce, to jak najbardziej maseczki mają sens. Z pewnością jest to dla nas niewygodne, ale jednak zwiększa nasze i innych ludzi bezpieczeństwo. 

Fot. PAP/M. Kmieciński

Szczepionki są na razie jedyną skuteczną bronią przed pandemią. Kropka.

Technologia mRNA nie pojawiła się w momencie, gdy wybuchła pandemia COVID-19 – prace nad jej wykorzystaniem w medycynie trwają od co najmniej 20 lat. Właśnie dzięki temu można było w ciągu niespełna roku opracować szczepionki przeciwko nowej chorobie. A ponieważ nie mamy lekarstwa na COVID-19, szczepienia pozostają najbardziej efektywnym, a co istotne – niezwykle bezpiecznym sposobem na pandemię.

Według wyznawców tzw. teorii sera szwajcarskiego, głoszącej, że w naszym podejściu do walki z pandemią istnieje wiele dziur, raczej nie uda się nam jej pokonać...  

Połowa antyszczepionkowców tak twierdzi, ale prawda jest taka, że nie mamy obecnie lepszej broni przeciw pandemii jak szczepionki oraz tzw. zasada DDM. Szczepionki są największą zdobyczą medycyny i uratowały dotąd setki milionów istnień ludzkich, ale oczywiście nie mamy w przypadku wirusów takich jak SARS-CoV-2 czy grypa szczepionek w 100 proc. skutecznych. Bądźmy szczerzy: nowy koronawirus zostanie wśród nas na pewno przez co najmniej kilkaset lat. 

Czyli co, za rok będziemy się musieli szczepić trzecią dawką, a potem kolejnymi? 

Cóż, odporność na COVID-19, którą nabywamy nie jest wieczna. W sposób naturalny obniża się w czasie. Poza tym na pewno będą powstawać nowe warianty wirusa. To właśnie dlatego rutynowym działaniem powinno być szczepienie ozdrowieńców już nawet miesiąc lub dwa po przejściu infekcji. Z tych dwóch powodów będziemy się też musieli co jakiś czas doszczepiać. 

Polacy w sondażach deklarują obecnie, że najchętniej szczepiliby się preparatami Pfizera lub Moderny, a więc szczepionkami mRNA. Czy to prawda, że tego rodzaju szczepionki najszybciej da się zmodyfikować tak, aby działały skutecznie przeciw nowym wariantom wirusa? 

Jestem za jak najszybszym zaszczepieniem się dowolną dostępną szczepionką lub też taką, jaką dobierze nam lekarz. Technologia mRNA rzeczywiście sprawia, że wypuszczenie kolejnej wersji szczepionki, dostosowanej do nowego wariantu wirusa możliwe jest w praktyce już ciągu kilku tygodni. Pytanie tylko czy regulatorzy rynku uznają, że to będzie ten sam produkt leczniczy czy jednak nie. W tym drugim przypadku wymagałoby to ponownego uruchomienia długiej procedury badań, ocen i szeregu działań formalnoprawnych dopuszczających je na rynek. 

Fot. PAP/P. Werewka

Pandemia a lęk. Czy można go opanować?

W ciągu najbliższych dwóch lat zwiększy się w Polsce liczba osób z zaburzeniami lękowymi i depresyjnymi – przewidują eksperci. Już teraz instytucje udzielające pomocy osobom w kryzysie psychicznym mają dużo więcej pracy niż zwykle. Także tzw. powrót do normalności po doświadczeniu pandemii może być stresujący.

Ostatnio głośno było o ryzyku wystąpienia rzadkich incydentów zakrzepowo-zatorowych po szczepieniu preparatami wytwarzanymi w technologii wektorowej, czyli szczepionkami firm AstraZeneca i Johnson & Johnson. Nie zauważono tego typu działań niepożądanych przy szczepieniu preparatami mRNA? 

W przypadku szczepionek mRNA podnoszony był początkowo najbardziej problem ewentualnych reakcji alergicznych, który jednak okazał się z czasem mniejszy niż się obawiano. Istotnego ryzyka zakrzepów w zatokach żylnych mózgu raczej przy szczepieniach preparatami mRNA nie stwierdzono. Tego rodzaju problemy okazały się jednak być bardziej specyficzne dla szczepionek wektorowych. Nie zdziwię się zatem, gdy wkrótce okaże się, że podobny problem występuje u szczepionych Sputnikiem V. Mimo wszystko są to wciąż bardzo rzadkie przypadki. Nadal więc, co zresztą potwierdziła niedawno Europejska Agencja Leków, suma korzyści ze szczepienia przekracza sumę związanych z nim ryzyk. Wiadomo już, że szczególnie młode kobiety używające antykoncepcji doustnej są tutaj w grupie zwiększonego ryzyka, zatem powinno się je wyłączyć ze szczepień preparatami wektorowymi. 

Generalnie Polacy są chyba jednak wciąż do szczepień nastawieni dość pozytywnie? 

Tak. Chęć zaszczepienia deklaruje obecnie 57-58 proc. dorosłych Polaków, czyli razem z tymi już zaszczepionymi, łącznie zwolennicy szczepień stanowią blisko 3/4 populacji. To jednak nie oznacza, że pozostałe 25 proc. jest przeciwko szczepieniom, bo na pewno wśród nich są też osoby niezdecydowane. Można tu więc mówić o sporym sukcesie, do którego przyczyniło się wiele instytucji, mediów, a także oddolnych inicjatyw, takich jak Nauka Przeciw Pandemii, konsekwentnie zwalczających dezinformację dotyczącą szczepień oraz pandemii za pomocą rzetelnej wiedzy.  

Podsumowując: na dzień dzisiejszy epidemia wymyka się nam spod kontroli, czy może raczej to my zyskaliśmy przewagę nad wirusem? 

Chcę wierzyć, że to my zyskujemy przewagę. Jeśli deklaracje producentów na temat dużych dostaw szczepionek w II kwartale się potwierdzą, to rzeczywiście jest szansa na to, że przejmiemy kontrolę. Na razie niestety tempo szczepień w Europie niewiele wzrosło. Zatem, jesteśmy na dobrej drodze, ale musimy co najmniej trzykrotnie zwiększyć dzienną liczbę szczepień. Technicznie i systemowo jesteśmy na to przygotowani, zwłaszcza, że mają się w to włączyć farmaceuci, a także pracodawcy. Musimy jednak mieć jeszcze wystarczającą ilość szczepionek. 

Rozmawiał: Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl

Tekst powstał w ramach projektu edukacyjnego „Science will win”, którego mecenasem jest firma Pfizer.

Ekspert

Fot. PAP

Prof. Andrzej M. Fal, internista, pulmonolog, alergolog - Lekarz, specjalista chorób wewnętrznych, pulmonologii, alergologii oraz zdrowia publicznego. Posiada również wykształcenie ekonomiczne. Obecnie kierownik Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie, a także prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego. Ponadto jest pracownikiem naukowym Collegium Medicum na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Autor

Wiktor Szczepaniak

Wiktor Szczepaniak - Doświadczony dziennikarz, redaktor i specjalista ds. komunikacji społecznej. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Pracował m.in. w Polskiej Agencji Prasowej, Pulsie Biznesu, Instytucie Żywności i Żywienia, Instytucie Psychiatrii i Neurologii oraz w Głównym Inspektoracie Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Specjalizuje się w tematach związanych z żywnością i żywieniem, zdrowiem publicznym, profilaktyką zdrowotną, medycyną stylu życia, psychologią, neuroróżnorodnością, nauką i edukacją.

ZOBACZ TEKSTY AUTORA

ZOBACZ PODOBNE

  • M.Kmieciński/PAP

    Sprawdź, czy nie tracisz wzroku – prosty test

    Zwyrodnienie plamki żółtej (AMD) to jedna z najważniejszych chorób, z którymi boryka się okulistyka i najczęstsza przyczyną utraty wzroku w krajach rozwiniętych. Dla lekarzy to wyzwanie, bo pacjenci często zgłaszają się zbyt późno, a wystarczy wykonać prosty test – podkreśla prof. dr hab. n. med. Sławomir Teper, okulista, chirurg witreoretinalny ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

  • Fot. PAP/P. Werewka

    "Niepełnosprawny" czy "osoba z niepełnosprawnością"?

    Język jest materią żywą. Słowo potrafi z jednej strony krzywdzić i ranić, z drugiej uskrzydlać i wspierać. Niektóre zwroty czy pojedyncze słowa odchodzą do lamusa, nabierają innego znaczenia lub są zastępowane innymi, bo wydają nam się stygmatyzujące. Czy dlatego coraz częściej słyszymy wyrażenie: „osoba z niepełnosprawnością” zamiast: „osoba niepełnosprawna”?

  • Fot. PetitNuage/Adobe Stock

    Nikt nie odda wzroku skradzionego przez jaskrę

    Jaskry nie można wyleczyć. Kradnie nam wzrok i wcale nie jest przypisana starości. Nowe okulary na nosie, po badaniu jedynie ostrości widzenia, nie świadczą o tym, że na dnie oka nie czai się ta podstępna choroba, którą ma około milion Polaków, a połowa z nich o tym nie wie. O diagnostyce i leczeniu jaskry opowiada prof. dr hab. n. med. Iwona Grabska-Liberek, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Okulistycznego.

  • AdobeStock

    Jąkanie – gdy mowa nie nadąża za myślami

    Nawet aktorzy czy politycy się jąkają, ale przypadłość ta potrafi mocno utrudniać życie. Pojawia się zwykle w dzieciństwie. Szczęśliwie w większości przypadków ustępuje samoczynnie. Czasami potrzebna jest jednak pomoc specjalistów, więc trzeba być czujnym.

NAJNOWSZE

  • Kongres Zdrowie Polaków

    6. edycja Kongresu „Zdrowie Polaków” już w najbliższy poniedziałek

    Patronat Serwisu Zdrowie

    Tegoroczna edycja Kongresu „Zdrowie Polaków odbędzie się pod hasłem „Nauka dla zdrowia społeczeństwa”. Serwis Zdrowie jest patronem medialnym wydarzenia. Wśród zaproszonych gości przedstawiciele świata medycyny, nauki, polityki.

  • Cukrzyca typu 1 – przyczyny i objawy

  • Uzależnienia u dzieci i młodzieży – na co należy zwrócić uwagę?

  • Sprawdź, czy nie tracisz wzroku – prosty test

  • Kiedy zacząć myć zęby dziecku?

  • Adobe Stock

    Operacja bariatryczna to coś więcej niż zmiana budowy przewodu pokarmowego

    W operacji bariatrycznej chodzi naprawdę o coś więcej niż zmniejszenie rozmiaru ciała, do którego pacjent przez lata potrafi się przyzwyczaić. Otyłość to choroba, którą bezwzględnie należy leczyć wszystkimi dostępnymi metodami, bo szerzy spustoszenie w organizmie. To nie jest wybór chorego – zaznacza prof. Wojciech Lisik chirurg bariatra, transplantolog. Wyjaśnia, na czym polega zabieg i jakiej recepty osobie z otyłością absolutnie wystawić nie można.

  • CRM – zespół sercowo-nerkowo-metaboliczny. Nowe spojrzenie na szereg schorzeń

  • HIV: kiedyś drżeliśmy, dziś ignorujemy